Na początku roku 2019 razem z żoną, która była w ciąży, udaliśmy się na pierwszą wizytę do ginekologa na badanie USG. Wszystko przebiegało tak jak sobie to wyobrażałem, ale w pewnym momencie lekarz poinformował nas, że zbada prawdopodobieństwo wystąpienia u dziecka zespołu Downa. Okazało się, że wynosi ono 1 do 3000. Wówczas usłyszeliśmy: „Jeśli boicie się Państwo, to mogę przygotować dla Was skierowanie na zabieg”. Do dzisiaj żałuję, że nie dałem mu w twarz… Do dzisiaj zastanawiam się również, ilu lekarzy złożyło rodzicom oczekującym dziecka tego typu „propozycję” oraz… ile się na nią zgodziło.
Żeby tego było mało – ów lekarz do momentu złożenia nam propozycji aborcji ani razu nie użył słów lansowanych przez lewactwo, takich jak „płód”, tylko mówił o „maluszku”, „bobasku”, „dzieciątku” i „dziecku”. Po tym jak moja żona powiedziała, że nie chcemy żadnego „skierowania na zabieg”, jak gdyby nigdy nic znowu zaczął nazywać nasze dziecko „maluszkiem”. Przypomniało mi się wówczas słynne opowiadanie Philipa K. Dicka pt. „Przedludzie”.
Wesprzyj nas już teraz!
Kto jest człowiekiem, a kto nie?
Do napisania „Przedludzi” Philipa K. Dicka zainspirował Sąd Najwyższy USA, a konkretnie jego wyrok w słynnej sprawie Roe vs. Wade wydany 22 stycznia 1973. Przedstawiciele najważniejszego w USA ogniwa wymiaru sprawiedliwości zalegalizowali de facto aborcję na życzenie w Stanach Zjednoczonych, a dzieci w łonach matek nazwali „potencjalnym życiem ludzkim”. Sędzia Harry Blackmun powiedział wówczas, że dziecko poczęte nie jest osobą i dlatego nie ma przeciwwskazań w zalegalizowaniu zabijania w majestacie państwa i prawa dzieci w łonach matek.
Półtora roku po tym wyroku w czasopiśmie „Fantasy and Science Fiction” opublikowano „Przedludzi”. Stworzona przez pisarza Dicka rzeczywistość jest niemal całkowicie pozbawiona jakiejkolwiek racjonalności, logiki, ludzkich odruchów i pozytywnych uczuć. Władze mają absolutny monopol na przemoc, a zdecydowana większość społeczeństwa jest zmanipulowana, żeby nie napisać ogłupiona i bez słowa sprzeciwu godzi się na eksterminację ludzi, których dla uspokojenia sumienia nazywa „przedludźmi”.
Kim są w związku z tym przedludzie? W największym skrócie: są to „istoty ludzkie”, ale nie ludzie, ponieważ – zgodnie z prawem – „nie mają duszy”. Tej bowiem człowiek nie ma od momentu poczęcia, tylko musi ją „nabyć”, a dzieje się to – zgodnie z prawem – około 12. roku życia, kiedy przedczłowiek nabywa zdolność rozwiązywania prostych zadań algebraicznych i dlatego każdego, kto „nie ma duszy” można legalnie eksterminować poprzez „zabieg aborcji”.
„Kongres wprowadził prosty test określający przybliżony wiek, kiedy dusza wstępuje w ciało. Wyznaczała to zdolność rozwiązywania zadań algebraicznych. Do tego czasu były tylko ciała, zwierzęce instynkty, zwierzęce odruchy i reakcje na bodźce. Jak psy Pawłowa, kiedy widziały strużkę wody sączącą się spod drzwi laboratorium w Leningradzie; wiedziały, ale nie były ludźmi”, czytamy w opowiadaniu Dicka.
Oznaczało to, że każde dziecko, które nie znało algebry nie posiadało również praw, a w szczególności… prawa do życia i dlatego było postrzegane w najlepszym wypadku jako „istota ludzka”, a nie człowiek. A skoro ktoś nie jest człowiekiem, to można, BA!, trzeba go eksterminować poprzez „nietrwający dłużej niż dwie minuty” zabieg… uduszenia w specjalnie przygotowanym do tego pomieszczeniu.
„Doktor mógł przeprowadzić setkę takich zabiegów dziennie i było to zgodne z prawem, ponieważ nienarodzone dziecko nie było człowiekiem. Było przedczłowiekiem. Potem tylko przesunięto datę uzyskania człowieczeństwa”, wyjaśnił amerykański pisarz.
W swoim opowiadaniu Philip K. Dick opisał, jak w stworzonej przez niego rzeczywistości wyglądało wprowadzanie „prawa aborcyjnego”, i jakie argumenty przemawiały za przesuwaniem „początku człowieczeństwa”.
„Cały błąd zwolenników usuwania ciąży, od początku polegał na tym, ze arbitralnie ustalili granice. Do embriona nie stosuje się prawa Amerykańskiej Konstytucji i może być legalnie zabity przez lekarza. Ale starszy płód był osobą ludzką i miał prawa, przynajmniej przez jakiś czas. Potem zwolennicy aborcji zadecydowali, ze nawet siedmiomiesięczny płód nie jest człowiekiem i może być zabity przez dyplomowanego lekarza. A potem nowo narodzone dziecko… to właściwie jarzyna, nie potrafi skoncentrować wzroku, nic nie rozumie, nie mówi – argumentowało proaborcyjne lobby w sądzie i wygrało dzięki tezie, że noworodek jest tylko płodem na skutek przypadkowego procesu usuniętym z organizmu. Ale, nawet wtedy, gdzie należało przeprowadzić ostateczną granicę? Kiedy dziecko po raz pierwszy się uśmiechnie? Kiedy wypowie pierwsze słowo, czy kiedy po raz pierwszy sięgnie po upatrzoną zabawkę? Legalna granica była bezlitośnie odpychana coraz dalej i dalej. I wreszcie teraz najbardziej okrutna i arbitralna definicja: zdolność do rozwiazywania zadań algebraicznych”, czytamy w „Przedludziach”.
Co gorsza: ostateczna granica „początku człowieczeństwa” w opowiadaniu powstała jako efekt… kompromisu między zwolennikami aborcji, a hierarchami tzw. Kościoła Świadków – dominującej wspólnoty religijnej. „W ten sposób starożytni Grecy z czasów Platona nie byli ludźmi, gdyż nie znali algebry, tylko geometrię. Algebra była znacznie późniejszym wynalazkiem arabskim”, kpił Dick.
To jednak nie wszystko. W świecie stworzonym przez pisarza istnieje sprawnie działający i nieznający jakichkolwiek skrupułów aparat represji i propagandy. Po Stanach Zjednoczonych jeżdżą siejące grozę (niczym „czarne wołgi” w bloku wschodnim) „klimatyzowane ciężarówki”, do których kierowcy-hycle wrzucają „przedludzi”, żeby wywieźć ich do specjalnych ośrodków, tzw. Centrów Powiatowych.
W aborcyjnej ciężarówce może znaleźć się każde dziecko (a jak się później okazuje również każdy dorosły), które nie posiada odpowiedniego druku potwierdzającego, że jest ono „chciane przez rodziców”. Wydanie takiego pisma jest z jednej strony bardzo drogie przez co nie wszystkich stać na „luksus” posiadania dziecka, a z drugiej… i tak nie ma pewności, że odpowiednie papiery uratują życie dziecka.
Po przetransportowaniu przedludzi do Centrum Powiatowego są one traktowane niczym psy w schronisku. Co jakiś czas organizowane są bowiem „pokazy” dla osób, które decydują się „adoptować dziecko”. Jeśli jednak w ciągu 30 dni nie znajdzie się żaden zainteresowany, wówczas natychmiast dokonywana jest tzw. aborcja.
I ty zostaniesz przedczłowiekiem…
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlaczego to wszystko przypominam? Ponieważ apokaliptyczny świat, który w 1974 roku był jedynie przerażającą fikcją literacką staje się rzeczywistością… Aborcja jest przez lewaków całego świata nazywana „podstawowym prawem człowieka”, a kolejne państwa co rusz starają się przesunąć granicę zamordowania w majestacie prawa dziecka. I nie chodzi już tylko o dzieci w łonach matek.
W pierwszej połowie 2012 roku dwóch włoskich naukowców zatrudnionych na Uniwersytecie w Melbourne, Francesko Minerva i Alberto Giubilini, opublikowało w prestiżowym magazynie „Journal of Medical Ethics” esej pod tytułem „Aborcja po urodzeniu. Dlaczego dziecko powinno żyć”. Stwierdzili w nim, że skoro niemal na całym świecie dopuszczalne jest coś takiego jak aborcja, to dlaczego nie pójść krok dalej i nie wprowadzić prawa zezwalającego na legalne uśmiercenie dzieci po porodzie? Chodziło przede wszystkim o eliminacje „dzieci z wadami genetycznymi, których nie wykryto w czasie ciąży”. Włosi podkreślali, że zabicie noworodka, to w gruncie rzeczy nic złego i jest to moralnie dopuszczalne, ponieważ dziecko po porodzie „przede wszystkim śpi”, „nie umie mówić” etc. i dlatego jest co najwyżej „potencjalną osobą” przez co „nie posiada wszystkich atrybutów istoty ludzkiej”, a więc „nie ma moralnego prawa do życia”. Zabrakło tylko, żeby dodali, iż jest przedczłowiekiem…
Idźmy dalej: włoscy uczeni z zakresu… UWAGA! UWAGA! – ETYKI stwierdzili ponadto, że powinna być również zgoda na aborcję po przyjściu na świat dzieci, które będą „zbyt dużym obciążeniem dla rodziców, jak również dla społeczeństwa”.
„Nowe stworzenie wymaga ze strony rodziców energii, opieki i pieniędzy, których często nie ma w nadmiarze. Można uniknąć takiej sytuacji, dokonując aborcji, lecz czasami jest to niemożliwe”, napisali.
Ktoś powie: „Chwila, moment! Ja to dziecko adoptuję! Nie pozwolę, żeby zostało zamordowane!”. Minerva i Giubilini mają gotową odpowiedź na tego typu pomysły. „Owszem, zdrowe i potencjalnie szczęśliwe dzieci mogłyby zostać adoptowane. Musimy jednak pamiętać o interesach matki, która może doznać psychologicznej traumy z powodu przekazania własnego dziecka innej rodzinie (…). Prawdą jest, iż poczucie żalu i straty może towarzyszyć zarówno tradycyjnej aborcji, aborcji postnatalnej, jak i adopcji. Nie możemy jednak zakładać a priori, że adopcja będzie dla matki najmniej bolesna”, wyjaśnili „etycy”. Nie wiem jak Państwo, ale ja nie wiem jak to skomentować… Dziwne, że z miejsca tych ETYKÓW (!) nie zamknięto w pokoju bez klamek.
Będzie tylko gorzej…
Jeśli ktokolwiek myślał, że wyżej opisana „etyka” nigdy nie zagości w Polsce, to się mylił. Przypomnę tylko dwa skandaliczne incydenty z bieżącego roku.
Pierwszy miał miejsce w połowie marca, kiedy to przekonaliśmy się, że promotorzy tzw. aborcji są gotowi powiedzieć wszystko, aby wmówić opinii publicznej, że zabijanie dzieci w łonach matek to coś chwalebnego. Na „Kanale Zero” miała miejsce debata na temat tzw. aborcji, w której udział wzięli: dr hab. n. med. Ewa Dmoch-Gajzlerska (ginekolog-położna), dr Anna Orawiec (określana mianem „ginekolożka”), Katarzyna Sójka (poseł PiS, b. minister zdrowia), oraz Anna Maria Żukowska (poseł Lewicy).
Dr Orawiec powiedziała wówczas, że dziecko w łonie matki to pasożyt, zaś jego zabijcie jest bezpieczniejsze od wyrwania zęba.
– Z punktu widzenia biologii pasożytnictwo, to jest sytuacja, w której jeden organizm zabiera od drugiego i nie daje nic w zamian. No i ciąża w pewien sposób jest taką sytuacją, ponieważ płód nie odżywia w żaden sposób kobiety. Więc jest pasożytem. Ale większość kobiet jednak na to pasożytnictwo się decyduje i jest szczęśliwe z tego pasożyta, który jest w środku – stwierdziła „ginekolożka”.
„Ekspertce” poziomem próbowała dorównać poseł Żukowska. Kiedy ta tłumaczyła od kiedy mowa o zarodku, kiedy mamy do czynienia z płodem, a kiedy z noworodkiem, Robert Mazurek dopytywał czy to jest „zarodek ludzki” i czy może z niego powstać coś innego. Orawiec przyznała rację prowadzącemu program, deklarując, że nie może. Żukowska miała jednak inne zdanie. Uznała, że z tego zarodka może powstać coś innego i dodała, że „niestety czasem są patologiczne ciąże”.
Drugim skandalicznym incydentem jest sama Anna Maria Żukowska, której poziom najlepiej oddaje sytuacja ze stycznia 2020 roku, kiedy to zmarł sędzia Trybunału Konstytucyjnego Grzegorz Jędrejek. Kiedy ze wszystkich stron płynęły kondolencje i wyrazy żalu, Żukowska napisała na Twitterze: „To wygląda na Klątwę Dublera”.
Komentarz ówczesnej rzecznik Lewicy spotkał się z falą krytyki. Do jej wpisu odniósł się m. in. człowiek będący jedną z głównych twarzy postkomunistycznej lewicy w Polsce, czyli Leszek Miller, który był gościem Roberta Mazurka w porannej rozmowie RMF FM. – W przypadku tej pani, nie po raz pierwszy zresztą, milczenie nie jest złotem. Jest szansą. Żałuję, że ta szansa nie została wykorzystana – oświadczył były premier.
Szans, żeby milczeć Żukowska miała wiele, ale nie korzystała z nich i raczej nie ma zamiaru korzystać. 2 września podczas dyskusji na platformie X polityk stwierdziła, że nie powinna istnieć żadna granica dopuszczalności zabójstwa dziecka nienarodzonego w wypadku zagrożenia dla „zdrowia lub życia” matki również zdrowia psychicznego. Co więcej, Żukowska dała do zrozumienia, że jeśli prawo nakazuje, żeby dziecko, które przeżyło aborcję, zostało zostawione w miejscu odosobnienia na pewną śmierć, to należy tak uczynić.
„Jakie zdanie można mieć na temat abortowanej ciąży, np. gdy płód jest powyżej 24 tygodnia ciąży jest w stanie przeżyć? Lekarze mają obowiązek ratować/utrzymać przy życiu takie narodzone dziecko, niezależnie od tego czy zostanie z matką czy nie. Liczyła Pani na życzenie śmierci?”, zapytał jeden z użytkowników.
„To zależy, jakie wytyczne przyjmie NIL (Naczelna Izba Lekarska – red.). Na świecie jest różnie. Inaczej we Włoszech, inaczej w Szwecji, gdzie się płodów z oznakami życia nie ratuje, tylko czeka, aż przestaną oddychać”, odpowiedziała Żukowska.
Na uwagę innego użytkownika platformy X, który napisał: „A podobno dziecko jest po urodzeniu. A tutaj widzę, że dalej mowa o płodzie”, Żukowska odparła: „Bo on jest po aborcji, nie po urodzeniu”…
Można śmiało postawić tezę, że Żukowska i jej podobni i podobne są emanacją całego zła przed jakim w „Przedludziach” przestrzegał Philip K. Dick. Poseł Lewicy chce arbitralnie wyznaczać, kto jest człowiekiem, a kto nie; kto może żyć, a kto nie; kogo należy ratować, a kogo nie, a także promuje aborcję do porodu… To właśnie takie persony jak Żukowska i jej partyjne koleżanki głoszą, że lepiej zabić dziecko w łonie matki niż jeśli miałoby się ono urodzić i zostać oddane do adopcji. Tylko czekać aż stwierdzą one, że to, o czym pisali Francesko Minerva i Alberto Giubilini jest zgodne z ich światopoglądem i należy to wprowadzić do polskiego prawa.
Swego czasu w wywiadzie dla PCh24.pl prof. Tomasz Panfil, komentując tzw. czarne marsze, jakie miały miejsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakazującego w Polsce tzw. aborcji eugenicznej powiedział:
„Proszę spojrzeć na transparenty widoczne na protestach. Im wcale nie chodzi o dzieci podejrzane o chorobę. Na ich transparentach widać hasła typu Aborcja na życzenie czy Aborcja bez granic. Tu w ogóle nie chodzi o orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, tylko o totalną aborcję, nazywaną wolnością, która jest w rzeczywistości swobodą zabijania. I tym są właśnie te demonstracje – protestami, na których żąda się prawa do zabijania. Ten absurd próbują oni wmówić ludziom – że zabijanie jest prawem człowieka.
To jest niszczenie całego ładu, jaki przez wieki i tysiąclecia istniał w Europie, w którym zabijanie dzieci nienarodzonych zawsze było złem! O to im chodzi: oswoić ludzi z możliwością zabijania, a potem zrobi się krok następny – jak np. w Holandii – zabijanie dzieci do 12. roku życia, które są chore. Następnym będzie eutanazja na życzenie pacjenta lub żądanie rodziny.
Powtórzę: chodzi o prawo do zabijania!”.
– Ta przesłanka eugeniczna była bardzo wygodną furtką do nieskrępowanego zabijania dzieci. (…) Powiem więcej: istnieje prawdopodobieństwo, że kobieta nie przeżyje porodu. Czyli co? Dziecko jest zdrowe, ale istnieje statystycznie dostrzegalne prawdopodobieństwo, że kobieta może umrzeć, więc dajemy skierowanie na aborcję? To jest tylko jeden ze środków do osiągnięcia celu, którym jest zgoda na zabójstwo, czego od wieków chce każda rewolucja! – dodał historyk.
I o to właśnie chodzi. O prawo do nieskrępowanego, legalnego w majestacie prawa zabijania. Odbierając drugiemu człowiekowi życie tak naprawdę odbieramy mu wszystko, stajemy się niczym pogańskie bożki życia i śmierci. Taka była i jest logika rewolucji – każdego ubabrać krwią niewinnych; każdego przekonać do tego, że ta krew go wyzwoli, da mu siłę, moc i totalną władzę – władzę odbierania wszystkiego.
Jestem tylko ciekaw, co by na przykład stało się, gdyby na przykład okazało się, że matka Żukowskiej chciała „przerwać ciążę”, ale została przez kogoś zmuszona, żeby jednak urodzić Annę Marię… Czy Żukowska nie powinna wówczas spełnić woli matki, której „odebrano możliwość wyboru” i…?
Tomasz D. Kolanek