Inspirowana w pewnych środowiskach medialnych akcja „pilnowania” Kościoła przez czytelników i telewidzów tych mediów, nie mając do tego mandatu demokratycznego ani społecznego, musi budzić oburzenie i powinna skłonić do refleksji nad tym, co tak naprawdę się dzieje.
Pamiętajmy, że świątynie to nie są zwykle miejsca i wbrew medialnej praktyce nie mogą być zestawiane w jednym rzędzie ze sklepami czy klubami fitness, gdyż są to sprawy nieporównywalne. Religia to nie jest popołudniowo-niedzielne hobby człowieka: to określenie życiowe, tożsamość przekładająca się na jego zaangażowanie w sprawy doczesne, mocna identyfikacja, na którą ponoć wszyscy powinni być wrażliwi, zwłaszcza gdy chodzi o kwestie seksualne, ale jak się okazuje nie dotyczy to chrześcijan i ich tożsamość traktuje się jako drugoplanową.
Wesprzyj nas już teraz!
W moim odczuciu taka akcja to poza uzurpacją władzy kompetentnych organów, chęć wywierania presji, zniechęcanie w ogóle do chodzenia do kościoła. Jak szybko obrońcy demokracji i wolności stają się gnębicielami wolności! Przed sklepami ich nie zobaczymy, które przecież są otwarte. Ale to nie koniec. Do tego niektórzy w Toruniu w niedziele rano wywieszali przy bramach do kilku świątyń taśmy blokujące dostęp do terenu kościelnego i napisy „teren skażony”… To ewidentne utrudnianie swobody wyznawania religii, a jednocześnie to przejście od „słów” do „czynów”, bo zaczyna się od niewinnego liczenia wiernych przyjmujących Komunię Świętą, dając przy okazji świadectwo o ignorancji życia liturgicznego i złośliwości, a prowadzi ostatecznie do łamania prawa. Warto tę sekwencję zdarzeń widzieć razem. Jedno napędza drugie.
Opisywana w mediach akcja dziwnie jest wybiórcza, nie widzimy takich inkwizytorów przy zakładach pracy, redakcjach gazet czy gmachach telewizji, a jedynie przy świątyniach, które się etykietuje jako zagrożenie. To znane socjotechniczne działanie. Chodzi o wywołanie pewnych skojarzeń wśród ludzi, by powstała asocjacja: „świątynia/msza święta = zagrożenie”, a cala ta akcja ma ideologiczny przekaz, skoro skupia się tylko na jednym rodzaju obiektów! Od egzekwowania przestrzegania prawa są służby, które obdarzamy jako społeczeństwo zaufaniem i powierzamy funkcje kontrolne. Problem nadmiernej prędkości na drogach nie daje prawa do tego, aby ktoś nieupoważniony dokonywał pomiaru.
Widać wyraźnie w czasie pandemii, że Kościół i ludzie wierzący, troszczący się w imię miłości bliźniego o swoje i innych życie, są odpowiedzialnymi obywatelami, którym można zaufać, nie trzeba trzymać na sznurku, kontrolować na każdym kroku.Wierzący przyjęli obostrzenia, dostosowują się do wymogów sytuacji, wspierają walkę z pandemią na wiele sposobów (od finansowych po duchową opiekę nad zakażonymi i ich rodzinami), pamiętają o tych, którzy sobie nie radzą, odwiedzając samotnych i chorych, rozwijają nowe sposoby duszpasterskie przy wykorzystaniu mediów społecznościowych, a mimo to są portretowani jako niebezpieczni, naiwni, nieodpowiedzialni. Dlaczego? Być może wchodzi w grę całkowicie niemerytoryczna, ale ideologiczna, chrystianofobiczna przesłanka. Warto zdawać sobie z tego sprawę.
Ks. prof. Piotr Roszak
Teolog, doktor habilitowany nauk teologicznych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu i Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie (UNAV) oraz współpracownik Laboratorium Wolności Religijnej.