Czy w obliczu wojny na Ukrainie, kamieni milowych KPO, kryzysu energetycznego etc. Polska nadal jest wolnym, niepodległym i suwerennym krajem – na to pytanie próbowali odpowiedzieć uczestnicy specjalnej ankiety przeprowadzonej przez portal PCh24.pl. Udział w niej wzięli m.in. Andrzej Pilipiuk, Paweł Lisicki, dr Bawer Aondo-Akaa i dr Tomasz Teluk.
Dr Bawer Aondo-Akaa – teolog, obrońca życia
Wesprzyj nas już teraz!
Formalnie wydawać by się mogło, że Polska jest niepodległa, ale oczywiście tutaj jest ważny faktyczny stan kondycji naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, który niestety pozostawia bardzo wiele do życzenia. Nadal są mordowane dzieci nienarodzone. Nadal jesteśmy atakowani lewicową ideologią neomarksistowską i ideologią gender. Nadal korporacje BigTechu mogą bezkarnie panoszyć się w systemie prawnym naszej Wielkiej Polski. Nadal wielkie sieci handlowe z Francji czy Niemiec mogą drenować ekonomicznie, gospodarczo obywateli naszej Ojczyzny. To jest bardzo wielki problem, ponieważ jeśli nasza Ojczyzna byłaby naprawdę niepodległa, to moglibyśmy tak jak Węgry Viktora Orbana zwalczać wymienione przeze mnie problemy i nie dopuścić do tego by Bill Gates, Mark Zuckerberg czy George Soros szerzyli swoje lewicowe, neomarksistowskie ideologie.
Musimy walczyć o niepodległość naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i jest to możliwe dzięki działaniu takich mediów jak portal PCh24.pl, telewizja PCh24 TV i magazyn „Polonia Christiana”.
Ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Pytanie od niepodległość zwykliśmy stawiać w kontekście zewnętrznym, uwarunkowań politycznych czy ewentualnie gospodarczych. To pytanie pada dzisiaj niewątpliwie w kontekście rocznicy listopadowej, rocznicy Odrodzenia Polski, ale także w kontekście splotu różnych zdarzeń świata nas otaczającego. Warto jednak, a może nawet trzeba zauważyć, że sednem niepodległości jest niepodległość ludzkich sumień, niepodległość ludzkiego ducha. To właśnie sumienia motywowane wiarą były zdolne przeszło 100 lat temu rzucić wyzwanie systemowi zaborczemu. To te sumienia były zdolne zjednoczyć się w imię dobra wspólnego ojczyzny, pomimo dzielących ludzi różnic wynikających z uwarunkowań politycznych.
Pytanie o niepodległość ducha i niepodległość sumień trzeba stawiać dzisiaj, gdy jesteśmy dotknięci procesem dechrystianizacji, procesem rugowania wiary i Kościoła z przestrzeni życia publicznego. Ten proces może wydawać się mniej wyrazisty niż agresja militarna, ale może okazać się zarazem procesem o wiele bardziej trwałym, jak świadczą o tym przykłady zniewolonych sumień i zniewolonego ducha wśród ludzi Zachodu. Z jednej strony mamy zatem presje która ma charakter chrystianofobii, ma charakter walki z Chrystusem i Jego Kościołem. Ale trzeba też wyraźnie powiedzieć, że zagrożeniem niepodległości w sferze ducha jest także zamęt tworzący się wśród nas, ludzi deklarujących wiarę. Jesteśmy świadkami coraz bardziej narastających rozwarstwień sfery czynów, moralności, życia od sfery nominalnie deklarowanej wiary. Ale przecież „wiara bez uczynków martwa jest”. Można też, parafrazując te słowa świętego Jakuba powiedzieć, że wiara bez uczynków zostaje zniewolona w tym sensie, że zideologizowana. Staje się ideologią podpierającą się szczytnymi hasłami otwartości, tolerancji, braterstwa, pluralizmu. Ale przecież istotą wiary jest relacja z Bogiem, relacja z Chrystusem, a nie słowa manifestu, czy agendy skopiowanej z instytucji życia publicznego. Ta relacja z żywym Bogiem pozwalała ludziom niepodległych i niezłomnych sumień iść z odwagą w oblicze śmierci, właśnie dlatego, że żywy Bóg dawał gwarancję zmartwychwstania. To ważna lekcja dla naszego „dziś”.
prof. Marek Kornat – historyk, sowietolog
Na pytanie o to, czy Polska jest dzisiaj niepodległa – odpowiedź moja brzmi tak samo jak brzmiała rok temu, czy dwa lata temu. Jest niepodległa, bo jest podmiotem prawa międzynarodowego. Ale tej niepodległości można się pozbyć – i to na własne życzenie. Oczywiście o rzeczywistą niepodległość trzeba nieustannie walczyć, gdyż jest poważnie zagrożona – z dwóch stron. Skupię się na tych zagrożeniach – rzecz jasna w paru słowach.
Społeczeństwo polskie najpewniej w ograniczonym tylko stopniu zdaje sobie sprawę, że polityka tego organizmu ponadpaństwowego jakim jest Unia Europejska, prowadzi do ubezwłasnowolnienia państw mniejszych i słabszych, a w szczególności tych, który rządy cechuje przywiązanie do idei państwa narodowego i wartości konserwatywnych. Tzw. spór o praworządność z Polską oraz dyskryminacja Węgier wymownie potwierdzają tę konstatację. Państwo polskie musi się zdobyć na sprzeciw wobec tych działań Brukseli, która notabene nie jest jakimś organizmem samoczynnym, lecz emanacją niemieckiej przewagi w Europie (przy jakimś udziale Francji). Czy nas na to stać? Mnie się wydaje, że tak, ale rządzący dzisiaj Polską stoją w obliczu wielkiego dylematu. Otóż twardy kurs wobec urzędników brukselskich może bowiem zostać wykorzystany przez przeciwnika wewnętrznego, który szermuje hasłem o „wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej” przez PiS. Może to przynieść przegraną w wyborach i utratę władzy. Z kolei polityka ustępstw (właściwie bez granic) wywołuje przygnębienie i poczucie bezradności u tych Polaków zwłaszcza, dla których własne państwo narodowe jest wartością. Nie będzie dobrze, kiedy oni zwątpią w możliwość nieliberalnej i suwerennej polityki zagranicznej. W niniejszej krótkiej wypowiedzi nie będę próbował doradzać, jak ów dylemat rozwiązać, bo też nie mam na to recepty, chcę tylko powiedzieć, że grozi nam sprowadzenie naszej niepodległości do fikcji. Bo przecież kiedy słowo brukselskiego urzędnika stanie się najwyższym prawem Rzeczypospolitej – utracimy wszelkie możliwości samostanowienia. Skoro dany kraj nie może zreorganizować ustroju sądownictwa (bo mu nie wolno) to de facto jest na pozycji kolonii a nie suwerennego państwa.
Sprawą drugą, o której parę słów chcę napisać, to wojna na wschodzie pojmowana z punktu widzenia obrony naszej niepodległości. Tu nie sposób nie wyrazić wielkiej satysfakcji z tego, że naród ukraiński walczy i bić się potrafi, a dwa kraje wspierają go szczególnie: Stany Zjednoczone i Polska. Te pierwsze dają (jak na razie) nowoczesną broń, a ta druga umożliwia jej transport, co jest conditio sine qua non całej operacji wspierania napadniętego w wyjątkowo paskudny sposób kraju. Tej polityce naszego rządu należy się apologia i mówię to jako historyk przyzwyczajony do oszczędzania górnolotnych słów. Ale wielkie pytanie jest przed nami. Czy Ukraina wygra, czy też będzie zmuszona do zawarcia pokoju, który będzie zniweczeniem owoców tej walki, którą prowadzi od 24 lutego br.? Nie da się na nie dzisiaj (10 listopada br.) odpowiedzieć.
Dotkliwa klęska Rosji i jej osłabienie (które się dokonuje) byłoby wspaniałą wiadomością dla Polski. Z dwóch powodów. To wrogie państwo przestanie nas straszyć, co czyni już przez 30 lat od chwili upadku ZSRR i naszego wyzwolenia. A jeśli będzie jeszcze straszyć – nikt poważny już nie będzie na to zwracał uwagi. Po drugie, przestanie działać argument – którym szermowano w Polsce – iż z powodu zagrożenia ze strony Rosji winniśmy pójść na głęboką integrację Europy, co oznacza, że trzeba zadowolić się statusem prowincji zarządzanej przez brukselskich urzędników. Kiedy wojnę wydaną Ukrainie zakończy Rosja sukcesem dyplomatycznym, czyli ocaleniem swojej twarzy na drodze „kompromisowego” pokoju, za który zapłaci naród ukraiński – w Europie Wschodnie zmieni się w sumie niewiele. Rosja będzie dalej prowadzić politykę zaborczą – po jakimś okresie rekonwalescencji.
W życiu narodów nic nie jest dane raz na zawsze. Niepodległość można zdobyć i utracić, znów odzyskać i znów utracić. Można też zadowalać się jakąś oscylacją między kompletną niewolą a rzeczywistą niepodległością, kiedy elity polityczne danego narodu nie mają większych ambicji, kiedy nie stać je na realistyczną myśl polityczną i ponoszenie ofiar w imię największego celu. A jest nim stworzenie silnego państwa narodowego, z którym obcy muszą się jakoś liczyć.
Paweł Lisicki – pisarz, publicysta, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”
Formalnie Polska jest niepodległa, ale jeśli przyjrzeć się temu bliżej, to można mieć w co najmniej kilku dziedzinach poważne wątpliwości.
Pierwsza i najważniejsza rzecz to nasze relacje z Unią Europejską. Można sądzić, że znacząca część polskiej niepodległości została w ciągu ostatnich kilku lat ograniczona, a nawet utracona. Zgoda na mechanizm „pieniądze za praworządność”, zgoda na „Fit for 55”, zgoda na przyjęcie tzw. kamieni milowych KPO, zgoda na to, żeby UE coraz wyraźniej uzależniała wypłatę pieniędzy dla Polski od tzw. postulatów równościowych… Wszystko to sprawia, że ciężar podejmowania decyzji przesuwa się z Warszawy do Brukseli. To, że UE uzyskała tego typu możliwości jest z pewnością ograniczeniem polskiej suwerenności, a przez to niepodległości.
Podobnie można mieć też dużo wątpliwości odnośnie naszych relacji z najsilniejszym partnerem, sojusznikiem, jakim są Stany Zjednoczone. Czy są one relacjami, gdzie moglibyśmy mówić o partnerstwie i sojuszu? Wiele elementów wskazuje na to, że Polska zachowując niepodległość i suwerenność wyjątkowo łatwo pozwala ingerować we własne sprawy. Dwa proste przykłady: organizowany przez ambasadę USA list 46 ambasadorów domagających się obrony praw tzw. osób LGBT w Polsce. Przecież tego typu jawna ingerencja w nasz system prawny nie spotkała się z żadną odpowiedzią. W podobny sposób zakończyła się sprawa z telewizją TVN. Sam prezes Kaczyński powiedział, że i tak nie można niczego zrobić, bo TVN jest kontrolowany przez naszego, cytuję, „jedynego, realnego sojusznika”. Tutaj rodzi się pytanie: co to za sojusznik, który prowadzi w Polsce działania sprzeczne z naszą tożsamością kulturową i z naszą tradycją.
Podsumowując: niepodległość jest formalnie zachowana, Polska wciąż ma możliwość podejmowania suwerennych decyzji, ale w wielu miejscach sama sobie to ogranicza.
Dr Jakub Majewski, analityk spraw międzynarodowych
Jak różne są drogi do niepodległości, tak różne są drogi jej utraty. Naród może zostać zniewolony przez brutalną dominację obcych władz, ale może też dobrowolnie przyjąć niewolę, rezygnując z odpowiedzialności za własne losy. Toteż z alergiczną wręcz irytacją reaguję, gdy niektórzy w hymnie Boże, coś Polskę śpiewają dziś Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie. Mówienie o niewoli dzisiaj odpycha odpowiedzialność: nie nasza wina, tylko tych którzy nami sterują. A przecież losy Polski nie zależą dziś od obcych władców. Nie stoją na ulicach obce wojska. Coś mamy do powiedzenia – tylko chyba niezbyt chcemy brać za siebie odpowiedzialności. Łatwiej wszak mówić o obcych agentach i spiskach, niż zadawać trudne pytania o własną odpowiedzialność za obecny stan rzeczy.
Owszem, prawdą jest, że rząd i administracja państwowa III RP rozwinęły do nowych wyżyn serwilizm wobec obcych – już nie tylko mocarstw, ale nawet zagranicznych organizacji pozarządowych, z którymi ministerstwa się nabożnie konsultują swe działania znaczenie częściej i chętniej niż z obywatelami. Owszem, Polska wprost oddała część swej suwerenności Unii Europejskiej. Nadal jednak to wszystko stanowi nasz wybór. Jeśli dziś pytamy, czy Polska jest wciąż niepodległa, to właśnie z racji na nas samych. To my tolerujemy rządowy serwilizm wobec obcych i bezprawie wobec obywateli. Dobrze, że święto niepodległości wypadło w tym roku w piątek – bo choć jest z czego się cieszyć, to jest też za co pokutować.
Andrzej Pilipiuk – pisarz, publicysta magazynu „Polonia Christiana”
Postawiłem kiedyś tezę: około roku 1993 Polska przegrała III wojnę światową i od tamtego czasu znajduje się pod okupacją. Była to wojna zupełnie nowego typu, rozegrała się w gabinetach polityków, po cichu – niedostrzegalna dla szarych zjadaczy chleba. Okupanci też okazali się znacznie cwańsi niż dawniej. Większość mieszkańców naszego kraju nie zdała sobie sprawy że kraj jest okupowany… Poczynając od połowy lat 90-tych zaczęliśmy forsowne dostosowywanie naszej gospodarki do norm unijnych. Wygaszaliśmy całe gałęzi przemysłu. Kosztowało to setki tysięcy miejsc pracy. Tych strat nie refundowały żadne programy przedakcesyjne. Cały proces dostosowawczy zaczęto na dobrą dekadę PRZED referendum w którym zapytano czy w ogóle chcemy do tej unii wstąpić. Czyli kwestia naszego wejścia była już przesądzona… I decyzje te raczej nie zapadały w Warszawie.
Oddaliśmy część suwerenności instytucjom unijnym. Co i rusz potykamy się o zakazy i nakazy. Tego nam nie wolno, tamtego też nie. To i to ma wyglądać tak jak sobie wymyślili w zasadzie anonimowi unijni urzędnicy. Nie wolno nam wieszać kryminalistów. Zdecydowana większość towarów i usług musi być opodatkowana niszczącym rynek podatkiem vat… Na nasze władze nieustannie czynione są naciski polityczne. Inne żądania dotyczą kwestii gospodarczych, ustrojowych światopoglądowych, nawet etnicznych! A za niesubordynację zwaną brakiem praworządności jesteśmy karani finansowo.
Mija siedemnaście lat od akcesji. Poziom życia Polski i dawnych krajów EWG nadal uparcie nie chce się wyrównać. Przeciętny Szwed czy Niemiec nadal zarabia 3-4 razy lepiej niż Polak. Zagraniczne firmy działające w Polsce nadal korzystają z fantastycznych ulg podatkowych. Tak też już kiedyś było – za okupacji hitlerowskiej…
Tadeusz Płużański – prezes Fundacji „Łączka”, redaktor naczelny magazynu „Nasza Historia”
Polska jest niepodległym i wolnym krajem, ale jest to niepodległość mocno skomplikowana i skażona post-komunizmem, PRLem-bis, różnymi obcymi wpływami zewnętrznymi i wewnętrznymi. To wszystko powoduje, że w dużej mierze nasze państwo jest słabe i narażone na różne perturbacje ze strony mocniejszych. Dodatkowo mamy jeszcze wojnę u naszych wschodnich granic, co też nie ułatwia sytuacji.
Nasza wolność i niepodległość jest ograniczona szeregiem zagrożeń, ograniczeń i naleciałości z czasów komunistycznych. Niestety nie potrafiliśmy, czy też nie chcieliśmy posprzątać po PRL-u. Dawne wpływy komunistyczne są bardzo silne, co widać za życia komunistów i w czasie ich śmierci. Do dzisiaj nie zrobiliśmy porządku z Powązkami Wojskowymi, nie zrobiliśmy porządku z Pałacem Stalina, nie potrafiliśmy skazać komunistycznych zbrodniarzy, co mocno sytuuje nas w danych czasach.
Są wprawdzie próby wyjścia z tego impasu, ale mam wrażenie, że to skażenie 1989 roku sprawiło, że jednak przy słowach niepodległość, wolność, suwerenność trzeba dodać znak zapytania.
Dr Tomasz Teluk – politolog, doktor filozofii, autor książek, publicysta, prezes Instytutu Globalizacji
Jesteśmy krajem niepodległym i bronimy swojej samorządności, choć oczywiście od dekad światowe elity promują pojęcie tzw. „suwerenności uczestniczącej”, polegającej na oddawaniu części uprawnień państw narodowych na rzecz instytucji międzynarodowych, takich jak ONZ, Unia Europejska czy NATO. Obrona niepodległości i niezależności jest niezwykle trudnym zadaniem w dobie wojny na Ukrainie tuż u naszych granic, z jednej strony, a z drugiej zaś w czasie dążenia Niemiec do hegemonii w Europie i stworzenia jednolitego superpaństwa pod ich kontrolą. Można odnieść wrażenie, że toczymy dwie wojny hybrydowe jednocześnie, jedną przeciwko Rosji i Białorusie, drugą zaś przeciw Niemcom. Berlin chciał przecież zmonopolizować rynek energii w Europie i uzależnić nas od siebie w długim terminie. Teraz Niemcy wskutek wściekłości starają się blokować nas finansowo. Jednak jestem spokojny. Inwestycje energetyczne i zbrojeniowe w Polsce idą w dobrym kierunku, choć są mocno spóźnione. Polacy nie dadzą sobie odebrać niepodległości, jesteśmy narodem silniejszym od Ukraińców.
Jerzy Wolak – redaktor naczelny magazynu „Polonia Christiana”
Polska A.D. 2022 nie jest niepodległym krajem. I to zupełnie oficjalnie i formalnie. Przystępując do Unii Europejskiej Rzeczpospolita Polska otwarcie zrzekła się na jej rzecz znacznej części własnej suwerenności. I to nie w kwestiach błahych czy drugorzędnych, ale żywotnych i kluczowych dla polskiego interesu narodowego i polskiej racji stanu.
Niepodległość dzisiejszej Polski można zatem porównać do niepodległości stanu Teksas. Chociaż gdyby wnikliwiej się temu przyjrzeć, okazałoby, że Teksas jest znacznie mniej uzależniony od rządu federalnego Stanów Zjednoczonych niż Polska od Brukseli.
Z innej strony: miarą braku niepodległości są obce wojska stacjonujące na terytorium danego kraju. Na terytorium Polski stacjonują obce wojska. Dobrze znamy taki stan rzeczy z przeszłości. Odpowiedzmy więc na pytanie, czy XVIII-wieczna Rzeczpospolita Obojga Narodów – wielka, bogata i na pozór samorządna – która własną piersią hojnie karmiła wojska saskie i rosyjskie, była naprawdę niepodległym krajem. Analogia z dzisiejszą III RP jest aż nadto wyraźna.