Szef Departamentu Stanu Anthony Blinken zapewnia kongresmenów, że Biały Dom nie zmieni zdania w sprawie Nord Stream 2. Jednak zdaniem ekspertów USA postawią na sojusz z Niemcami i prawdopodobnie wycofają się z sankcji.
Według Roberta Dillona z waszyngtońskiego Center for Public Policy i byłego szefa komunikacji senackiej komisji ds. zasobów naturalnych i energii, a także Martina Jirušeka, specjalisty ds. bezpieczeństwa energetycznego z Uniwersytetu w Brnie, prezydent USA Joe Biden wycofuje się z blokowania gazociągu Nord Stream 2, dając do zrozumienia, że już jest za późno na wstrzymanie projektu prawie w 95 proc. ukończonego.
Wesprzyj nas już teraz!
Za sankcjami wciąż mają opowiadać się kongresmeni. Jednak Dillon i Jirušek uważają, że USA więcej mogą zyskać – pod względem strategicznym i gospodarczym – ożywiając relacje z największymi gospodarkami europejskimi, w tym właśnie z Niemcami.
Sekretarz prasowa Białego Domu Jen Psaki twierdzi, że Biden uważa, iż Nord Stream 2 to „zły interes dla Europy”, jednak „sankcje to tylko jedno z wielu ważnych narzędzi zapewniających bezpieczeństwo energetyczne”, do którego dąży administracja.
Szereg amerykańskich think tanków wskazuje na wyraźną chęć ekipy Bidena do zawiązania silnego sojuszu z Niemcami, a dokończenie budowy gazociągu Nord Stream 2, to jeden z ważniejszych celów Berlina, chcącego pełnić rolę huba gazowego w Europie Środkowej i Wschodniej. Podobne ambicje miała Polska, łącząca duże nadzieje z projektem Trójmorza.
W ub. miesiącu prezydent Biden podczas przemówienia na konferencji bezpieczeństwa w Monachium podkreślił, że Stany Zjednoczone i Europa muszą przedstawić jednolity front przeciwko gospodarczym i wojskowym ambicjom Rosji i Chin; ale nie wspomniał o rosyjskim gazociągu o długości ponad 1200 km.
Z kolei Departament Stanu spośród firm objętych sankcjami z powodu zaangażowania w projekt rurociągu wymienił jedynie rosyjski statek Fortuna i jego właściciela KVT-RUS, pomijając kilkanaście europejskich firm realizujących projekt.
Nord Stream 2 jest własnością rosyjskiej spółki państwowej – Gazpromu, jednak ponad połowa finansowania na jego realizację pochodzi od koalicji pięciu europejskich firm energetycznych: Engie, OMV, Shell, Uniper i Wintershall.
Przy układaniu podmorskich rur brało udział kilkanaście firm z Europy. Poprzednia administracja Donalda Trumpa – chociaż z jednej strony chciała współpracy z Rosją w pewnych kwestiach geopolitycznych, z drugiej opowiadała się za surowszymi sankcjami wtórnymi wobec wszystkich firm zaangażowanych w projekt. Waszyngton groził nawet zamrożeniem aktywów tych form w USA i wykluczeniem z dostępu do systemu finansowego.
Tymczasem Biden zrezygnował z sankcji wtórnych wobec podmiotów europejskich na rzecz mniej skutecznej presji na Kreml we współpracy z Brukselą i Londynem, by pozyskać sojusznika w kampanii przeciwko Chinom.
W maju ma się ukazać kolejny raport Departamentu Stanu, który prawdopodobnie potwierdzi w sprawie rosyjskiego gazociągu podporządkowanie polityki USA narracji niemieckiej. Coraz wyraźniej widać, że Biały Dom przyjął proniemiecką linię.
Niemcy importują ponad 60 proc. energii, w tym aż 90 proc. gazu ziemnego. Kanclerz Angela Merkel, jak i jej prawdopodobny następca, Armin Laschet, przedkładają względy ekonomiczne nad polityczne, niezależnie od presji publicznej i lobbingu ze strony Waszyngtonu. Europejski import energii z Rosji stanowi prawie połowę rocznego budżetu Kremla.
Sekretarz stanu USA Antony Blinken zapewnił kongresmenów, że administracja Bidena sprzeciwia się budowie rurociągu Nord Stream 2 i, że trwa przegląd sankcji. W komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów szef amerykańskiej dyplomacji mówił, że Biden uważa, iż budowa rurociągu, to „był zły pomysł” i wyrażał się klarownie na ten temat.
Dodał, że Stany Zjednoczone, które nałożyły sankcje na firmy zaangażowane w budowę rurociągu „jasno mówią, że sprzeciwiamy się jego ukończeniu … i nadal analizujemy inne możliwości wprowadzenia sankcji w przyszłości”.
Nord Stream 2 przekieruje transport gazu rosyjskiego do Europy pod Morzem Bałtyckim, omijając Ukrainę. Kongres sprzeciwia się rurociągowi, wskazując, że wzmocni on wpływ Kremla na europejską energetykę i zaszkodzi Ukrainie, która może stracić miliardy dolarów z opłat tranzytowych.
Republikańscy senatorowie naciskają na Bidena, by nałożył sankcje na kolejne firmy. Jednak Biały Dom obawia się pogorszenia relacji z Berlinem. Ustawa przyjęta przez Kongres w 2019 r., przewidująca sankcje na statki układające rury pod Morzem Bałtyckim, wstrzymała realizację projektu na ponad rok. Moskwa jednak wznowiła budowę za pomocą własnych statków.
W zeszłym roku kongresmeni przyjęli kolejną ustawę, rozszerzającą sankcje na wszystkie firmy angażujące się w projekt, w tym – co istotne – na te, które ubezpieczają go i certyfikują.
Ustawodawstwo wymagało od administracji aktualizowania informacji o stanie projektu i dalszym nakładaniu sankcji na firmy, które wciąż uczestniczą w jakikolwiek sposób w jego realizacji. W swojej aktualizacji z zeszłego miesiąca administracja Bidena postanowiła obłożyć sankcjami jedynie jeden rosyjski statek i jego właściciela, podczas gdy w budowę wciąż zaangażowanych jest kilkanaście firm.
W zeszłym tygodniu 40 senatorów z Partii Republikańskiej napisało list do prezydenta Bidena, wyrażając oburzenie z powodu „całkowicie nieadekwatnej” aktualizacji i zażądało „bezzwłocznego” nałożenia sankcji na dodatkowe firmy.
Członkowie Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów z kolei pytali szefa Departamentu Stanu o zaangażowanie Moskwy w Wenezueli i na Kubie. Blinken zapewnił, że Stany Zjednoczone są świadkami odrodzenia się rosyjskiej obecności i aktywności w obu krajach, i „bardzo zwracamy na to uwagę we wszystkich dziedzinach” – sugerował.
Źródło: euractiv.com, rferl.org
AS