Słowa posła Platformy Obywatelskiej Sławomira Nitrasa o „opiłowywaniu katolików” z pewnych „przywilejów” za „karę”, tak, by „nie podnieśli już głowy” wywołały w Polsce duże oburzenie. Nie dziwi mnie to, bo Nitras – świadomie lub nie – sięgnął po ohydny czasownik, w kontekście polskiej historii kojarzący się po prostu fatalnie. Zasługuje to na potępienie i dobrze, że wielu polityków nawet w samej PO odcina się od takiej retoryki.
Z drugiej jednak strony nie sposób nie zauważyć, że duża część Polaków, abstrahując od formy, popiera treść wypowiedzi Nitrasa: czyli pozbawienie Kościoła wszelkich „przywilejów”. W mediach społecznościowych zaroiło się nie tylko od wyrazów potępienia wobec posła Platformy, ale także od wyrazów aprobaty. Dlaczego?
Gdy usłyszałem wypowiedź Nitrasa zastanowiłem się: kim jest ten człowiek, który z taką pogardą i z wyższością mówi o katolikach jako o kimś od siebie radykalnie odrębnym, o jakichś „was”, których trzeba „opiłować”? Nie chodzi mi o to, jaką Nitras wyznaje religię, ale o to – czy to w ogóle Polak? Rzucam więc okiem na biogram; tak, urodzony i wychowany w Polsce, nie ma co do tego wątpliwości. Mówi zresztą po polsku, deklaruje, że jest Polakiem i Polakiem się czuje. Jak to zatem możliwe, że wypowiada się z taką niechęcią o Kościele katolickim i katolickiej wierze, która uformowała kulturę, z której sam wyrasta? Może jest zadeklarowanym ateistą, który od lat kipi nienawiścią do Kościoła? Twierdzi, że nie: dopytywany przez dziennikarzy o „sens” swojej wypowiedzi deklaruje, że „generalnie sam jest katolikiem”, bo „tak został wychowany”, ale denerwuje go „polityka hierarchii katolickiej” oraz „ideologia [biskupów], która ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem, z Jezusem Chrystusem”.
Wesprzyj nas już teraz!
Dlaczego zatem Nitras mówi to, co mówi, przyjmując, że przedstawia swoje prawdziwe poglądy? W przeszłości był działaczem Unii Polityki Realnej, później Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego; do Platformy wstąpił już w 2001 roku, a więc w momencie, w którym partia miała jeszcze dość konserwatywny profil. Nawet jeżeli Nitras nie otrzymał ani w rodzinnym domu, ani w szkole żadnej rzetelnej formacji religijnej, to obracając się przez kilkanaście czy zgoła kilkadziesiąt lat w politycznych środowiskach związanych z konserwatyzmem miał niewątpliwie okazję do tego, by pogłębić swoje rozumienie chrześcijaństwa, roli Kościoła w społeczeństwie, polskiej historii. Z tej okazji jednak najwyraźniej albo nie skorzystał i swoją wiedzę o Kościele czerpie z „Polityki” czy „Newsweeka”. Tym samym Nitras jawi się nam jako przykład klęski: klęski ewangelizacji, formacji, kształcenia. To człowiek, który zanurzony w polskim katolicyzmie – nic z niego nie zrozumiał. Może jest po prostu głupi? Nie sądzę; doszedł przecież w polityce do jakichś sukcesów. Ludzi podobnych Nitrasowi, nominalnych katolików o niekatolickich przekonaniach, są dzisiaj w Polsce miliony. Warto z tego wyciągnąć wnioski.
Najgorsze jest zresztą to, że w wypowiedzi Nitrasa – abstrahując od jej odrażającej formy – jest wiele prawdy. Polityk mówi na przykład o braku lojalności biskupów wobec państwa polskiego, którą zastąpić miała wierność wobec Prawa i Sprawiedliwości. W ostatnich tygodniach arcybiskup Stanisław Gądecki kilka razy skrytykował PiS. Problem w tym, że uczynił to poniewczasie, jakby chcąc przeprosić za to, co episkopat uczynił wcześniej: za firmowanie antykatolickiej polityki PiS w czasie pandemii. Jeżeli polskie państwo nakłada bezprawne restrykcje na Kościół, odbiera wierzącym sakramenty, skazuje ludzi w szpitalach na umieranie bez kapłana, to obowiązkiem biskupów jest stanowczy sprzeciw. Niestety, tego sprzeciwu nie było; mieliśmy do czynienia z milczącą albo zgoła aktywną aprobatą dla działań rządu. Trudno o bardziej wymowny przykład źle pojętej „lojalności hierarchii katolickiej”, by użyć słów Nitrasa. Oczywiście wiem, że posłowi Platformy nie o to chodziło: Nitras chciałby, żeby Kościół właśnie milczał, żeby nie włączał się w publiczną debatę, żeby zniknął z przestrzeni życia publicznego. To oczywiście fałszywe i złe pomysły, ale sama diagnoza jest, niestety, trafna.
Podobnie jest gdy idzie o nitrasowe zapowiedzi dotyczące „nieuchronnej laicyzacji” i stawania się przez katolików mniejszością w Polsce. Wiemy dobrze, że nie jest to bynajmniej proces „nieuchronny”, że możemy i musimy z nim walczyć i go odwracać – ale zarazem jest faktem, że dechrystianizacja może jawić się jako nieuchronna. Nitras widzi to, co widzą wszyscy: Kościół katolicki jest niezmiernie słaby. Jak mogłoby być inaczej, gdy najwyżsi pasterze zamiast głosić jedyność zbawczą Jezusa Chrystusa zajmują się oddawaniem czci pachamamie? Laicyzacja wydarzy się z powodu naszej inercji, niewiary i zdrady. Zarazem to właśnie ta inercja, niewiara i zdrada są współodpowiedzialne za sam fakt zaistnienia kogoś takiego, jak Nitras: człowieka, który mimo katolickiego wychowania chce dzisiaj zamykać Kościołowi usta.
Potraktujmy więc tę wypowiedź posła Platformy Obywatelskiej nie tylko jako przejaw coraz powszechniejszych nastrojów antychrześcijańskich, ale przede wszystkim jako wezwanie do wytężonej pracy. Nie dawajmy „Nitrasom” okazji do tego, by łatwo uderzali w nasz Kościół: lojalność wobec wszelkich ideologii, partii, poglądów zostawmy na boku, stawiając na lojalność wyłącznie wobec Chrystusa. Ci, którzy zwierzęco nienawidzą Kościoła, dalej będą go atakować; jednak tacy jak poseł Platformy to dzieci bezkształtnego, miałkiego katolicyzmu, jaki rozpowszechnił się w naszym kraju w ostatnich kilkudziesięciu latach. To możemy zmienić: zatrzymać produkcję „Nitrasów”, stawiając na radykalną wierność wobec Krzyża.
Paweł Chmielewski