28 grudnia 2018

Kto stworzył Czerwonych Khmerów, czyli komunizm jako choroba psychiczna

(Kadr z filmu Pola Śmierci, źródło: filmweb.pl)

„Eksperyment” Czerwonych Khmerów nie polega na budowaniu komunizmu, w którym będzie wieczna szczęśliwość i jedna wielka utopia. Pol Pot uważał bowiem, że komunizm jest wtedy, gdy nie ma własności prywatnej. Innymi słowy – stopień w jakim zbliżamy się do idealnego państwa komunistycznego nie jest określany przez wysokość stopy życiowej czy osiągnięcia państwa na niwie technologicznej, przemysłowej, gospodarczej etc., tylko przez stopień kolektywizacji. Jeśli mamy całkowitą kolektywizację, to mamy państwo całkowicie komunistyczne, co oznacza, że zadanie zostało wykonane. A to czy osiągnie się ten cel mordując miliony to już zagadnienie poboczne, a nawet pożyteczne, jeśli udało się wyeliminować „elementy niebezpieczne” – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jakub Polit (UJ).

 

Ile osób zginęło w czasie rządów Czerwonych Khmerów?

Wesprzyj nas już teraz!

Do dzisiaj toczy się dyskusja na ten temat. Prawdopodobnie jednak nigdy nie poznamy dokładnej liczby ich ofiar. Powód jest prosty: w chwili przejęcia władzy przez Czerwonych Khmerów nie istniały tzw. spisy ludności i nie możemy podać liczb wyjściowych.

 

To jednak nie wszystko. Wietnamczycy, którzy obalili reżim Czerwonych Khmerów, mieli własny interes, żeby windować te liczby do jak najwyższego poziomu.

 

Dlaczego?

Chociażby dlatego, że do wspólnego worka można było wrzucić także wcześniejsze i późniejsze zbrodnie armii wietnamskiej, a było ich sporo, po czym zrzucić winę na Czerwonych Khmerów.

 

Minimaliści twierdzą, że Czerwoni Khmerzy zamordowali niecały milion osób, co już jest, biorąc pod uwagę wielkość tego kraju i liczbę jego mieszkańców (7-8 mln), liczbą przerażającą. Z kolei maksymaliści twierdzą, że komunistyczny reżim wymordował w Kambodży ponad 3 mln osób.

 

Należy pamiętać, że rządy Czerwonych Khmerów trwały od 17 kwietnia 1975 roku do 25 grudnia 1978 czyli około trzech lat. Biorąc pod uwagę wyliczenia wspomnianych maksymalistów wychodzi na to, że zamordowali milion osób rocznie, czyli ponad 2 700 dziennie. Co bardzo charakterystyczne: większą część ofiar czerwonych Khmerów stanowili ludzie, którzy nie zginęli w wyniku egzekucji czy innych politycznych represji, tylko z głodu i to pomimo zapędzenia prawie wszystkich mieszkańców kraju do pracy w rolnictwie.

 

W 1984 roku w kinach pojawił się film „Pola Śmierci” opowiadający o ludobójstwie w Kambodży. Czy oddaje on rzeczywistość?

Wywołany przez Pana film wprawdzie poraża faktami, ale został bardzo sprytnie skonstruowany, ponieważ nie ma w nim zdecydowanej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kim są ludzie, którzy dokonali tych wszystkich zbrodni. Z tego co pamiętam, nie padają tam również słowa „komunizm” czy „komuniści” i w gruncie rzeczy można dojść do wniosku, że Czerwoni Khmerzy pojawili się znikąd, niczym mityczni naziści, z którymi zresztą zostali zrównani.

 

To znaczy?

Specjaliści od propagandy i manipulacji z Wietnamu i ZSRR „odkryli”, że Czerwoni Khmerzy byli nacjonalistami i faszystami i nigdy, ale to przenigdy nie mieli nic wspólnego z ideologią Marksa, Engelsa, Lenina, Stalina i Mao Zedonga. Dla wzmocnienia tej narracji „odrestaurowano” i „wymodelowano” kambodżańskie obozy, zwane komunami w taki sposób, aby przypominały niemieckie obozy śmierci.

Trudno dzisiaj znaleźć w polskich księgarniach i bibliotekach literaturę na temat kambodżańskiej hekatomby. Dla wielu jedynym źródłem wiedzy na temat zbrodni Czerwonych Khmerów są właśnie „Pola Śmierci”. Dlaczego 50 lat po tym ludobójstwie tak mało się o nim mówi?

Trzeba wziąć pod uwagę fakty następujące: z racji europejskiej najistotniejszy jest niemiecki, narodowy socjalizm, a później reżim sowiecki. Reżim chiński, który właściwie zajmował się tylko własnymi obywatelami jest znany wielokrotnie mniej, a mowa przecież o światowym mocarstwie.

 

Kambodża z kolei jest małym, relatywnie nieznanym krajem. Istnieje wprawdzie w jakimś zakresie coś takiego ja diaspora khmerska, ale ogranicza się ona przede wszystkim do Francji. To właśnie w V Republice funkcjonuje wiele ciekawych prac, dużo bardziej interesujących niż „Pola Śmierci”. Czy zostaną one jednak szerzej rozpowszechnione? Śmiem w to wątpić.

 

Skąd się wzięli Czerwoni Khmerzy?

Byli to intelektualiści wychowani przez paryską Sorbonę. Można powiedzieć, że mamy tu do czynienia ze swoistą komunistyczną regułą. Partia bolszewicka miała być partią proletariacką, ale z wyjątkiem swojego jednego członka Michaiła Tomskiego, który był pokazywany jak tego rodzaju osobliwość, a w rzeczywistości nie dość, że nie wywodził się z rodziny robotniczej i w dodatku nigdy nie wykonywał żadnej pracy fizycznej, nie miała w swych szeregach przedstawicieli ludu pracującego miast i wsi. A wszystko w myśl zasady wygłoszonej przez towarzysza Lenina: „Dyktatura proletariatu jest rzeczą zbyt poważną, żeby ją powierzać proletariatowi”.

 

To samo tyczy się komunistów w Chinach – tam też dominowali intelektualiści.

 

Wróćmy jednak do Kambodży. Przywódcy Czerwonych Khmerów, jak wspominałem, ukończyli studia na Sorbonie, co należy powiedzieć ze smutkiem. Trudno było bowiem Józefa Stalina czy Mao Zedonga uznać za intelektualistów w pełnym znaczeniu tego słowa. W przypadku Czerwonych Khmerów mamy zaś do czynienia z prawdziwymi intelektualistami, w dodatku – filozofami, których rządy okazały się po tysiąckroć gorsze niż rządy wspomnianych wyżej nieokrzesanych prostaków.

 

Czerwoni Khmerzy byli ludźmi z najwyższych sfer ówczesnej kambodżańskiej władzy. Sam Saloth Sar, czyli Pol Pot to człowiek, który spędził dzieciństwo w pałacu króla kambodżańskiego Norodoma Sihanouka – monarchy, który niedawno został porównany do króla Juliana z filmu „Madagaskar”. To właśnie w jego pałacu wychował się Pol Pot, który był dalekim kuzynem władcy, co przy wielożeństwie władców Kambodży nie było niczym unikalnym.

 

Czy to dzięki tej „przynależności” do dworu króla Kambodży Pol Pot mógł wyjechać do Paryża?

Tak i to właśnie w Paryżu zetknął się z komunizmem i francuską, jakże radykalną myślą rewolucyjną. Podobno Pol Pot namiętnie czytał dzieła Sartre’a o bezsensie i absurdzie ludzkiej egzystencji, a potem opisywał interpretację tych mądrości w gazetce studenckiej pod pseudonimem „Czysty Khmer”. Co ciekawe na rzekomo napisane przez Pola Pota teksty powoływali się późniejsi spece od propagandy pokazujący Czerwonych Khmerów jako skrajnych nacjonalistów. Powtórzę: jest to absolutna nieprawda! Czerwoni Khmerzy zostali stworzeni przez „wolny świat”, który zachłysnął się komunizmem i coraz bardziej był pochłaniany przez marksizm kulturowy.

 

Po ukończeniu nauki Pol Pot i jego towarzysze udali się do Chin, do Mao Zhou Enlaia, którzy udzielił im poparcia, a następnie wyposażyli w chińskie pieniądze i chińsko-sowiecką bronią oraz przetransportowali do Kambodży.

 

Czerwoni Khmerzy wrócili do Kambodży i rozpętali rewolucję?

Tak, a wymiernie pomógł im w tym wspomniany wyżej król (po abdykacji książę) Sihanouk.

 

Postać co najmniej dziwna…

I w dodatku osobliwy polityk, który sam uważał się za socjalistę. Co zabawne był on monarchą Kambodży tylko na początku i na końcu swojej politycznej kariery.

 

Sihanouk, jako kawiorowy dogmatyk-socjalista bardzo dużo mówił o równości, a jednocześnie żył w warunkach co najmniej luksusowych. W pewnym momencie doszedł jednak do wniosku, że nie wypada mu – socjaliście – być królem i dlatego abdykował. Dzięki tej decyzji nie musiał już wykonywać jakże uciążliwych dla niego obowiązków ceremonialno-religijnych tylko zająć się realnym rządzeniem.

 

Jest to postać na swój sposób „fascynująca”. Podobno w rodzimym kraju przy pomocy buldożerów i spychaczy po prostu na żywca rozłupywał głowy lewicowcom i wszystkim, których uważał za mogących zagrozić jego władzy i jednocześnie odbywał podróże zagraniczne, podczas których ściskał dłonie Mao Zedonga, Kim Ir Sena i cieszył się ich sympatią.

 

Mimo, że cieszył się sympatią tłumów, to został jednak odsunięty od władzy…

Stało się to w latach 70. XX wieku. Wyzwanie władcy rzucił marszałek Lon Nola – polityk proamerykański, ale bardzo nietypowego. Był sparaliżowany i połowę dnia spędzał na medytacjach buddyjskich. Kraj się sypał, a ten medytował.

 

Wtedy to właśnie Sihanouk uważany przez Chińczyków i szereg innych państw za nominalnego, prawdziwego zwierzchnika państwowości kambodżańskiej zawarł sojusz z Czerwonymi Khmerami i wręczył im przysłowiowe „klucze królestwa” jednocześnie ogłaszając, że z jego ramienia oni są prawowitą armią walczącą w jego imieniu.

 

To właśnie w imieniu Sihanouka Czerwoni Khmerzy wkroczyli do Phnom Penh, po czym natychmiast zakończyli z nim współpracę. Tylko dzięki parasolowi ochronnemu, jaki nad byłym monarchą roztoczył Mao Zedong został on razem ze swoją żoną zesłany do „dżunglowego wersalu”, a władzę w państwie przejęła komunistyczna partia.

 

Mamy więc do czynienia z bardzo pokrętnym dojściem do władzy. Czerwoni Khmerzy zostali de facto namaszczeni przez poprzednią formację ustrojową i to w dodatku formację monarchistyczną. Czegoś takiego jeszcze w komunizmie nie było.

 

Czerwoni Khmerzy zdobyli władzę i od razu rozpoczęli rzeź?

Tak.

 

Dlaczego to zrobili? Jaki był sens tej zbrodni? Powiem szczerze, że od dłuższego czasu szukam logicznej odpowiedzi na te pytania i nie potrafię ich znaleźć.

I nie znajdzie Pan. Tutaj nie było żadnej logiki, tylko chora ideologia.

 

Czerwoni Khmerzy mieli bardzo solidnie wypracowaną koncepcję ideologiczną zaczerpniętą od Mao Zedonga. Chiński przywódca głosił, że miasta ze względu na to, iż są rozsadnikiem burżuazyjnego zepsucia powinny być oblegane przez wsie, które przechowują czystą ideę ludową. W pewnym momencie Mao doszedł do wniosku, że mimo iż chińskie miasta zostały zajęte, to „zainfekowały” chińskich komunistów i dlatego rewolucja nie dokonała się w pełni. Właśnie dlatego Mao powiedział Pol Potowi i jego towarzyszom w 1975 roku, żeby nie powtarzali chińskich błędów.

 

Co w związku z tym zrobili Czerwoni Khmerzy, aby uniknąć chińskich błędów?

Poszli o krok dalej i wypędzili całą ludność miejską na wieś. Kiedy po trzech latach do kambodżańskich miast weszli żołnierze armii wietnamskiej to zastali tam dzikie zwierzęta, węże, szczury, ogromne chwasty i ani jednego człowieka.

 

Jak wyglądał proces wyganiania ludzi z miasta? Robiło to wojsko czy też odbywało się to na zasadzie jakiegoś dekretu, który mieszkańcy posłusznie wykonywali?

Jedno i drugie. Wychodził ukaz i egzekwowało go wojsko, przy czym żołnierze Czerwonych Khmerów byli, mówiąc polskim językiem współczesnym, tzw. gimbazą, czyli ludźmi w sensie biologicznym i mentalnym niedorosłymi. Partia była dla nich całą rodziną a oni byli w stanie oddać dla niej wszystko.

 

Mieszkańcy dostawali kilka godzin, a w skrajnych przypadkach kilkadziesiąt minut na wydostanie się z miasta. Dochodziło do dantejskich scen, ponieważ widziano jak np. lekarze pchali wózki z chorymi podłączonymi do kroplówek.

 

Początkowo sądzono, że wyjazd będzie trwał co najwyżej kilka dni i niczego nie trzeba ze sobą zabierać. Tego typu myślenie wzmacniały ciężarówki, które były podsyłane, aby zabrać mieszkańców.

 

Po opuszczeniu miasta przez ludność, żołnierze Czerwonych Khmerów rozpoczynali demolkę i np. rozbijali szyby ekskluzywnych sklepów z kosmetykami, po czym wchodzili tam i wyżerali tubki z kremem do twarzy, a następnie pluli gdzie popadnie i powtarzali: „Jak ta przeklęta burżuazja mogła się tym żywić? Degeneraci!”.

 

Należy również zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, mianowicie: wielu mieszkańców miast Czerwoni Khmerzy uważali za „starych ludzi”. Nie chodziło jednak o ich wiek, ale o charakter i mentalność. Pol Pot i jego towarzysze doszli do wniosku, że nie uda ich się zmienić i na nowo wyedukować przez pracę i dlatego trzeba się ich pozbyć.

 

To jest w tym wszystkim najbardziej przerażające – celem Czerwonych Khmerów nie była fizyczna eliminacja wszystkich Kambodżan, tylko zmienienie ich mentalności i przerobienie w pożytecznych komunistów, czy też pożytecznych członków społeczeństwa. W tym celu m.in. zrezygnowana z pieniędzy. Chińczycy wydrukowali wprawdzie dla Kambodży nową walutę, ale nigdy nie została ona puszczona w szerszy obieg. Płacili nią tylko obcy dyplomaci.

 

Zapytam ponownie: po co to wszystko było?! Czy Czerwoni Khmerzy nie zdawali sobie sprawy, że więcej ludzi to jednocześnie więcej rąk do pracy?

Ja więc powtórzę: komunistyczni dogmatycy nie rozumują w taki sposób. Jak Pan myśli: dlaczego Adolf Hitler wymordował Żydów wożąc ich pociągami, które były potrzebne na froncie? Przecież wystarczyło rozdzielić obie płcie, żeby sami wymarli w ciągu jednego pokolenia. Nie trzeba byłoby budować komór gazowych. „W takim razie nasza walka byłaby bez sensu”, mówił Hitler. „Nawet jeśli odnieślibyśmy zwycięstwo w wojnie, ale Żydzi by przeżyli, to byłoby bardzo źle, lepiej żeby było na odwrót. Przegramy, ale przynajmniej eksterminujemy Żydów”, rozumował. 

 

Podobnie jest z „eksperymentem” Czerwonych Khmerów. Nie polegał on na budowaniu komunizmu, w którym będzie wieczna szczęśliwość i jedna wielka utopia. Absolutnie nie! Pol Pot uważał, że komunizm jest wtedy, gdy nie ma własności prywatnej. Innymi słowy – stopień w jakim zbliżamy się do idealnego państwa komunistycznego nie jest określany przez wysokość stopy życiowej czy osiągnięcia państwa na niwie technologicznej, przemysłowej, gospodarczej etc., tylko przez stopień kolektywizacji. Jeśli mamy całkowitą kolektywizację, to mamy państwo całkowicie komunistyczne, co oznacza, że zadanie zostało wykonane. A to czy osiągnie się ten cel mordując miliony, to zagadnienie poboczne, a nawet pożyteczne, jeśli udało się wyeliminować „elementy niebezpieczne”.

 

„Mamy zbudować komunizm”, mówił Pol Pot. „Cóż więc z tego, że pokonamy Wietnam, skoro nie będziemy mieli komunizmu”.

 

W pewnym momencie Czerwoni Khmerzy, chcący zbudować „komunistyczne państwo idealne” zakazali małżeństwom prowadzenia ze sobą dłuższych rozmów. Złamanie tego zakazu wiązało się z najsurowszymi konsekwencjami z karą śmierci łącznie. ponieważ jest to kwalifikowane jako kłótnie i surowo karane. Jaka była w tym logika, wiedzą chyba tylko Czerwoni Khmerzy.

 

Czy takich absurdów było więcej?

Ależ oczywiście. Wspominałem o zlikwidowaniu pieniędzy. Największym jednak „fenomenem” i swego rodzaju przykładem szaleństwa Czerwonych Khmerów było zamknięcie ludzi w komunach. Właśnie dlatego niektórzy teoretycy polityczni pytają: czy państwo Czerwonych Khmerów było państwem totalitarnym?

 

Przepraszam, ale żartuje Pan, prawda? Nie jestem w stanie wyobrazić sobie bardziej totalitarnego państwa niż reżim Czerwonych Khmerów…

Przykro mi, ale nie żartuję! Powodem takich rozmyślań była definicja państwa totalitarnego, która mówi, że w państwie totalitarnym istnieją obozy, czyli miejsca gdzie zsyła się ludzi mieszkających na wolności. Jak jednak nazwać państwo, którego wszyscy mieszkańcy zostali zamknięci w obozach i nikogo nie można do nich zesłać, a „jedynie” zgładzić? W państwie Czerwonych Khmerów wszystkie komuny ludowe były obozami. Nie było niczego poza nimi. Jak więc nazwać takie państwo?

 

Ale przecież w Chinach Mao Zedonga też istniały komuny ludowe.

Istniały w czasie Wielkiego Skoku, ale tylko na wsi. W miastach ich nie organizowano i Mao uznał za powód klęski. Pol Pot nie chciał powtórzyć błędów swojego mistrza. Jak mawiał: „Mao odwołał rewolucję kulturalną, a u nas trwa ona każdego dnia”.

 

Wspominał Pan, że Pol Pot był na Zachodzie. Czy nie zauważył tam, że tamtejszy system, mimo wszystkich swoich wad i braków jest lepszy, a żyjący w nim ludzie są szczęśliwi? Po co postanowił budować komunizm w Kambodży?

Pan dalej swoje, więc ponownie powtórzę: Pol Pot uważał, że ludzie są szczęśliwi, kiedy zapanuje komunizm, ponieważ na nim właśnie polega szczęście ludzkości.

 

Szczęście zaś polega na tym, że wszyscy są równi i jednakowi.

 

Skoro Czerwoni Khmerzy stworzyli „państwo idealne” i „idealne społeczeństwo”, to jakim prawem ta utopia upadła już po trzech latach?

Najkrócej rzecz ujmując: ponieważ Kambodża została „wyzwolona” przez Wietnamczyków. Zachowały się relacje opisujące owo „wyzwolenie”, mówiące że mieszkańcy Kambodży witali armię Wietnamu z kwiatami w dłoniach i łzami w oczach. W gwoli ścisłości: tak samo byliby witani np. Marsjanie, jeśli tylko byłaby iskierka nadziei, że przegnają miejscowych komunistów. To jednak niepełna odpowiedź na Pańskie pytanie.

 

Reżim Czerwonych Khmerów po prostu nie mógł dalej funkcjonować, tak jak w pewnym momencie nie mógł nadal trwać reżim PRL-owski. Zaczęły być problemy dosłownie z wszystkim. Mimo zapędzenia całej ludności do pracy na roli brakowało ryżu i to nie dlatego, że przywódcy go sprzedawali i tak ja w ZSRR kupowali broń, tylko dlatego, że Czerwoni Khmerzy nie wiedzieli, jak go wyprodukować.

 

Co ciekawe – większość ryżu w Kambodży pochodziła z Chin. Wielkie statki chińskie przybywały do tego kraju i odpływały stamtąd niemal całkowicie puste. Czerwoni Khmerzy brali wszystko od ryżu, po stoły i kule inwalidzkie, których potrzebowali członkowie partii.

 

Gdyby się Chińczykom znudziło pomaganie czerwonym Khmerom, to ich reżim upadłby dużo, dużo szybciej.

 

Największy paradoks polega jednak na wspomnianym przeze mnie „wyzwoleniu”, jakie przynieśli Wietnamczycy. Historia Kambodży jest bowiem niczym innym jak historią oporu przed Wietnamem. Armia tego kraju w pewnym momencie po prostu skorzystała z okazji, jaką dali jej Czerwoni Khmerzy i zmietli ich reżim, który jak się potem okazało był niezwykle słaby. Nie zmienia to faktu, że Wietnamczycy wprowadzili w Kambodży własny reżim, który jednak był mniej totalitarny, mniej represyjny i mniej ludobójczy niż reżim Pol Pota. Nie zmienia to jednak faktu, że dżuma została zastąpiona tyfusem.

 

Czy mieszkańcy Kambodży próbowali stawiać opór i walczyć z reżimem Czerwonych Khmerów?

Nie, a przyczyną takiego stanu rzeczy był panujący w Kambodży buddyzm. „Skoro moja karma była niewłaściwa, to widocznie zasłużyłem na taki los”, mówili mieszkańcy Kambodży. Przekładając to na sposób europejski – jeśli okazuje się, że codziennie 2 700 osób miało wpisaną do swojego horoskopu śmierć, to widocznie tak miało być i nie było sensu się temu przeciwstawiać.

 

Drugą przyczyną braku oporu było totalne upodlenie ludności, która myślała tylko o tym jak przeżyć do następnego dnia.

 

Jakim sposobem w Kambodży, skoro wszyscy pracowali na roli, zabrakło jedzenia?

Ponieważ tak właśnie funkcjonuje komunizm. Sposób organizacji pracy był absurdalny i bezmyślny. Ludzie, którzy nie mieli żadnego doświadczenia w rolnictwie, byli kierowani na najbardziej newralgiczne odcinki roli. Ktoś zapyta dlaczego? Celem takich działań była reedukacja przez pracę, czyli sama praca. Wyprodukowanie jedzenia było rzeczą dodatkową a nawet produktem ubocznym.

 

Inny przykład reedukacji dotyczył kambodżańskich muzułmanów. Jak wiemy wyznawcom Allaha nie wolno jeść wieprzowiny. W komunach ludowych Pol Pota, ludzie przez 3 lata nie widzieli mięsa, ale dla muzułmanów zawsze się znajdowało i to akurat wieprzowina, którą w ramach prawdziwej reedukacji musieli zjeść. Nie muszę chyba dodawać, że za niezjedzenie wieprzowiny groziła im śmierć.

 

Tak to wyglądało.

 

Dlaczego Amerykanie nie podjęli próby ustabilizowania sytuacji w Kambodży, tak jak robili to wcześniej m.in. w Korei czy Wietnamie?

Ponieważ misja stabilizacyjna w Wietnamie, czyli 10-letnia wojna zakończyła się dla USA, mówiąc najdelikatniej, mało honorowo. Dlaczego więc mieli brać jeszcze na siebie dodatkowy problem?

 

Szkopuł polegał na czymś innym – Kambodża nie została ostatecznie wyzwolona z komunistycznej gangreny. Reżim został rozmontowany dzięki swoistemu „okrągłemu stołowi” przy którym zasiedli skruszeni i mniej straszni reprezentanci Czerwonych Khmerów oraz komunistyczne marionetki kierowane przez Wietnamczyków.

 

Mało tego – na tron powrócił Sihanouk, który znowu został królem Kambodży! Jak w związku z tym można było kogokolwiek potępić, skoro należałoby potępić samego Jego Królewską Mość – człowieka, który zawarł sojusz z Czerwonymi Khmerami i przekazał im władzę?

 

To jednak nie wszystko! Wymagany przez ONZ proces Czerwonych Khmerów z samym Pol Potem, którego (o ironio!) nigdy nie ujęto, wlekł się i wlekł, aż w końcu sam przywódca umarł.

 

Ale w areszcie domowym…

Tak, ale przecież nie został on tam zamknięty przez swoje ofiary czy nawet wymiar sprawiedliwości, tylko przez własnych towarzyszy partyjnych. Pol Potowi podobno pod koniec życia było smutno, ponieważ mówiąc po gombrowiczowsku, uważał on, że „przylepiono mu gębę” mordercy. To właśnie wtedy wypowiedział on pamiętne słowa: „Być może rzeczywiście troszeczkę przesadziliśmy”.

 

29 grudnia minie 20 lat od przeprosin wygłoszonych przez Czerwonych Khmerów za zbrodnie popełnione w Kambodży. Czyżby jednak po latach naszła ich jakaś refleksja i zrozumieli, co zrobili?

Zapytałbym inaczej: czy był to szczery żal? Wiemy doskonale, że na wszelkich procesach na całym świecie sprawcy, którym udowodniono winę zawsze proszą o wybaczenie, bo wówczas mogą liczyć na mniejszy wymiar kary.

 

Pozwoli Pan, że wytłumaczę, za co przeprosili Czerwoni Khmerzy. Przede wszystkim za to, że byli nieskuteczni i nie do końca dobrze przeprowadzili swoją rewolucję, ale gdyby dostali jeszcze jedną szansę to być może zrobiliby wszystko tak jak należy.

 

Nikt z nich nie powiedział, że droga, jaką obrali była niemoralna i od samego początku się mylili. Nikt z nich nie powiedział, że rewolucja była niepotrzebna i należało zostawić Kambodżę w spokoju. Cokolwiek by się wówczas nie stało i tak byłoby lepsze od ich reżimu.

 

Takie słowa nie padły, nie było żadnej refleksji! Czerwoni Khmerzy po prostu stwierdzili, że wszystko należało zrobić inaczej, że okoliczności ich przerosły, ale idea była trafna i słuszna.

 

I tutaj dochodzimy do sedna. Każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek wie, że idea komunistyczna jest błędna od samego początku. Ten sam system w zadziwiająco podobny sposób zarówno w buddyjskiej Kambodży, w konfucjańskich Chinach, w katolickiej Kubie, w protestanckim NRD, w prawosławnej Rosji dawał zawsze identyczne wypaczenia i rezultaty, które można opisać pięcioma słowami: zbrodnia, fałsz, zaszczuwanie, prześladowanie, morderstwo.

 

Na tym polega właśnie cały problem! Nigdy dorwanie się do władzy cynicznych łapówkarzy, którzy chcą jedynie się dorobić nie jest równie złowrogie, jak tych, którzy chcą ludzkość uszczęśliwić, bo ci drudzy nigdy nie popuszczą!

 

W listopadzie tego roku zapadł wyrok w sprawie 92-letniego Nuon Chea i 87-letniego Khieu Samphan za zbrodnie reżimu czerwonych Khmerów. Czy można powiedzieć, że mimo wszystko przynajmniej część zbrodniarzy dosięgnie ręka sprawiedliwości?

Osądzono płotki. Gdyby chciano rozliczyć zbrodniarzy, to osądzono by Pol Pota, który jak wspominałem umarł nietknięty. Nie znalazł się nikt, kto by go postawił przed wymiarem sprawiedliwości, ponieważ nie chciano nagłaśniać sprawy sądowego rozliczenia Czerwonych Khmerów. Nigdy zresztą nie będzie ona odpowiednio przeprowadzona, ponieważ zbyt wielu ludzi jest w nią bezpośrednio uwikłanych.

 

Cała obecna elita kambodżańska wywodzi się z ludzi, którzy najprawdopodobniej samodzielnie nie mordowali, ale mieli niezliczone powiązania, z tymi którzy rządzili w czasach Czerwonych Khmerów i mogłoby się okazać, że idąc po nitce do kłębka zobaczylibyśmy, że nitka jest przyczepiona do naszego własnego paska od spodni.

 

Chodzi o to, żeby kogoś osądzić w procesie pokazowym, ale nigdy nie wykonać na nim wyroku. To pozwoli zamknąć usta wszelkim malkontentom i ostatecznie zamknąć sprawę ludobójstwa dokonanego przez Czerwonych Khmerów. Wiadomo, że jak światu pokaże się taki pokazowy proces, to opinia międzynarodowa będzie zadowolona i przestanie drążyć temat.

 

Coraz częściej słychać głosy, że gdyby nie amerykańskie naloty na strefę graniczną między Kambodżą a Wietnamem, to Czerwoni Khmerzy nigdy nie doszliby do władzy. Ba! Niektórzy historycy twierdzą, że to amerykańskie bombardowania tak naprawdę sprowokowały kambodżańską hekatombę. Czy tego typu teorie mają uzasadnienie?

Absolutnie nie! Takie zestawienia sugerujące, jakoby najpierw Amerykanie mordowali mieszkańców Kambodży, a potem rozpoczęte przez nich dzieło dokończyli Czerwoni Khmerzy są zwykłą bzdurą, ponieważ sugerują jakiś związek pomiędzy żołnierzami armii amerykańskiej i wojskami Czerwonych Khmerów. Takiego związku nie było.

 

Rzecz wyglądała zupełnie inaczej. Celem amerykańskich nalotów zasadniczo nie byli Kambodżanie, tylko Wietnamczycy, którzy przemieszczali się w wywołanej przez Pana strefie przygranicznej. Wielu historyków twierdzi nawet, że gdyby nie amerykańskie naloty, to reżim Czerwonych Khmerów doszedłby do władzy dużo wcześniej.

 

Nie jest też tak, że to właśnie te naloty przekształciły nieszkodliwych i niewyrządzających nikomu krzywdy kambodżańskich komunistów w krwiożercze potwory. Przecież Wietnam był dużo mocniej bombardowany, a jednak tamtejsi „czerwoni” wykazali się dużo mniejszą brutalnością i rządzą mordu niż Czerwoni Khmerzy, którzy w ludobójstwie pobili swoisty „rekord świata”.

 

Skąd więc wzięły się takie antyamerykańskie teorie?

Był to zwykły chwyt propagandowy zastosowany już w latach 70. XX wieku, kiedy to okazało się, że eksperyment Czerwonych Khmerów zakończył się, najdelikatniej mówiąc, niepowodzeniem i trzeba było wyjaśnić, w jaki sposób tacy osobnicy w ogóle doszli do władzy i jak w czasie ich rządów zginęło nawet 3 mln osób.

 

Komunistyczni spece od manipulacji nie wspomnieli ani Mao Zedongu i jego chorej wizji romantycznego komunizmy i utopii idealnej. Nie wspomnieli też o Wietnamczykach, którzy bardzo mocno przyczynili się do zainstalowania reżimu Czerwonych Khmerów w Kambodży. Nie wspomniano także o Leonidzie Breżniewie. Winnym ludobójstwa nazywanego „Polami Śmierci” był Henry Kissinger, który „coś tam zrobił” i w gruncie rzeczy ponosi pełną odpowiedzialność, za śmierć mieszkańców Kambodży. Powtarzam: jest to oczywista NIEPRAWDA! 

 

Przypominają się plakaty rozwieszane przez Niemców w 1939 r. w zniszczonej Warszawie i podpisane „Anglio- twoje dzieło!”.

 

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

ZOBACZ TEŻ:

Mao Zedong i marksizm 2.0

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij