12 marca 1999 roku ówczesny polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek złożył w amerykańskiej miejscowości Independence podpis pod protokołem akcesyjnym, czym wypełnił ostatnią formalność na polskiej drodze do NATO. Polska formalnie stała się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, gwarantującego nienaruszalność jej granic i pieczętującego powrót Warszawy na łono stolic państw współtworzących zachodni system polityczny. Taka jest oficjalna wersja wydarzeń, podkreślająca trwałe podstawy polskiego bezpieczeństwa i obiecujące perspektywy na jutro. Czy tak jest w rzeczywistości? Jak wyglądają udzielone Polsce gwarancje sojusznicze i jaka jest ich przyszłość?
Stwierdzenie, że Polska architektura bezpieczeństwa opiera się na NATO jest dziś powtarzane niczym mantra. Jednakże korzenie naszego uczestnictwa w tej organizacji sięgają lat wcześniejszych i łączą się ze zobowiązaniami powziętymi przez Polskę przed 12 marca 1999r. Zobowiązania te rzutują istotnie na dzisiejszą sytuację polityczną naszego kraju, dlatego warto się z nimi zapoznać.
Wesprzyj nas już teraz!
Traktatem międzynarodowym, który bez wątpienia istotnie wpłynął na europejską, w tym polską architekturę bezpieczeństwa po 1989r., był Traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE) podpisany (z ramienia Polski przez ministra Krzysztofa Skubiszewskiego) 19 listopada 1990r. w Paryżu (wszedł w życie 9 listopada 1992r.). Traktat w skrócie można nazwać umową o nieeskalowaniu zbrojeń w Europie. Zapisy traktatu przewidywały redukcję, a następnie utrzymywanie w ramach ustalonych limitów ilości pewnej klasy uzbrojenia wykorzystywanej przez sygnatariuszy (państwa NATO – średnio o 11%, UW- średnio o 28%) na obszarze przewidzianym przez Traktat, czyli – z pewnymi wyjątkami – od Lizbony po Ural. Polska, operująca w ramach bloku państw byłego Układu Warszawskiego uzgodniła swój limit na mocy Umowy w sprawie maksymalnych pułapów konwencjonalnych kategorii uzbrojenia i sprzętu, zawartej w Budapeszcie, 3 listopada 1990r. Skutkiem powyższego oraz analogicznych umów podpisanych w ramach innych bloków Polska dysponuje limitem uzbrojenia w zakresie czołgów bojowych na poziomie 1730 szt., jednostek artylerii na poziomie 1610 szt., samolotów bojowych na poziomie 460 szt. Dla porównania Niemcy posiadają analogiczny limit na poziomie 4166 szt. (czołgi), 2705 szt. (artyleria), 900 szt. (samoloty bojowe) a Grecja 1735 szt., 1878 szt., 650 szt., Ukraina zaś 4080 szt., 4040 szt., 1090 szt., Rosja 6400 szt. 6415 szt., 890 szt. (http://biurose.sejm.gov.pl/teksty_pdf_95/r-74.pdf). Ostateczne wycofanie się Rosji w 2015r. z zapisów powyższego traktatu zrodziło wątpliwość co do zasadności dalszego jego trwania, jednakże traktat utrzymywany jest w mocy, hamując niekontrolowaną remilitaryzację zachodniej części Europy.
Kolejnym dokumentem o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa Polski, był Akt stanowiący o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwie między NATO i Federacją Rosyjską podpisany 27 maja 1997r. w Paryżu. Zgodnie z zapisami tego aktu NATO zobowiązało się do tego, by na terytorium nowych państw członkowskich NATO, w tym Polski, nie doszło do rozmieszczenia instalacji broni atomowej, a także do tego, by swoich zadań związanych z obroną kolektywną i innych misji NATO nie realizować na drodze „stacjonowania dodatkowych stałych znaczących sił bojowych” (https://www.nato.int/cps/en/natohq/official_texts_25468.htm). To właśnie na zapisy tego aktu powołują się Niemcy i Rosjanie blokujący m.in. utworzenie na polskim terytorium stałej bazy wojsk amerykańskich. To właśnie zapisy tego aktu podnoszą ci, którzy mówią o polskim członkostwie w sojuszu w charakterze junior-partnera. Akt paryski został przez Polskę formalnie przyjęty do wiadomości na szczycie w Madrycie 8-9 lipca 1997r. wskutek przyjęcia Deklaracji o euroatlantyckim bezpieczeństwie i współpracy (https://www.nato.int/docu/pr/1997/p97-081e.htm). Tym samym, piórem ministra Dariusza Rosatiego Polska zgodziła się na członkostwo w sojuszu w zamian za status „strefy buforowej” lub, jak kto woli, „kordonu sanitarnego” rozciągniętego pomiędzy NATO a Rosją.
Zwieńczeniem polskich starań o przystąpienie do NATO było podpisanie przez polski rząd piórem ministra Bronisława Geremka Traktatu Północnoatlantyckiego 12 marca 1999r. Dokument ten pierwotnie podpisany został w Waszyngtonie 4 kwietnia 1949r. przez 12 państw założycielskich, w tym USA. Kluczowym z perspektywy polskiego bezpieczeństwa jest artykuł 5 Traktatu, który brzmi następująco: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub kilka z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim; wskutek tego zgadzają się one na to, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, każda z nich, w wykonaniu prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego przez Artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom tak napadniętym, podejmując natychmiast indywidualnie i w porozumieniu z innymi Stronami taką akcję, jaką uzna za konieczną, nie wyłączając użycia siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego. O każdej takiej zbrojnej napaści i o wszystkich środkach zastosowanych w jej wyniku zostanie bezzwłocznie powiadomiona Rada Bezpieczeństwa. Środki takie zostaną zaniechane, gdy tylko Rada Bezpieczeństwa podejmie działania konieczne do przywrócenia i utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa” (https://www.nato.int/cps/en/natohq/official_texts_17120.htm?selectedLocale=pl).
Z powyższego wynika, że, godząc się na status strefy buforowej pomiędzy Europą Zachodnią a Rosją, a więc godząc się na niewystępowanie na polskiej ziemi „stałych znaczących sił bojowych”, Polska swoje bezpieczeństwo oparła na zapisie gwarantującym w razie napaści zbrojnej podjęcie przez sojuszników „takiej akcji, jaką uznają za konieczną”. Powyższy zapis boleśnie przypomina art. 1. Traktatu gwarancyjnego pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Republiką Francuską podpisany w Locarno, 16.10.1925r. brzmiący następująco: „W razie gdyby Polska lub Francja ucierpiały przez niewykonanie zobowiązań, zaciągniętych w dniu dzisiejszym między niemi a Niemcami celem utrzymania pokoju powszechnego, Francja i nawzajem Polska, postępując zgodnie z art. 16. Paktu Ligi Narodów, zobowiązują się udzielić sobie niezwłocznie pomocy i poparcia, o ile takie niewykonanie zobowiązania nastąpi bez prowokacji przy użyciu siły zbrojnej” (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19261140660/O/D19260660.pdf). Podobnie brzmiał art 1. polsko-brytyjskiego układu sojuszniczego z 25 sierpnia 1939r.: „W razie gdyby jedna ze stron umawiających się znalazła się w działaniach wojennych w stosunku do jednego z mocarstw europejskich na skutek agresji tego ostatniego przeciwko tejże stronie umawiającej się, druga strona umawiająca się udzieli bezzwłocznie stronie umawiającej się znajdującej się w działaniach wojennych wszelkiej pomocy i poparcia będących w jej mocy” (https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/plain-content?id=50611).
Efekty prac ministrów Skubiszewskiego, Rosatiego czy Geremka wydają się gwarantować Polsce bezpieczeństwo jedynie w sposób iluzoryczny. Na podstawie lektury podpisanych traktatów, trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska ma być strefą zdemilitaryzowaną, rozciągniętą na granicy pomiędzy strefami wpływów amerykańskich i rosyjskich. Możliwość rozbudowy polskiego potencjału militarnego została Polsce traktatowo amputowana, a praktyka pokazuje, że ministrowie obrony narodowej usiłujący ten stan rzeczy zmienić szybko kończą karierę.
Wrzesień 1939r. dał Polakom lekcję tego, jak czytać traktatowe zapisy „gwarantujące” „udzielenie pomocy”, „wsparcia” czy „podjęcia działań, jakie uzna się za stosowne”. Sojusz, na jakim dzisiaj swoje bezpieczeństwo opiera Polska, w sposób oczywisty wydaje się solidniejszy, jest przecież trwalszy. Jednakże jego żywotność nie bierze się z jakości prawnych uregulowań, na jakich stoi, bo te nie różnią się zbytnio od konstrukcji przedwojennych sojuszy RP, ale ze słabości odwiecznych adwersarzy Polski. Dzisiejsza Rosja to nie Sowiety, a dzisiejsze Niemcy to nie III Rzesza. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że okres ostatnich dwóch dekad to czas istotnego wzmocnienia siły gospodarczej tych państw przy jednoczesnym wyraźnym osłabnięciu ekonomicznego potencjału USA. Okres wakacji nie będzie trwał wiecznie. Tym bardziej, że Waszyngton swoje działania skupia coraz bardziej na Oceanie Spokojnym, odwracając się od Atlantyku. W tamtym regionie Rosja może stać się dla USA partnerem w sporze z Chinami. Gdyby tak miało być, sprzedaż środkowoeuropejskich aktywów będzie tylko kwestią ceny.
Nie można także przechodzić obojętnie obok coraz istotniejszych rozdźwięków na linii Warszawa-Waszyngton. Podpisana przez Prezydenta Donalda Trumpa 9 maja 2018r. – czyli dokładnie w rocznicę zwycięstwa wojsk alianckich nad nazistowskimi Niemcami – ustawa 447 JUST wprowadza stan ostrego i chronicznego konfliktu w relacjach Polska-Izrael i Polska-USA. Ustawa ta, godząca wprost w bezpieczeństwo polskiego państwa, stawia pod znakiem zapytania przyszłość gwarancji płynących z Waszyngtonu. Nie może być przecież gwarantem polskiego bezpieczeństwa ktoś, kto pod polskim adresem wysuwa formalnie roszczenia o charakterze de facto terytorialnym.
Polska nie wypracowała żadnej alternatywy dla natowskiego sojuszu, który zmierzcha. Brak jej ekonomicznej i militarnej siły, by odeprzeć niemiecko-rosyjski napór, a nie od dziś wiadomo, że między Berlinem a Moskwą jest miejsce na co najwyżej dwa silne państwa. Karty w ręku mamy marne. Zdziesiątkowany przemysł. Armia w rozsypce. Społeczeństwo w chaosie. I garść czeków bez pokrycia. Nie wystarczą, by wygrać następny kryzys. Ale muszą wystarczyć, by go przetrwać.
Ksawery Jankowski