8 stycznia 2023

Między homolandem a Kalifatem

(GS/PCh24.pl)

W chwili, kiedy Kościół wyrzekł się projektu budowy christianitas, uznając, że cele społeczeństwa świeckiego w zasadzie są tożsame z celami chrześcijańskimi partie prawicowo-konserwatywne utraciły własną tożsamość. Można jedynie wierzyć w to, że do zwykłych ludzi dotrze prawda o zagrożeniu, jakim jest coraz powszechniejsza miękka jeszcze dyktatura lewicowych elit. Współczesne demokracje w coraz większym stopniu wyradzają się w oligarchie, w których to niezależnie od partyjnego szyldu władza i tak należy do tej samej ideologii. Dla jej zachowania lewicy wystarcza kontrola mediów i sądów. Jedyna nadzieja jest w tym, że opór pojawi się w tych społeczeństwach, które wychodząc z komunizmu zachowały jeszcze odporność na bakcyla rewolucji. Wtedy to marsz przez instytucje może zostać powstrzymany. Tak dzieje się na Węgrzech, do pewnego stopnia również w Polsce. To jednak bardzo trudne, co dobrze pokazują losy reformy sądownictwa w Polsce – mówi Paweł Lisicki w książkowej rozmowie z Tomaszem D. Kolankiem

Jeszcze kilkanaście lat temu europejscy przywódcy podkreślali, że nasz kontynent ukształtował się i przetrwał dzięki szeroko pojmowanemu dziedzictwu cywilizacji łacińskiej – chrześcijańskiej. Obecnie jednak dominują głosy krytyczne wobec niemal wszystkiego, co przez stulecia budowało tożsamość europejską. Kiedy i dlaczego uznano, że jedyną drogą dla Starego Kontynentu jest porzucenie prawie dwóch tysięcy lat tradycji i wartości chrześcijańskich i zastąpienie ich „religią praw człowieka” i tzw. dobroludzizmu?

Nie jest łatwo wskazać jednego momentu, kiedy takie odejście nastąpiło. Faktycznie, jeśli chodzi o pierwotny zamysł tkwiący u podstaw projektu Unii Europejskiej, to miał on korzenie chrześcijańskie. Najpełniej opisywał go Robert Schumann, podobnie Konrad Adenauer. Tacy politycy jak oni uważali, że odpowiedzią na okrucieństwa II wojny światowej powinno być powstanie innej formy politycznej, zrzeszającej różne narody, formy opartej na zasadach chrześcijańskich i pryncypiach prawa naturalnego.

Wesprzyj nas już teraz!

Wydaje się, że cezurą był rok 1968 i dokonana wówczas rewolucja kulturalna. Jej zwolennicy zradykalizowali najbardziej niechętną i wrogą chrześcijaństwu część tradycji oświeceniowej. To w XVIII wieku, za sprawą Woltera, Diderota, Rousseau, pojawia się myśl już nie tylko wobec chrześcijaństwa i szczególnie katolicyzmu obojętna, ale wręcz obsesyjnie wroga i nienawistna. Wolter wciąż powtarza, że trzeba zniszczyć to paskudztwo, mając na myśli Kościół. Rousseau stwierdza, że wiara w grzech pierworodny powinna wykluczać człowieka ze społeczności a przekonanie, że poza Kościołem nie ma zbawienia, jest czymś nieludzkim, haniebnym, moralnie obrzydliwym. Tu, w XVIII wieku tkwi źródło i korzenie różnych późniejszych prądów antykatolickich. Opisałem to dawno temu w tekście Mroczne dziedzictwo Oświecenia. Również w Oświeceniu ma źródło przekonanie, że człowiek i jego godność mają wartość absolutną. Sam człowiek ma z siebie wydobywać sens i znaczenie wszystkich rzeczy. Istnienie zewnętrznego Boga, Pana i Prawodawcy jawi się takiemu człowiekowi czymś nie do zniesienia. Ten sposób myślenia stał się później stałym elementem lewicowego postrzegania świata.

W 1968 roku do głosu dochodzi na Zachodzie nowe pokolenie. To ludzie, dla których chrześcijańskie dziedzictwo, tak jak dla oświeceniowych sofistów, jest tylko czymś negatywnym. Chrześcijaństwo w ich oczach jawi się jako coś groźnego, wrogiego człowiekowi. Przeciwstawiają mu wizję człowieka wyemancypowanego ze wszystkiego, co go ogranicza, prawa, moralności, religii, z wszystkiego, co go krępuje, co nie pozwala mu „być sobą”, czyli z religii, narodu, przeszłości. Człowiek doskonały w ich oczach to człowiek, który sam się nieustannie projektuje, który z siebie jedynie wydobywa sens i znaczenie, który może swobodnie zaspokajać swoje pragnienia i chęci. Nic go nie ogranicza i nikt nie ma prawa go oceniać. To co nazywamy prawem i moralnością okazuje się jedynie maską, za którą skrywają się rządy silniejszych. Można by powiedzieć, że to zwycięstwo zza grobu Marksa. To on konsekwentnie starał się dowieść, że wszystko co wyższe, co duchowe jest prostym skutkiem pewnego układu ekonomicznego, klasowego. W innych warunkach bylibyśmy całkiem inni. To co uważamy za prawo naturalne, choćby prawo własności, jest jedynie skutkiem ewolucji społecznej dość nietypowego zwierzęcia, jakim jest człowiek. Na straży praw stoi przemoc, ukryta pod płaszczem obyczajów, praw moralnych. Wyzwolić się, to zmienić radykalnie warunki współżycia społecznego. Ta myśl Marksa została przejęta i rozwinięta przez jego potomków w XX wieku. Również dla nich nie ma ludzkiej natury, nie ma istoty człowieczeństwa. Dążenie do rewolucji proletariackiej zastąpili rewolucją kulturową. Tym co stałe i co wspólne dla XX-wiecznych lewicowców jest podział świata na tych, którzy dominują i na tych, którzy są zdominowani. Kiedyś uciskanymi była klasa robotnicza, uciskającymi burżuazja. Teraz uciskanymi są, w zależności od konkretnej ideologii, kobiety, mniejszości seksualne, a nawet, w wersji skrajnej, zwierzęta. Widać tu radykalne dążenie do równości, które w każdej dystynkcji czy to społecznej, czy duchowej, czy wreszcie biologicznej widzi niesprawiedliwość. Widać również jeszcze jedno: człowiek, pozbawiony odniesienia do Boga, pozostawiony samemu sobie, człowiek, który ma być twórcą sensu i wartości, może być tylko zwierzęciem. Coraz bardziej wątpi w siebie, w swoje miejsce w naturze. Ostatecznie nic dziwnego, że niektórzy radykałowie uważają, że większą wartość niż chory człowiek ma na przykład zdrowa świnia.

Niejednokrotnie zwracał Pan uwagę, że współczesna znajduje się pomiędzy tzw. homolandem a kalifatem. Oba te pojęcia wywołują ogromne emocje zarówno na prawicy, jak i lewicy. Jakie procesy doprowadziły to tego, że Europa i de facto cały świat znalazły się w tak dramatycznej sytuacji, w której de facto zmusza się ludzi do wyboru pomiędzy dżumą a cholerą?

Mamy tylko dwie czynne siły, które faktycznie, jeśli chodzi o Zachód, walczą o duszę człowieka. Wraz ze śmiercią chrześcijaństwa jako siły kształtującej kulturę i cywilizację na placu boju pozostał tylko islam oraz świecki radykalizm, którego „zbrojnym ramieniem” są ruchy feministyczno-homoseksualne. I islam, i ruchy LGBT dążą do uniwersalnego podboju świata, do przemian prawa, obyczajów, systemu edukacji.

Wbrew popularnej propagandzie ruchom LGBT nie chodzi o żadną tolerancję. Celem jest brutalne podbicie świadomości społecznej, doprowadzenie do powszechnej akceptacji ich praktyk i obyczajów, do sytuacji, w której nikt nie ma prawa oceniać. Moralne jest wszystko co daje dorosłym jednostkom przyjemność. Kto próbuje się odwoływać do innych, zewnętrznych miar, ten jest dogmatykiem, fanatykiem. Kto ocenia, ten dyskryminuje. A kto dyskryminuje, musi zostać wykluczony. Umownie można powiedzieć, że celem takiej rewolucji jest homoland, państwo, w którym praktyki homoseksualne są w prawdziwym tego słowa znaczeniu normą. To państwo, w którym wszelkie formy współżycia – między osobami tej samej płci, transwestytami, w układach takich lub siakich, w trójkątach, pięciokątach lub innych wielokątach – są dozwolone, prawnie zalegalizowane i moralnie równowartościowe. Homoland to projekt społeczeństwa, które odrzuca prawo naturalne, naturalną rodzinę i nieporównywalną wartość związku mężczyzny i kobiety. Idzie za tym radykalna próba redefinicji znaczenia życia. Wszystkie kultury i cywilizacje otaczały związek mężczyzny i kobiety szacunkiem, bo z niego rodziły się dzieci. Życie było przekazywane tylko za pośrednictwem rodziny. Jednak w homolandzie tak ma już nie być. Ideałem jest para (lub większa grupa) homoerotyczna, która jednocześnie ma dzieci. Dzięki homoerotyzmowi taka para wolna jest od konieczności biologicznej a posiadanie dzieci pokazuje, że społeczeństwo taki nowy tryb życia respektuje i pochwala. To co naturalne jawi się dzisiejszym rewolucjonistom jako forma przemocy. Fakt, że mężczyzna pożąda kobiety, a kobieta mężczyzny to skrajny przejaw niewoli. Podobnie niewolą jest to, że z takiego związku rodzą się dzieci. Homoland to inna nazwa dawnej komunistycznej utopii albo bolszewickiego społeczeństwa bezklasowego, w którym udało się całkowicie oddzielić popęd płciowy od płodzenia, zaspokojenie seksualne od potomstwa. To społeczeństwo bezpłciowe, radykalnie jednolite i antyhierarchiczne.

Po drugiej stronie drugą czynną siłą społeczną jest islam, ta religia, która jak do tej pory nie została rozbita przez oświeceniową krytykę. Trzy są powody wzrostu znaczenia islamu. Pierwszym jest demografia: w rodzinach muzułmańskich rodzi się znacząco więcej dzieci niż w rodzinach postchrześcijańskich. Po drugie, chodzi o masowy napływ imigrantów. Po trzecie wreszcie, islam staje się atrakcyjny dla tych wszystkich, których obecna cywilizacja konsumpcjonizmu mierzi, przeraża, odpycha. Tak wygląda, co się tyczy Zachodu, ten wybór. Albo kalifat europejski, albo homoland. Albo przyszłość, w której państwa zostaną zdominowane przez muzułmanów, albo przez radykałów z ruchów LGBT.

Niemal codziennie docierają do nas informacje z Europy i świata o konfliktach pomiędzy homolandem, czyli przedstawicielami tzw. subkultury LGBT, feministkami i innymi spadkobiercami rewolucji seksualnej a Kalifatem, czyli wyznawcami Allaha. Lewicowi politycy i dziennikarze bardzo często nie wiedzą, kogo w tego typu sytuacjach mają popierać. Dlaczego?

Obecnie mamy do czynienia z czymś w rodzaju sojuszu taktycznego. Przypomina to trochę pakt Hitlera ze Stalinem: wiadomo było, że obaj tyrani rzucą się sobie do gardeł, ale zanim to nastąpiło chcieli się przygotować do walki pożerając mniejszych i słabszych. Zwolennicy homolandu, czyli współczesna lewica i liberałowie, wykorzystują muzułmanów jako instrument do ostatecznego pognębienia i rozbicia resztek cywilizacji zachodniej. Dzięki napływowi muzułmanów chcą pozbyć się narodów, języków, religii i starej tożsamości. Naturalnie, tylko do czasu, do chwili, kiedy pozostałości chrześcijaństwa nie zostaną ostatecznie usunięte z praw, obyczajów, życia. Wtedy, jak wierzy lewica, uda się zrobić z islamem to samo, co zrobili z chrześcijaństwem. Uda się islam zhumanizować, wypatroszyć, pozbawić przywiązania do prawa. Uda się zatruć islam taką samą dawką sceptycyzmu, jak to się stało z chrześcijaństwem. Dążenie do przyjemności, do ciągłej i nieograniczonej konsumpcji zabije też islam. Krytycyzm zachodni rozbroi Koran. Dlatego mimo że islam jest zaprzeczeniem lewicowych ideologii emancypacji, równości kobiet i mężczyzn, cieszy się on poparciem radykałów. Odwrotnie myślą muzułmanie. Przybywają tłumnie do Europy, korzystając z zaproszenia lewicowych polityków. Korzystają z przywilejów i zdobyczy socjalnych, nie akceptując wcale zasad społeczeństwa, w którym żyją. Co ciekawe często wspierają różne radykalne pomysły obyczajowe, zachowując jednak wewnętrzną spójność i obcość. W Niemczech na przykład podczas głosowania w Bundestagu nad legalizacją związków jednopłciowych muzułmańscy posłowie byli „za”. Wierzą, że po ich stronie jest demografia. Homoland ma jedną podstawową wadę: nie jest w stanie się odtwarzać. Wymiera. Dlatego muzułmanie z nadzieją spoglądają w przyszłość. Nim lewica rozpuści islam, islam podbije Europę.

Kto w sporze pomiędzy homolandem a kalifatem jest stroną dominującą i kto Pana zdaniem może wygrać nadchodzący konflikt pomiędzy tymi stronami?

Jak powiedziałem, obie siły pozostają w stanie równowagi. O ile w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Zachód szybko się dechrystianizował, to kraje o tradycji muzułmańskiej się islamizowały. Homoland nie może się reprodukować. Statystyki są nieubłagane i gdyby im wierzyć Zachód zmierza w stronę islamizacji.

Co należy zrobić już, teraz, natychmiast, aby zatrzymać lewicowy marsz przez instytucje i przejmowanie przez spadkobierców Marksa, Engelsa i Lenina kolejnych aspektów naszej codzienności?

Nie ma prostej recepty. Tym bardziej że skuteczność rewolucji wynika z bierności prawicy, konserwatywnej prawicy. Ta zaś z kolei jest skutkiem radykalnego wewnętrznego kryzysu w Kościele. Polityka jest pochodną świata duchowego. Jeśli chrześcijaństwo nie może, nie umie, nie chce walczyć o swoją wizję cywilizacji, musi przegrać. W chwili, kiedy Kościół wyrzekł się projektu budowy christianitas, uznając, że cele społeczeństwa świeckiego w zasadzie są tożsame z celami chrześcijańskimi partie prawicowo-konserwatywne utraciły własną tożsamość. Można jedynie wierzyć w to, że do zwykłych ludzi dotrze prawda o zagrożeniu, jakim jest coraz powszechniejsza miękka jeszcze dyktatura lewicowych elit. Współczesne demokracje w coraz większym stopniu wyradzają się w oligarchie, w których to niezależnie od partyjnego szyldu władza i tak należy do tej samej ideologii. Dla jej zachowania lewicy wystarcza kontrola mediów i sądów. Jedyna nadzieja jest w tym, że opór pojawi się w tych społeczeństwach, które wychodząc z komunizmu zachowały jeszcze odporność na bakcyla rewolucji. Wtedy to marsz przez instytucje może zostać powstrzymany. Tak dzieje się na Węgrzech, do pewnego stopnia również w Polsce. To jednak bardzo trudne, co dobrze pokazują losy reformy sądownictwa w Polsce.

Czy w takim świecie jest jeszcze miejsce na Kościół katolicki i wiarę w Trójcę Przenajświętszą?

W dłuższym czasie w homolandzie dla tradycyjnego Kościoła miejsca nie ma. Wszyscy muszą przecież zaakceptować te formy życia, przeciw którym Kościół zawsze występował. Może przetrwać namiastka Kościoła i pozór wiary. Chrześcijaństwo może przetrwać jako forma niegroźnego folkloru, coś w rodzaju cepelii. Kościół może istnieć w formie, jaką przyjęły różne wspólnoty protestanckie w krajach zachodnich. Nominalnie chrześcijańskie kościoły te są raczej terapeutycznymi grupami wsparcia, ewentualnie zachowują pewną starą, sentymentalną obrzędowość. Nie da się pogodzić przecież Dekalogu i ideologii homolandu. Obserwujemy przecież jak krok po kroku państwo stara się wymóc na obywatelach akceptację dla kolejnych ideologicznych szaleństw. Jak wprowadza się do szkół edukację seksualną, jak próbuje się zmienić naturalną niechęć dzieci do ideologii homoseksualnej. To dzieje się na naszych oczach.

Powyższy tekst stanowi fragment książki „Czas szaleństwa czy czas wiary? O kryzysie w Kościele, fałszywym ekumenizmie, myślicielach nowej lewicy i czasach ostatecznych z Pawłem Lisickim rozmawia Tomasz D. Kolanek”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(20)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie