Zdarzyło mi się to już kilka razy w życiu. W różnych miejscach – gdzie, to nie ma większego znaczenia. Zdarzyło mi się więc oglądnąć za siebie z przeświadczeniem, że nie jestem sam, choć właśnie byłem sam. Nie czułem strachu, raczej przemożną ciekawość tego, co mogę zobaczyć. I byłem pewien, że jeżeli w ogóle będzie mi to dane – to zobaczę coś świętego. I kiedy tego roku, późnym kwietniowym wieczorem poszedłem na fatimskie wzgórze Cabeço, właśnie o tym myślałem, o tym, co widzieli Hiacynta, Franciszek i Łucja.
Objawieniom zawsze towarzyszą znaki, zjawiska, które są dla ludzi czytelne (jak np. burza), a jednocześnie zastanawiająco nietypowe (jak np. błyskawica z czystego nieba). Trochę to jest tak, jak w dramacie szekspirowskim, gdzie, to co dzieje się w przyrodzie, współgra z przeżyciami duchowymi bohaterów. Tam, w Fatimie, nim po raz pierwszy pojawił się Anioł, który miał przygotować dzieci na przyjście Niepokalanej, najpierw drzewami zachwiał nadzwyczajnie mocny wiatr. Podobnie było ze św. Bernadettą w Lourdes przed pierwszym pojawieniem się Matki Bożej. Nie powinno to nas dziwić, gdy zechcemy zrozumieć słowa Psalmu 104, gdzie hebrajskie słowo „ruah” oznacza „ducha”, ale również tłumaczone jest, jako „wiatr”:
Wesprzyj nas już teraz!
Przechadzasz się na skrzydłach wiatrów,
Czynisz z aniołów twoich wichry.
Las pełen kamieni i zarośla, porastające tu i ówdzie Cabeço, mogą wzbudzić strach. Boimy się takich miejsc, oddalonych od ludzi, gdzie za każdym drzewem „może się coś czaić”. Wyobraźnia pracuje, a szczególnie, gdy wydłużają się cienie o zachodzie słońca i z lasu wypełza ciemność. I ja, pomimo, że stałem na wybrukowanej ścieżce, a gdzieś pomiędzy drzewami widać było domy Aljustrel, czułem się nieswojo. A pamiętajmy, że to wszystko przydarzyło się małym dzieciom. Przede mną, zasłonięte roślinnością i zmierzchem majaczyły figury obrazujące pierwsze spotkanie fatimskich pastuszków z Aniołem – Loca do Anjo. Klęczące pokornie dzieci i stojący przed nimi Anioł z kielichem w jednej i hostią w drugiej ręce. Figury majaczyły biało, świeciły ostatnimi blaskami dnia. Łucja pytana o to pierwsze pojawienie się Anioła, mówiła: „Był ze światła”. To oczywiste – zło to ciemność, a Bóg jest Światłem i to, co od Boga przychodzi ze światła jest. Objawienia fatimskie całe są pełne tego właśnie Światła.
13 maja 1917 r., nad miejscem zwanym „siodłem Ireny” (Cova da Iria) Łucja, Franciszek i Hiacynta zobaczyły błyskawicę. Kiedy zaniepokojone zaczęły sprowadzać niżej pilnowane przez siebie owce, pojawiła się druga błyskawica, a zaraz potem zobaczyły Światło. Łucja w swoich „Wspomnieniach” tak to opisała:
Ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniejącą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała.
Święty Ojciec Pio wyraźnie wskazał, jak rozróżnić, czy objawienie pochodzi od Boga, czy od szatana. Według niego, takim podstawowym probierzem jest uczucie lęku – jeżeli lęk pojawia się na początku zdarzenia, to jest to objawienie prawdziwe, jeżeli później, to pochodzi od złego: „Ten, co małpuje Boga nigdy nie osiągnie doskonałości Bożej, dlatego u niego wszystko jest na odwrót”. Jako przykład Ojciec Pio podawał, że dzieci w Fatimie najpierw się zlękły, ale zaraz usłyszały uspokajający głos Anioła: Nie bójcie się. Podobnie Maryja przestraszyła się przy Zwiastowaniu. I także wtedy Boży posłaniec powiedział: Nie lękaj się.
Źródła naukowe podają, że pierwsze znane objawienie maryjne miało miejsce w 231 roku w Nowej Cezarei, gdzie Matka Boża miała się ukazać św. Grzegorzowi zwanemu Cudotwórcą. Kolejne wieki przynosiły dziesiątki i setki informacji o ukazywaniu się Maryi, ale tylko nieliczne z nich zostały uznane przez Kościół. Z tych współczesnych, na terenie Europy bezspornymi są te trzy najważniejsze, gdy chodzi o ich przesłania: La Salette, Lourdes i Fatima. I każde z nich ma w sobie ten prolog pełen lęku oraz Światło. Pastuszkowie z Alp – Melania Calvat i Maksymin Giraud, najpierw zobaczyli kulę ognia, „jakby tam spadło słońce”, a dopiero potem „w oślepiającej jasności” Piękną Panią „rozpływającą się w świetle”. W Pirenejach czternastoletnia Bernadeta nagle w ciemnej skalnej nyży dostrzegła niezwykłą światłość i z tej światłości wyszła do niej Pani. I jak dziewczynka opisała, „miała białą suknię przewiązaną niebieską wstęga, biały welon na głowie i złocistą różę na każdej stopie. Na ramieniu trzymała różaniec. Była bardzo piękna, najpiękniejsza ze wszystkich kobiet, jakie do tej pory poznałam”.
Jednym z najbardziej niezwykłych świadectw, które udało się zarejestrować w Fatimie bezpośrednio od widzących dzieci, jest relacja spisana przez ks. Manuela Nunes Formigao, który na Cova da Iria pojawił się pierwszy raz 13 września owego pamiętnego roku. To, czego był świadkiem owego dnia, jak i miesiąc później, spowodowało, iż przeprowadził kilka długich rozmów z Łucją, Hiacyntą i Franciszkiem. Zanotował na wstępie:
Świadectwa dane przez dzieci są niedoskonałe i niedokładne … Jednakże mimo owych uchybień, które są absolutnie nie do uniknięcia w istniejących warunkach, oświadczenie złożone przez te pokorne dzieci tegoż dnia, są same w sobie wystarczające, aby nawet u bardziej wykształconych i perfekcyjnych osób rozwiać wszelkie podejrzenia co do prawdziwej szczerości wizjonerów.
Ks. Farmiago, zorientowawszy się, że dzieci niosą w sobie jakąś wielką Tajemnicę duchową, której nie chcą ujawnić, rozmawiał z nimi o rzeczach, zdawać by się mogło nieistotnych. Ale to właśnie dopełnia obrazu całości i otwiera przed nami niespodziewane okno na Niebo. Światłość, z której przychodzi Matka Boża zaczyna mieć kontury, wypełnia się szczegółami. Pani, jak ją nazywały dzieci, przychodzi szybko od wschodu i odchodzi dokładnie w stronę tego punktu na niebie, gdzie słońce wschodzi. Zatrzymuje się nad tym małym skalnym dębem (znanym ze starych zdjęć). Ma na sobie białą szatę (ze złotymi zdobieniami) i płaszcz, który okrywa całą postać od głowy. Ma też złoty pasek wokół talii, który spływa aż do krawędzi szaty i małe złote kolczyki, co dostrzegła tylko Łucja. Ręce Pani trzyma złożone, jak do modlitwy, a w rękach trzyma różaniec z białych paciorków. Zresztą cały różaniec jest biały. A Hiacynta zauważyła jeszcze, że Pani nie ma butów; jej stopy są tak bardzo blade, że sprawiają wrażenie, jakby miała białe skarpetki. Dzieci zgadzają się, że Ich Dobra Pani wygląda na piętnastoletnią kobietę, która jest bardzo poważna, nie uśmiecha się, ale również nie płacze. Bije od niej niemal oślepiający blask. Franciszek dodaje: „Nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego od Niej”.
Kiedy Matka Boska rozkłada ręce, do dzieci dociera bardzo mocne światło, które wychodzi wprost z jej dłoni. Łucja tak to opisała: „To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle”.
Ze wzgórza Cabeço wracałem nadłożywszy trochę drogi, aby przejść przez Valinhos. Zatrzymałem się koło kapliczki postawionej w miejscu, w którym Matka Boża objawiła się dzieciom w sierpniu – jeden, jedyny raz nie na Cova da Iria i nie trzynastego dnia miesiąca, bo dzieci były wtedy zaaresztowane. Biała figura Niepokalanej stoi pomiędzy czteroma białymi filarami białej kapliczki. Jakże nieudolnie próbujemy przywołać Światło, zatrzymać je pomiędzy nami. Tutaj, w Vailnhos, Pani powiedziała:
Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, by się za nie ofiarował i modlił.
Wyjąłem z kieszeni różaniec, odwróciłem się ku wschodowi i zacząłem powoli schodzić ku Fatimie. Nie było jeszcze całkiem ciemno.
Tomasz A. Żak