Grupa ginekologów opowiedziała się za zniesieniem recept na tzw. antykoncepcję awaryjną i ograniczeniem dostępności ellaOne do grona osób pełnoletnich. Środowiska pro-life są innego zdania i namawiają ministerstwo zdrowia, by poszło o krok dalej i zakazało specyfiku.
Zaproponowanie przez Ministerstwo Zdrowia wprowadzenia recept na tzw. antykoncepcję awaryjną „zaniepokoiło” grupę ginekologów, którzy „szukając mądrego kompromisu” zaproponowali, by tabletka ellaOne pozostała nadal lekiem dostępnym bez recepty, ale wyłącznie dla osób, które ukończyły 18. rok życia.
Wesprzyj nas już teraz!
Resort zdrowia tłumaczy, że wydawanie leku na receptę jest procedurą, która ma na celu zapewnienie pacjentom maksymalnego bezpieczeństwa farmakoterapii. „Obecnie już bardzo młode osoby (nawet po 15. roku życia) mogą bez kontroli lekarskiej kupić i stosować ten środek. Zmiany, które wprowadzamy, przywracają porządek w tym zakresie” – wyjaśniła rzecznik resortu zdrowia Milena Kruszewska.
– Jeśli decyzja ministerstwa miała być salomonowa, to jest nietrafiona. To decyzja, która nie zadowala żadnej ze stron, ani środowiska feministycznych, ani pro-life. Rozwiązaniem byłaby delegalizacja tego środka, ponieważ nie jest to lek. Nie powinien w ogóle być sprzedawany w aptekach – podkreśliła w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Kaja Godek z Fundacji Życie i Rodzina.
Prof. Bogdan Chazan z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach ocenił natomiast, że obecność lekarza w momencie, gdy kobieta decyduje się antykoncepcję awaryjną, może być korzystne dla jej zdrowia. Chazan powołał się na doświadczenia Szkotów. Tam okazało się, że dostępność tego rodzaju środków bez recepty nie zmniejsza liczby aborcji, za to zwiększa liczbę nieuporządkowanych relacji seksualnych.
EllaOne to lek, czy środek do zabijania – przyczytaj więcej!
Źródło: „Rzeczpospolita”
MA