Do białoruskiej stolicy wciąż napływają przybysze z Bliskiego Wschodu. Niektórzy dostają się na polską granicę bezpośrednio z lotniska, inni spędzają w Mińsku kilka dni na przygotowaniach do wyjazdu. Większość z nich to dobrze ubrani mężczyźni. Do Europy przybywają samolotem, a w kieszeni mają gotówkę.
Jak donosi na łamach Polskiej Agencji Prasowej Justyna Prus, w Mińsku widoczne są duże grupy przybyszów z krajów arabskich, przygotowujące się do wyjazdu na polską granicę. Dotarcie do Niemiec zagwarantowały im wcześniej prywatne „biura podróży” w ich rodzimych krajach, dlatego do Rzeczypospolitej próbują przedostać się zamożniejsze jednostki, które stać było na wykupienie usługi. To przede wszystkim nie wykazujący oznak „uchodźstwa”, dobrze ubrani młodzi mężczyźni. W centrach handlowych dokonują oni dodatkowych zakupów przed wyjazdem na zachód. „Z powodzeniem można by uznać ich za turystów” – donosi Justyna Prus. „Ubrani w zachodnie ciuchy krzepcy młodzianie”, opisuje ich wygląd dziennikarka.
„Na procederze przerzutu migrantów zarabia lotnisko w Mińsku, upadające linie lotnicze Belavia, kontrolowane przez ludzi Łukaszenki biuro turystyczne CentrKurort oraz białoruskie organy siłowe, w tym KGB”, pisze Hubert Rabiega na portalu polskatimes.pl. Ceny wylotu na Białoruś wahają się w zakresie od 4 do 12 tys. dolarów. Poza tym opłacić trzeba jeszcze przewoźników, którzy przerzucą „uchodźców” do Niemiec.
Po wyjeździe z Mińska migranci szukają sposobu na przedarcie się przez granicę. Według relacji pomagają im w tym białoruskie służby, „Wycinając przejścia w drucie kolczastym, lub przy użyciu dronów szukając bezpiecznej trasy”. Zdarza się jednak, że przybysze z bliskiego wschodu podejmują się tego na własną rękę. Dochodzi również do ataków na polską Straż Graniczną i wojsko. Po drugiej stronie oczekują ich umówieni przewoźnicy, którzy mają zabrać migrantów niepostrzeżenie za Odrę, gdzie chcą oni pozostać na stałe. Tam przybysze opłacają transport.
Źródła: pap.pl, polskatimes.pl
FA