21 września 2022

Makłowicz licytuje się z Filipiakiem i wzywa Polaków: jedzcie mniej mięsa

(Fot. MACIEJ GOCLON / FotoNews / Forum)

Wiemy nie od dziś, że „zielona” lewica w pozornie egzotycznym sojuszu z globalistami i korporacjami, od pewnego czasu usiłuje wybić ludziom z głowy jedzenie mięsa. Jednak zaangażowanie do kampanii powszechnie znanego smakosza i znawcy światowej kuchni trąci już lekkim absurdem i śmiesznością.

„(…) nawet poza Warszawą zwłaszcza młodzi ludzie ograniczają konsumpcję mięsa. To jest widoczny trend – mam nadzieję, że to faktycznie trend, a nie tylko chwilowa moda. Uważam bowiem, że powinniśmy ograniczyć spożycie mięsa. Jak już wcześniej powiedziałem – lepiej mniej, a dobrze. To kwestia smaku, ale też odpowiedzialności za planetę” – gdyby w ten sposób przemawiał pierwszy z brzegu celebryta, uczestniczka konkursu Miss Polonia, albo dobrze odczytujący koniunkturalne trendy polityk, nie bylibyśmy przesadnie zdziwieni. Powyższe zwierzenie wyszło jednak z ust… Roberta Makłowicza, który udzielił obszernego wywiadu „Krytyce Politycznej”.

Telewizyjny showman raczący na co dzień widzów swoimi nader smacznymi kulinarno-historycznymi opowieściami, dał się zaprosić do udziału w serii prowadzonej przez redakcję „KryPola” wspólnie z możnym sponsorem. Jak się bowiem dowiadujemy z adnotacji umieszczonej pod tekstem, „cykl publikacji dotyczących postaw wobec mięsa powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie”.

Wesprzyj nas już teraz!

Z długiego wywiadu przeprowadzonego przez Jakuba Majmurka redaktorzy pisma uznali za stosowne wyeksponować w czołówce słowa: „Polacy jedzą tak wiele mięsa, bo pragną zaspokoić tęsknoty swoich chłopskich przodków”. Dokładnie takie sformułowanie w rozmowie nie padło, ale jest jednak uczciwym skrótem z wywodu Makłowicza. Sens tej esencji w kontekście poglądów skrajnej lewicy wydaje się jasny: zamiłowanie do mięsa to kolejna pozycja w przebogatym katalogu grzechów polskiej ciemnoty. My, oświeceni i nowocześni, z odrazą odrzucamy ten zabobon.

Kulinarny autorytet mówi zaś dosłownie: – w przeważającej mierze jesteśmy społeczeństwem o chłopskich korzeniach. A w Polsce, na wsiach, warstwa włościańska jeszcze do końca drugiej wojny światowej jadała mięso tylko okazjonalnie, dosłownie parę razy do roku. Głównie na Wielkanoc i w czasie różnych innych uroczystości. Mówiło się, że jak chłop jadł kurę, to znaczyło, że chory musiał być chłop albo kura.

Konsumpcja mięsa jest dziś dla Polaków zaspokajaniem tęsknot przeszłych pokoleń. To tkwi w naszych genach. Konsumpcja mięsa ciągle jest u nas uważana za wskaźnik dobrobytu i powodzenia życiowego. Stąd w tych wszystkich „chłopskich jadłach” kotlety schabowe – im większe, tym lepsze – i różne inne mięsa, na ogół wieprzowe. A więc coś, czego na wsiach dawniej w zasadzie w ogóle nie jadano – ocenił Makłowicz.

Jest dosyć oczywiste, że „zielona” lewica w pozornie egzotycznym sojuszu z globalistami i korporacjami od dość dawna usiłuje wybić ludziom z głowy jedzenie mięsa. Jednak zaangażowanie do kampanii powszechnie znanego smakosza i znawcy światowej kuchni trąci lekkim absurdem.

Nie wiemy, czy wybitny kulinarny gawędziarz wypowiedział słowa o ratowaniu planety przez mięsne samoograniczanie wyłącznie z kurtuazji – ze względu na redakcję, która poprosiła go o rozmowę – czy też naprawdę tak uważa. Pamiętamy przecież, iż nie tak dawno dość znany polski milioner, właściciel sporej firmy informatycznej oraz bardzo średniego klubu piłkarskiego oznajmił, że my, szarzy rodacy, w przeciwieństwie do finansowej elity, powinniśmy „żreć” mniej mięsa i przestać latać samolotami. Mógł wtedy dać początek pewnemu trendowi. Nie trzeba dodawać, że Makłowicz wygłosił swój anty-mięsny manifest z większym – nomen omen – smakiem niż Janusz Filipiak, którego żona, nawiasem mówiąc, prowadzi historyczną krakowską restaurację o kilkusetletnich tradycjach.

Przy odrobinie empatii wobec obydwu autorów tych niebanalnych deklaracji dopatrzymy się w ich wystąpieniach jakiejś logiki – lewicowej, ale logiki… Odtąd więc tylko patrzeć jak, zgodnie z założeniami ogłoszonego przez możnych „wielkiego resetu” i zielonej rewolucji, Robert Kubica będzie namawiał nas do rezygnacji z używania aut, Ferdynand Kiepski do abstynencji, a blondie z Instagrama do skromnego i powściągliwego życia. W takim kontekście Makłowicz apelujący o ratowanie planety przez częściowe odrzucenie mięsa pasuje doskonale.

Ciekawe tylko, który z polskojęzycznych „znanych” jako pierwszy włączy się w globalną akcję promowania „jadalnego” robactwa – jak uczyniło to już kilku zachodnich celebrytów, między innymi Angelina Jolie i Nicole Kidman. Bądź co bądź, gdy w ogniu walki o czystą planetę kotlet i polędwica będą już dla nas zupełnie niedostępne, zatroskani wybawcy Ziemi nie pozwolą przecież szaraczkom umrzeć z głodu.

Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(37)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 140 669 zł cel: 300 000 zł
47%
wybierz kwotę:
Wspieram