Na naszych oczach w przeszłość odchodzi sympatyczny element codzienności jakim jest garnitur. Widać to na przykładzie coraz częstszych spotkań, nawet na najwyższym szczeblu polityków, czy biznesmenów. Coraz częściej rezygnują z garnituru przedstawiciele wysokiej arystokracji. Trend ten widać także na ulicach oraz niestety podczas uroczystych nabożeństw w kościołach. Może ktoś powie że to nic, że jak nie garnitur, to będzie coś innego.
A jednak czy dla mężczyzny z naszego kręgu cywilizacyjnego istnieje jeszcze prócz garnituru jakiś inny strój godny i reprezentacyjny? Czy mamy jakieś inne odzienie, które odzwierciedlałoby choć trochę to, czego Zachód dokonał w dziedzinie udoskonalenia i uwznioślenia kultury codziennej, przepajając zwyczajne życie porządkiem, umiarem, schludnością, elegancją, a zarazem praktycznością, a ostatecznie duchem zakorzenionym w Ewangelii? Oczywiście istnieje tylko garnitur! Jest on bowiem dla dżentelmena tym, czym habit dla mnicha, sutanna dla księdza, czy mundur dla żołnierza!
Dziś coraz częściej widać, że strój ten jest atakowany, że próbuje się od niego odejść. To, iż być może jego dni są policzone, napawa wielkim smutkiem, bowiem na horyzoncie świata mody nie pojawia się nic, co mogłoby ten strój – relikt wspaniałej Belle Ėpoque zastąpić! Nie ma niczego równie godnego, co tak dobrze nawiązywałoby do zachodniej dobrej tradycji eleganckiego stroju dżentelmena. Gdybyśmy mieli do czynienia z próbą powrotu do zwyczajów i mód jeszcze dawniejszych, jak np. surdut czy frak nie mówiąc już o np. kontuszu, można by tylko przyklasnąć, ale w dzisiejszych tak przesiąkniętych egalitarnym nieporządkiem czasach pomysł powrotu do owych strojów najpewniej wzbudza w czytelnikach sarkastyczny uśmiech. I słusznie, bowiem cały kontekst kultury i współczesnego obyczaju pasuje do owych dawniejszych form jak przysłowiowy kwiatek do kufajki. Niestety nie widać tu niczego godnego uwagi.
Wesprzyj nas już teraz!
Lansowane zaś są stroje wywodzące się raczej ze świata sportu lub z ulicznych – często amerykańskich subkultur – a nierzadko z amerykańskiego marginesu społecznego. Tragizm tego stanu rzeczy ukazują doprawdy żenujące i niezwykle smutne wypadki, kiedy to umiera mężczyzna, który w swoim życiu w garniturze nigdy nie chodził i nawet takiego nie posiadał. Niestety łatwo to sobie wyobrazić, bowiem jeśli mężczyzna np. nie zdawał matury, nie poszedł na studia wyższe, gdzie (przynamniej tak było jeszcze do niedawna) na egzaminie należało pojawić się w garniturze), jeśli wreszcie nie miał ślubu, a tylko rozpoczął (bez „zbędnych ceregieli”) życie z konkubiną zwaną dziś dla niepoznaki partnerką, to niestety może się zdarzyć, że i na pogrzeb w jego szafie garnituru się nie znajdzie. Bardzo to wymowne i smutne.
W cywilizacji chrześcijańskiej bowiem każdy stan społeczny wypracował dla siebie jakiś rodzaj stroju odświętnego, eleganckiego. Nawet ubodzy chłopi jeszcze 100 lat temu pięknem swych strojów mogli zachwycać nawet koronowane głowy! Wystarczy wspomnieć o chłopskich strojach regionalnych. To samo tyczyło się mieszczan, duchownych nie mówiąc już o szlachcie i arystokracji.
Ubóstwiająca równość kultura współczesna, której ideałem jest egalitarne społeczeństwo bezklasowe, coraz bardziej zaciera te piękne i dobre różnice pomiędzy ludźmi. Ich efektem jest świat bezbarwny i monotonny. W tej monotonii jednak mamy jeszcze pewne elementy będące bladym odbiciem wielobarwnej rzeczywistości, która odeszła zasadniczo wraz z końcem Belle Epoque. Tym właśnie bladym odbiciem w przypadku stroju męskiego jest garnitur. Dlatego właśnie warto go bronić i napisać o nim parę ciepłych słów.
Charakterystyczne jest że niechęć czy nawet otwartą wrogość do garnituru charakteryzuje nieomal wszystkich rewolucjonistów: tak tych spod znaku liberalno-demokratycznego, jak i tych spod znaku socjalno-zamordystycznego. Pierwsi hołdują bylejakości i chaosowi, którego najskrajniejszym przejawem jest brudny i śmierdzący styl punk, drudzy zaś na ogół tworzą wariacje na temat mrocznego, faszystowskiego munduru i skórzanego płaszcza.
Garnitur to marynarka z klapami oraz spodnie, czasami także kamizelka. Do tego oczywiście koszula oraz krawat, na nogach zaś buty ze skóry (nie ekologicznej) a na głowie czapka a najlepiej kapelusz. Oto strój, w którym jeszcze na szczęście może spokojnie wyjść na ulicę każdy przyzwoity mężczyzna. Z pozoru moglibyśmy powiedzieć, że to rodzaj uniformu dla mężczyzn i z tego powodu odrzucić go jako ograniczający męską wolność i kreatywność. To jednak tylko po części prawda, bowiem jak już to wspomniano, obecnie nie ma wobec garnituru lepszej alternatywy, a on sam daje wbrew pozorom całkiem dużo możliwości ekspresji typowych każdemu z nas cech.
Świetnie pokazuje to podejście do szycia garnituru pewnej brytyjskiej niezwykle elitarnej firmy krawieckiej. Otóż kiedy mężczyzna zgłasza się do niej, by zamówić dla siebie garnitur, specjaliści najpierw ustalają rozmaite szczegóły. Pytają o wiek, zajmowane stanowisko, przeznaczenie szytego stroju (do pracy w biurze, do chodzenia w wolnym czasie), pytają ,na jaką porę roku oraz porę dnia ma być on przeznaczony. Biorą też pod uwagę charakterystyczne cechy urody klienta a także, co ważne, mankamenty sylwetki, po to, aby przyszły garnitur mógł je skorygować. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę najbarwniejszy i wykwintny element stroju męskiego, jakim jest krawat oraz współgrającą z całością koszulę (nie mówiąc już o dodatkach jak spinki, zegarek, pasek do spodni) to okaże się że skomponowanie całości jest nie lada wyzwaniem. Z całą pewnością uczynienie tego ze znawstwem i starannością da w efekcie małe dzieło sztuki w postaci eleganckiego i uwzględniającego typowość i niepowtarzalność właściciela stroju, którego kontrrewolucyjny charakter jawi się wtedy jako zupełnie oczywisty.
Arkadiusz Stelmach