Nowa Kaledonia to terytorium zamorskie Francji liczące 270 tys. mieszkańców. Leży w zachodniej części Oceanu Spokojnego, w Melanezji, około 1400 km na wschód od Australii. Dla Paryża to ostatni symbol obecności w regionie. Melanezyjscy Kanakowie stanowią 42,5% mieszkańców, Europejczycy 37,1%, Polinezyjczycy 11,8%. Od tygodnia trwają tam gwałtowne zamieszki i zdecydowano się wprowadzić stan wyjątkowy.
Władze wezwały mieszkańców do pozostawania w swoich domach. Stolicę Nouméa szpecą zniszczone sklepy i spalone domy, a do zamieszek dochodzi każdej nocy. Wznoszone są barykady, podpalane samochody, a w użyciu jest też broń palna. Liczne samochody płonęły w dzielnicy Belle-Vie w Nouméa. Podpalono nawet miejscowy Senat. Żandarmeria strzegła wejścia do bogatszych dzielnic, a lotnisko zostało zamknięte i obsadzone przez wojsko. W Nouméi zakazano wszelkich zgromadzeń, także noszenia broni i sprzedaży alkoholu na całym archipelagu. Siły porządkowe zatrzymały ponad 200 osób. Rząd Kaledonii ogłosił także zamknięcie szkół średnich i uczelni aż do odwołania. Minister spraw wewnętrznych i terytoriów zamorskich Francji Gérald Darmanin podał, że „ewakuowano rodziny żandarmów”.
W wyniku rozruchów zginęły cztery osoby, w tym 22-letni żandarm. Dwie inne ofiary, to Kanakowie, którzy mieli dopuszczać się grabieży. Sprawcami rozruchów są głównie młodzi ludzie ze społeczności Kanaków, z biedniejszych dzielnic miasta, którzy atakują policję, ale też wzniecają pożary i okradają sklepy i centra handlowe. W sumie rany odniosło kilkudziesięciu żandarmów i policjantów, a rebelianci ostrzeliwali także pojazdy opancerzone. Bilans strat obejmuje m.in. podpalony supermarket Carrefoura w Dumbéa (największy w Nowej Kaledonii) ponad osiemdziesiąt zniszczonych firm i magazynów. Mówi się o stratach rzędu kilkuset milionów euro.
Podobna sytuacja miała miejsce na archipelagu w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy to na nasiliły się tendencje separatystyczne i niepodległościowe rdzennej ludności – Kanaków. Teraz Nowa Kaledonia płonie od 4 maja, kiedy to separatyści nasilili swoje działania w ramach akcji „Dziesięć dni dla Kanaków”. Sprzeciwiają się w ten sposób reformie konstytucji terytorium. Jest to efekt odrzucenia w trzech kolejnych referendach organizowanych w latach 2018-2021, idei niepodległości tego terytorium. Wygrana obozu „nie”, ma skutek w postaci rozszerzenie prawa głosu w wyborach lokalnych na wszystkich obecnych mieszkańców Kaledonii, więc separatyści obawiają się, że Kanakowie stracą wpływy i staną się już na zawsze mniejszością. Francuscy „lojaliści” z kolei uważają wykluczenie części ludności z wyborów za pozbawianie ich praw obywatelskich. Po reformie, spis wyborców zostałby powiększony o 25 tysięcy osób, które obecnie takich praw lokalnych nie mają.
Kryzys na terytorium zamorskim spowodował, że prezydent Macron odwołał swoje krajowe wizyty i zwołał w Pałacu Prezydenckim Radę Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego. Władze w Noumei alarmują, że „sytuacja ma charakter insurekcji” i zmierza „prosto w stronę wojny domowej”. Generał Żandarmerii Nicolas Matthéos, mówił, że policja miała do czynienia z „prawdziwym wybuchem nienawiści, napływem do miasta młodych ludzi, często pod wpływem alkoholu, wyraźnie zmanipulowanymi i dopuszczającymi się zupełnie bezprecedensowej przemocy”. Także MSW Darmanin, mówił, że za zamieszkami stoi przede wszystkim „grupa mafijna”, „odległa od samych Kanaków i ich Socjalistycznego Frontu Wyzwolenia Narodowego (FLNKS)”. Emmanuel Macron zaprosił na czwartek 16 maja lokalnych polityków Nowej Kaledonii na wideokonferencję, aby znaleźć „konsensus i rozwiązania polityczne”.
Paryż wysłał na Nową Kaledonię posiłki policyjne i zwiększył liczbę policjantów i żandarmów do 2700 funkcjonariuszy. Na lotnisku i w porcie pojawiło się wojsko. Zablokowano portal społecznościowy TikTok, na którym zwoływali się rebelinaci i ogłoszono stan wyjątkowy. Władze obawiają się nawet, że okradzione sklepy i magazyny mogą spowodować niedobory żywności.
Bogdan Dobosz