Mohammed Soliman i Andrew Hanna wyjaśniają na łamach „National Interest”, co definiuje politykę zagraniczną prowadzoną w interesie klasy robotniczej. Chodzi w niej nie tylko o odbudowę „fizycznej i technologicznej infrastruktury Ameryki, ale także o przywrócenie jej moralnych i duchowych fundamentów”.
„W III wieku n.e. północnoafrykański teolog chrześcijański o imieniu Tertulian zapytał: Co mają Ateny wspólnego z Jerozolimą? Czyniąc to, Tertulian ustanowił dychotomię między Miastem Rozumu a Miastem Wiary” – piszą Soliman i Hanna w artykule pt. Toward a foreign policy for the working class. Zadali pytanie, czy da się połączyć rozum i wiarę w celu rozwiązania ludzkich problemów?
Hanna to były pracownik kongresu USA. Zasiada w Senackiej Komisji ds. Stosunków Zagranicznych. Obecnie jest związany z Middle East Institute. W tym samym instytucie pracuje Soliman. Oprócz tego działa dla Foreign Policy Research Institute (FPRI) i zasiada w radach doradczych organizacji Ideas Beyond Borders, Indian Society of Artificial Intelligence and Law (ISAIL) oraz Global Commission on Responsible AI in the Military Domain (GC REAIM).
Wesprzyj nas już teraz!
Analitycy zaznaczają, że Waszyngton, Nowy Jork i Dolina Krzemowa to trzy kluczowe miejsca, które reprezentują Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej. „Łączą one potęgę amerykańskiej władzy z hojnością amerykańskiego bogactwa i geniuszem amerykańskiej technologii”. Większość elit, które zajmują się kwestiami polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego USA, „dryfuje między tymi miejscami albo służąc w rządzie, albo planując swoją kolejną szansę na polityczne stanowisko”. Jednak w momencie, kiedy ludzie ci odnoszą sukces, żyją w swoistej bańce, izolując się od rzeczywistości.
Te elity opracowują kolejne białe księgi, narzekając na erozję „konsensusu waszyngtońskiego” i upadek jedności demokratów oraz republikanów w sprawie wspierania liberalnej polityki handlowej, a także interwencji wojskowych na całym świecie.
Taka postawa doprowadziła do wzmocnienia potęgi chińskiej. Sprzyjała też rewizjonizmowi rosyjskiemu. W żaden jednak sposób nie pomagała USA, przyspieszając deindustrializację i outsourcing amerykańskich miejsc pracy, podnosząc koszty życia i stanowiąc coraz większe zagrożenie dla kwestii narodowego bezpieczeństwa.
Tymczasem klasa robotnicza zmienia politykę kraju, przeciwstawiając się interwencjom wojskowym Stanów Zjednoczonych oraz liberalizacji handlu.
Analitycy uważają, że dobrze się stało, iż „polityczny środek ciężkości w Ameryce przesunął się w stronę klasy robotniczej” dlatego, że pojawiła się szansa, by „ożywić amerykański sen”. „Elity bezpieczeństwa narodowego powinny przekierować swoje wysiłki z obrony zepsutych instytucji globalnych na nieustępliwe promowanie interesów amerykańskiej klasy robotniczej” – podkreślają.
Trzy filary dyplomacji
Soliman i Hanna zaznaczają, że polityka zagraniczna USA powinna opierać się na trzech filarach: fizycznym i ekonomicznym bezpieczeństwie Amerykanów, reindustrializacji i edukacji technicznej oraz patriotycznym kapitalizmie. Ponadto, wiara w Amerykę ma być klamrą spinającą te trzy czynniki.
Jeśli chodzi o filar pierwszy, dotyczący bezpieczeństwa fizycznego i ekonomicznego, to Ameryka powinna wycofać się z wojen prowadzonych za granicą pod pretekstem „promocji demokracji i budowania narodu”. Są one kosztowne i zabrały USA cenny czas, wykorzystany przez konkurentów, by przygotować się do ostatecznej konfrontacji z Zachodem. Chodzi o Chiny i Rosję, które chcą „raz na zawsze zakończyć prymat Stanów Zjednoczonych na świecie”.
Działania, chociażby Pekinu, bezpośrednio zagrażają fizycznemu bezpieczeństwu Amerykanów z powodu dystrybuowania chińskich prefabrykatów chemikaliów trafiających do fentanylu, który zalewa społeczności w USA. „Zgony spowodowane przedawkowaniem fentanylu stanowią każdego roku 70 procent z ponad 100 tysięcy śmierci wywołanych nadużyciem narkotyków w Ameryce. Aby to ująć w perspektywie, odpowiada to mniej więcej liczbie amerykańskich żołnierzy poległych w każdym roku II wojny światowej” – czytamy.
Ponadto wojskowi ze Stanów Zjednoczonych, zazwyczaj wywodzący się spośród klasy robotniczej i średniej, są narażeni na niszczącą siłę rosnącego arsenału dronów, pocisków manewrujących i systemów przeciwlotniczych, zaprojektowanych z myślą o położeniu kresu amerykańskiej przewadze powietrznej i morskiej. Nawet kontynentalne USA nie są już bezpieczne ze względu na rozwój pocisków hipersonicznych oraz ekspansję chińską i rosyjską na półkulę zachodnią.
Dlatego państwo musi zapewnić bezpieczeństwo przed zagrożeniami transnarodowymi, w szczególności zaś przepływem śmiertelnych narkotyków i przestępczości do tamtej części globu. Musi silniej egzekwować doktrynę Monroe, dając do zrozumienia sąsiadom, iż wszelka chińska lub rosyjska obecność wojskowa na zachodniej półkuli będzie oznaczała przekroczenie czerwonej linii. Dotyczy to również Kanału Panamskiego, przez który ma przepływać 40 procent całego ruchu kontenerowego USA.
Podobnie kluczowe znaczenie ma „rozszerzenie amerykańskiej linii obrony na północ, aby objąć Grenlandię – jakkolwiek nieprawdopodobnie by to brzmiało, jest to niezbędne dla odparcia rosyjskiej inwazji na Arktykę i do wczesnego ostrzegania przed atakami nuklearnymi”.
Stany Zjednoczone muszą się skupić na handlu z Indo-Pacyfikiem (jego wartość wynosi prawie 2 biliony dolarów rocznie), a Ameryka może liczyć na prawie 1 bilion dolarów w postaci bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Od Tajwanu z kolei zależy nieprzerwany przepływ półprzewodników niezbędnych dla amerykańskich smartfonów i superkomputerów. I nie da się w krótkim czasie wyeliminować tej zależności. „Przyszłość amerykańskiej gospodarki – a w zasadzie dobrobyt jej klasy robotniczej – opiera się na nieprzerwanym dostępie do Azji. Aneksja Tajwanu przez Chiny w latach 20. XXI wieku zagroziłaby temu wszystkiemu” – podkreślają analitycy.
Autorzy raportu oczekują więc nie kolejnych dokumentów strategicznych na temat azjatyckiego zwrotu USA, ale szybkiego i realnego przenoszenia zasobów z innych teatrów działań wojennych na teren Indo-Pacyfiku (wojsko, odrzutowce, platformy obrony powietrznej, sprzedaż zagranicznej broni), a także stosowania „siły miękkiej” w postaci częstszych wizyt ludzi z Białego Domu w Azji.
Europejczycy i państwa Bliskiego Wschodu powinny wziąć sprawy w swoje ręce, zwiększając i rekompensując Ameryce wydatki na cele obronne.
Drugi filar odnoszący się do kwestii reindustrializacji i edukacji technicznej ma związek z odejściem od liberalizacji handlu. Pogląd głoszony przez prawie trzy dekady przez obie partie polityczne nie sprawdził się. „W maju 2023 r. ówczesny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan obwinił dążenie do liberalizacji handlu jako celu samego w sobie o wydrążenie amerykańskiej bazy przemysłowej. Podczas przesłuchania przed komisją sekretarz stanu Marco Rubio skrytykował to, jak niemal religijne zaangażowanie na rzecz wolnego i nieograniczonego handlu kosztem naszej gospodarki narodowej skurczyło klasę średnią, pozostawiło klasę robotniczą w kryzysie, załamało zdolności przemysłowe i oddało kluczowe łańcuchy dostaw w ręce przeciwników i rywali”.
Polityka liberalizacji handlu doprowadziła do zniszczenia zdolności przemysłowych Ameryki oraz obniżenia poziomu wiedzy pracowników fizycznych. Z kolei nacisk na „studia dla wszystkich” sprawił, iż „miliony Amerykanów są przywiązane do nisko opłacanych stanowisk w sektorze usług, przekwalifikowywania i niedostatecznego zatrudnienia”. Odbudowa krajowej bazy industrialnej ma wymagać „nowej polityki przemysłowej skoncentrowanej na wzmocnieniu sektorów strategicznych”. Już poczyniono postęp w tym zakresie dzięki uchwaleniu w 2022 roku ustawy CHIPS. Podobne inwestycje mają pojawić się w innych strategicznych branżach, w tym w przemyśle stoczniowym, centrach danych i produkcji na dużą skalę. Dzięki temu więcej Amerykanów znajdzie zatrudnienie w dobrze płatnych branżach. Więcej Amerykanów będzie kształcić się praktycznie, koncentrując na rozwijaniu umiejętności technicznych.
Trzeci filar dotyczy rozwijania patriotycznego kapitalizmu, czyli „komercyjnej pomysłowości”, która będzie napędzać innowacje w dziedzinie obronności, i odwrotnie. Dolina Krzemowa ma zmobilizować swoje „ogromne zasoby i pomysłowość, aby zdominować sektory, w których amerykańska technologia nadal wiedzie prym: komputery kwantowe i technologie kosmiczne poprzez odważne sojusze publiczno-prywatne z DARPA, Defense Innovation Unit, NASA i Departamentem Energii”.
To reakcja na model chińskiej publiczno-prywatnej współpracy, która doprowadziła w grudniu 2024 roku do opracowania przez tamtejszą firmę DeepSeek dużego modelu językowego, przewyższającego wiodące amerykańskie modele sztucznej inteligencji, przy niższych kosztach.
Badania i rozwój wspierane przez chińskie państwo, a także integracja pionowa mają napędzać dominację Państwa Środka na rynku pojazdów elektrycznych oraz w innych kluczowych, wschodzących technologiach. „Lekcja z tego jest jednoznaczna: powstrzymywanie Chin może opóźnić, ale nie zakłócić działań Pekinu. Chiński model technologiczno-ekonomiczny – połączenie kapitału państwowego, rozprzestrzenianie się oprogramowania typu open source i kultury wymuszonej innowacji – oznacza, że przełomy w jednym sektorze, takim jak sztuczna inteligencja, katalizują postęp w innych, takich jak pojazdy elektryczne i półprzewodniki” – czytamy.
Dlatego – dodają analitycy – „Stany Zjednoczone muszą uwolnić tajną broń, która wygrała zimną wojnę: patriotyczny kapitalizm”.
Istotne jest zwiększenie kapitału wysokiego ryzyka, który jest „krytyczną siłą mnożnika w tym wyścigu technologicznym”. Ponadto Ameryka znowu musi stać się supermocarstwem technologicznym, jak w czasach zimnej wojny, integrując „finanse, kapitał intelektualny, ludzką pomysłowość, branże o podwójnym zastosowaniu i dynamikę robotniczą”. Po prostu ma się znowu pojawić „USA Inc., kolos zaprojektowany do skalowania w różnych branżach i do globalnej dominacji”.
Te trzy filary polityki zagranicznej, spajane „odnowioną wiarą w Amerykę” oraz powrotem do wartości, mają wygenerować nieograniczone możliwości. „Stany Zjednoczone Ameryki to nie tylko naród ziemi i granic, ale naród ludzi i ideałów. To twierdza, nie mury, ale wartości – sanktuarium, w którym wiara we wszystkich swoich formach może się rozwijać. Niezależnie od tego, czy jest zakorzeniona w religii, wspólnocie czy nieograniczonej obietnicy możliwości, wiara ta łączy nas jako jeden naród” – konkludują analitycy. Dodają też, że „Stany Zjednoczone zawsze były najsilniejsze, gdy miały przekonującą wizję: czy to były ideały wolności, które odrzuciły brytyjskie rządy, czy walka z totalitarnym faszyzmem i komunizmem w XX wieku”.
Autorzy dodają: „nasi przywódcy muszą pewnie wyrażać swoją wiarę w Amerykę jako siłę dobra na świecie. Ta nowa amerykańska wiara nie jest ślepym patriotyzmem ani natywistycznym szowinizmem, ale głębokim, niezachwianym zaufaniem do amerykańskiego eksperymentu. Jest to wiara w trwałą obietnicę Ameryki jako latarni nadziei, miejsca, w którym wolność jednostki pozostaje święta i nienaruszalna. Jest to przekonanie, że ten naród, niedoskonały, ale dążący ku lepszemu, nadal może oświetlać drogę dla świata” – czytamy.
Ta „wiara” miałaby pomóc w odbudowie narodu, transformacji „duszy” Ameryki i wyciszeniu lęków poprzez nadanie całym pokoleniom sensu, przynależności, celu i nadziei.
„Polityka zagraniczna dla klasy robotniczej to nie tylko wezwanie do odbudowy fizycznej i technologicznej infrastruktury Ameryki, ale do przywrócenia jej moralnych oraz duchowych fundamentów – zapewniając, że Miasto na Wzgórzu pozostanie promiennym światłem, świadectwem nieograniczonego potencjału ludzkości, gdy zostanie zjednoczone wspólną wiarą w coś większego niż ono samo. A gdy Amerykanie zostaną zjednoczeni w tej wspólnej sprawie, Ameryka znów będzie niepowstrzymana” – uważają Soliman i Hanna.
Źródło: nationalinterest.com
AS