13 października 2023

„Nowoczesna” demokracja, czyli jak wyhodować rozhisteryzowanych idiotów

(pixabay.com)

Idiotą w greckiej demokracji był ten, który się nie interesował sprawami publicznymi, a wyłącznie swymi prywatnymi. Uznawano zatem, że skoro ktoś się nie interesuje, to znaczy, że nie ma wiedzy oraz chęci a zatem również prawa się o nich wypowiadać. Dlaczego więc dawać komuś takiemu prawo decydowania? Grecy bardzo słusznie idiotom, czyli ludziom nie interesującym się sprawami publicznymi prawa decydowania o kształcie ustroju i o funkcjonowaniu miasta nie dawali. I to była demokracja – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil (Biuro Edukacji Narodowej IPN).

 

Największe partie opozycyjne w Polsce od wielu lat głoszą, że w naszej ojczyźnie „demokracja jest zagrożona” i tegoroczne wybory parlamentarne to ostatnia szansa, żeby ją uratować. Kto lub co jest zagrożeniem dla demokracji? Dlaczego demokracji trzeba bronić, skoro regularnie odbywają się wybory nazywane przez liberalną lewicę „świętem demokracji”?

Wesprzyj nas już teraz!

Musi Pan zapytać liberalną lewicę, która nie uznaje czegoś takiego jak elementarna logika. Liberalna lewica posługuje się dialektyką marksistowską, w której mamy hasła w stylu „Wojna to pokój”, „Niewola to wolność”, „Ignorancja to siła”, a czasami na odwrót. Wszystko to świetnie opisał George Orwell w „Roku 1984”. Stwierdzenie, że nadchodzące wybory są po to, żeby uratować demokrację, to manipulacja, taka, przed jaką przestrzegał Orwell.

„Ocalić demokrację”, czyli co ocalić? Odkąd pamiętam wmawia się nam, że demokracja to wybory. Skoro w Polsce są wybory, to co chce ocalić liberalna lewica?

Żeby to było takie proste…

Po pierwsze: demokracja to racjonalne wybory.

Dalej i konsekwentnie: demokracja ma sens tylko wtedy, gdy dokonuje się racjonalnych wyborów. Wybory na chybił trafił nie mają niczego wspólnego z racjonalnością.

Jacek Kaczmarski śpiewał swego czasu, że każdy ma prawo wybrać źle. Niestety w ostatnich latach w Polsce i na świecie stało się to normą. Ci, którzy zabiegają o nasze głosy bardzo się starają, żeby nie przekazywać nam pełnych informacji. Jeśli nie mamy pełnych informacji wówczas nasze możliwości dokonania sensownego, racjonalnego wyboru są ograniczone. Margines błędu robi się wówczas coraz większy.

Tylko po co dzisiaj „pełna informacja”, skoro na przykład setkom tysięcy wyborców w Polsce wystarczy rzucić hasło w stylu „5 gwiazdek PiS”, a dla milionów Amerykanów wystarczający program polityczny to „4 gwiazdki Trump” jak krzyczał Robert de Niro etc.?

Informacje, które powinniśmy dostawać powinny umożliwiać nam zbudowanie wiedzy. Jeżeli mamy odpowiednie informacje, jeżeli zastosujemy nasze narzędzia poznawcze do analizy tych informacji, to w ten sposób zbudujemy sobie wiedzę o interesującym nas przedmiocie, sprawie, kandydacie etc. Tylko wtedy dokonamy racjonalnych wyborów. Prymitywne hasła takie jak „5 gwiazdek PiS” nie są żadną informacją. Takie coś nie daje wyborcy szansy na zbudowanie wiedzy o przedmiocie wyborów.

Przed wojną czasami w sposób satyryczny, czasami agresywnie, czasami sensownie starano się przekazać za pomocą krótkich haseł jakąś informację, na przykład: „Głosując ma bezpartyjny blok współpracy z rządem okazujesz zaufanie Marszałkowi Piłsudskiemu”. Dzisiaj nikt się nawet nie sili na tak prymitywny przekaz. Dzisiaj mamy 8 gwiazdek. To nie jest informacja. To nie są wybory. To właśnie przed tak pojmowaną „demokracją” należałoby bronić demokrację.

Sięgnijmy do genezy demokracji – przywoływane zawsze Ateny i demokracja grecka. W Atenach demokracja dotyczyła około trzech procent populacji, ponieważ tylko tylu ludzi było dostatecznie wykształconych i dysponowało dostateczną wiedzą, żeby móc dokonywać wyborów w interesie państwa. Ci sami ludzie byli gotowi służyć państwu i wspólnocie obywateli. Pozostałych 97 proc. było idiotami.

Idiotami?

Tak. Wie Pan, co po grecku znaczy to słowo?

Wiem co znaczy po polsku i jak jest w Polsce odbierane…

Idiotą w greckiej demokracji był ten, który się nie interesował sprawami publicznymi, a wyłącznie swymi prywatnymi. Uznawano zatem, że skoro ktoś się nie interesuje, to znaczy, że nie ma wiedzy oraz chęci a zatem również prawa się o nich wypowiadać. Dlaczego więc dawać komuś takiemu prawo decydowania? Grecy bardzo słusznie idiotom, czyli ludziom nie interesującym się sprawami publicznymi prawa decydowania o kształcie ustroju i o funkcjonowaniu miasta nie dawali. I to była demokracja.

Pozwolę sobie przytoczyć zabawną anegdotę. Na początku 2016 roku byłem na spotkaniu Komitetu Obrony Demokracji w Bełchatowie…

Naprawdę?!

Tak, poszedłem tam, żeby zdobyć informację u źródła, a nie z mediów. Dowiedziałem się na przykład, że demokracja została wymyślona w XVIII wieku przez francuskiego filozofa i pochodzi od starożytnego słowa demokratos…

Aha…

Powiedział to więc typowy idiota.

Ale był on święcie przekonany, że to co mówi jest prawdą, a jego zwolennicy (ja akurat byłem w opozycji) z uznaniem kiwali głowami i przytakiwali.

Cóż mogę odpowiedzieć? Im ktoś bardziej wykształcony tym bardziej wątpi. Im ktoś ma lepszy warsztat poznawczy tym częściej sprawdza, bo wie, że przeszłość jest niepoznawalna bezpośrednio, więc trzeba wszystko sprawdzać nie po to, żeby wiedzieć „na pewno”, tylko po to, żeby zbliżać się maksymalnie do prawdy. Z reguły ci, którzy wypowiadają się z pełnym przekonaniem nie zdają sobie sprawy ze swej niewiedzy – część z nich jest przekonanych, że przemawia przez nich Duch Święty, więc nie muszą niczego sprawdzać; część z nich jest zakochana we własnym intelekcie, więc też nie będzie sprawdzać; część stwierdzi: „Skoro powiedzieli o tym w telewizji, to musi być to prawda”.

Największą ułomnością demokracji to, że ludzie podejmują wybory pod wpływem impulsu, pod wpływem emocji, albo coraz częściej – i to jest najgorsze, – pod wpływem fałszywych informacji. Ludzie ze względu na systematyczny upadek szkolnictwa nie otrzymują narzędzi intelektualnych służących poznaniu. Ludzie nie umieją weryfikować faktów. Ludzie nie umieją analizować informacji. Ludzie nie umieją wyciągać wniosków.

Przez wiele lat wiele osób bardzo ciężko pracowało nad tym, żeby doprowadzić szkolnictwo właśnie do takiego stanu, że młodzi ludzie chodzący do szkół mają wtłaczane coraz więcej informacji, ale nie są od tego coraz mądrzejsi, ponieważ nie mają żadnych możliwości, mechanizmów, instrumentów i narzędzi do analizy tych informacji. Co im się tam wciśnie do głów, to zostaje. Natomiast nikt nie daje im narzędzi do poznawania świata, do analizy informacji.

Słyszałem dzisiaj rozmowę między klientem a sprzedawczynią. Na pytanie kobiety: „A co tam u małej” mężczyzna odpowiedział: „Dzisiaj miała drugi sprawdzian”. Rozmawiamy 14 września. Rok szkolny zaczął się 4 września. Po drodze był jeszcze weekend. Realnie od rozpoczęcia roku szkolnego minęło 9 dni realnej nauki, a dziecko tego mężczyzny miało już 2 sprawdziany w szkole. Tak wygląda system szkolnictwa. Nie wiem, co nauczyciele sprawdzali. Po prostu nie wiem.

Coraz częściej słyszę, że najlepszym sposobem na naprawienie systemu edukacji będzie zrezygnowanie z nauki budowy pantofelka. Zamiast tego lepiej nauczać jak odpowietrzyć grzejnik…

Powiem złośliwie: po co? Przecież odpowietrzania grzejników uczy się obecnie na studiach… To nie jest wiedza dla każdego, tylko dla wybranych.

Teraz na poważnie: zmiany w szkolnictwie należałoby rozpocząć od powrotu – i to obowiązkowego – do nauczania łaciny. Łacina jest językiem, który uczy logiki. Cała łacińska gramatyka jest oparta na logice. Ucząc się łaciny nie wkuwa się wyłącznie wyjątków od reguł, tylko uczy się logicznego myślenia już na poziomie gramatyki. W każdym łacińskim zdaniu trzeba bardzo precyzyjnie i logicznie połączyć słowa w odpowiednich formach, żeby powiedzieć dokładnie to, co chce się powiedzieć.

Łacina przez lata była metodą uczenia myślenia i precyzji myślenia. Łacina przez lata dawała ludziom narzędzia badawcze i poznawcze. Współczesne szkolnictwo nie daje narzędzi poznawczych, tylko próbuje wciskać do głów informacje, co jest nonsensem, bo informacje są wszędzie wokół. W dzisiejszych czasach sięgnięcie po informację zajmuje przy pomocy smartfona średnio niespełna 8 sekund i ten czas się coraz bardziej skraca. W związku z tym uzyskujemy informację i… No właśnie… I na tym koniec.

Szkoła powinna dawać narzędzia poznawcze do analizy informacji, do budowania zależności przyczynowo-skutkowych, chronologicznych, synchronicznych, diachronicznych i innych. Mnóstwo jest narzędzi, które umożliwiają segregowanie informacji, kategoryzowanie, hierarchizowanie i wyciąganie wniosków. Tylko to jest nam potrzebne – umiejętność wyciągania wniosków. A wyciąganie wniosków jest fundamentem demokracji, czyli sztuki dokonywania dobrych wyborów. Dzisiaj nie mamy demokracji, ponieważ nie otrzymujemy wiarygodnych informacji, a dodatkowo „dzięki” wadliwemu systemowi szkolnictwa nie potrafimy analizować i wyciągać wniosków.

Być może rzeczywiście liberalna lewica ma rację – należy przeprowadzić walkę o odzyskanie demokracji, ale to by było bardzo bolesne. Trzeba by gruntownie zmienić system nauczania, trzeba by dawać wyborcom konkretne informacje, a nie tylko puste slogany. Trzeba by zmienić media. Przecież co najmniej połowa treści przekazywanych przez serwisy informacyjne to są jakieś felietony, komentarze albo inne formy wyrażania opinii. Albo nie ma rzetelnej informacji, albo jest ona tak sprytnie wymieszana z opiniami, że przeciętny odbiorca treści nie odróżnia jednego od drugiego. To jest dzisiaj najskuteczniejszy sposób na manipulowanie wyborcami. A skoro manipuluje się wyborcami, to także nie ma demokracji, ponieważ zmanipulowany wyborca nie dokona właściwego wyboru w interesie swoim i wspólnoty.

Demokracja grecka zakładała, że o kształcie ustrojowym państwa powinni decydować najlepsi. Obecnie problem polega na tym, że elektorat nie jest w stanie wybrać najlepszych z powodów, o których mówiłem.

„Na szczęście” na Zachodzie jest tak samo, albo i gorzej…

„Na szczęście”… Wyborcy zachodnich demokracji nie dokonują wyborów, które będą celowe w kontekście ich lepszej przyszłości. Dokonują wyborów ważnych na dziś, najdalej na jutro. To zresztą druga podstawowa wada demokracji. Cykliczność wyborów powoduje, że ci, którzy zostali wybrani przez większość czasu myślą o tym co zrobić, aby zostać ponownie wybranymi. Nie myślą o tym, co jest do zrobienia, co trzeba zrobić, co należy zrobić. Nie myślą o tym, że być może trzeba podjąć jakieś „niepopularne decyzje” nawet jeśli te są słuszne, ważne i potrzebne, ponieważ może to spowodować, że nie wygrają kolejnej kadencji. Czyli zamiast arystotelesowskiej polityki służącej interesom wspólnoty, mam politykę jako umiejętność zdobywania i utrzymywania władzy.

Policzono, że parlamentarzyści z  4 lat swojej kadencji mniej więcej rok poświęcają na w miarę sensowną pracę. Pozostałe 3 lata to najpierw uczenie się tego, czym się będą zajmować a potem a potem działania mające na celu przedłużenie własnej kariery o następną kadencję.

Przez lata wmawiano nam, że idealny system demokratyczny panuje we Szwecji, ponieważ dominujące ugrupowania różnią się co najwyżej szczegółami i niezależnie od tego na kogo zagłosują wyborcy to będzie realizowany jeden i ten sam program. Wszystko zmieniło się w ubiegłym roku – wybory w Szwecji zwyciężyła partia określana jako centroprawica, która chce ograniczyć napływ do tego kraju imigrantów. Z miejsca oskarżono jej polityków o populizm…

Operuje Pan etykietkami, którymi partie zostały pooblepiane…

Przez media i agencje prasowe…

Czyli przez idiotów. Tak jest łatwiej, tak jest prościej. Żeby sprawdzić czy to białe w słoiku to cukier czy sól, trzeba odkręcić wieczko i spróbować. Tego się nie robi, bo jest etykietka. I nawet jeśli to co ma być słodkie jest słone, że aż twarz wykrzywia, to na pewno jest to cukier, bo tak jest napisane na etykietce. Mówię to z własnego doświadczenia. Co jakiś czas niektórym mediom przypomina się, iż kiedyś powiedziałem, że partia nazistowska była partią socjalistyczną.

Ale przecież NSDAP miała w nazwie, że jest socjalistyczna…

No widzi Pan, tylko że aby to zrobić sprawdzić, co oznacza ten skrót, przeczytać program etc., czyli sprawdzić, co jest w słoiku. Większość tego jednak nie robi, bo na słoiku ma napisane „skrajna prawica”. Nieważne, że w nazwie jest słowo „socjalistyczna” i „robotnicy”. Etykieta mówi co innego, więc większość uważa, że tak jest i koniec.

Idąc tą logiką: kim był w związku z tym Lenin, który w pewnym momencie prowadził Nową Politykę Ekonomiczną – prawicą czy lewicą?

Lenin był komunistą-rewizjonistą. Podam inny przykład etykietowania. Po czym poznajemy skrajną prawicę? Po tym, że nienawidzi komunizmu i zabija komunistów. Takiej odpowiedzi udzieli Panu przeciętny lewicowy liberał. Jego zdaniem Hitler był prawicą, bo wsadzał komunistów do obozów koncentracyjnych i zabijał.

Jeżeli przyjmiemy takie kryterium, że skrajna prawica prześladuje i zabija socjalistów i komunistów, to kto był najbardziej skrajnym prawicowcem? Stalin. Nikt nie ma na sumieniu tylu komunistów co Gruzin. Chociażby tzw. wielka czystka, która była wymierzona bardzo precyzyjnie w komunistów. Kto rozwiązał i wytępił Komunistyczną Partię Polski? Towarzysz Stalin.

Stosując ten sposób myślenia trzeba powiedzieć, że Stalin był absolutną, najbardziej skrajną ze skrajnych prawic. Hitler był przy nim wybitnie łagodny w stosunku do komunistów, ponieważ większość „czerwonych”, których narodowi socjaliści niemieccy wsadzali do obozów koncentracyjnych wyszła z nich w roku 1944 i 1945. Stalin nie wsadzał komunistów do obozów, tylko ostatecznie eliminował.

Posługiwanie się stereotypowymi etykietkami jest strasznie niebezpieczne. Stereotypy myślowe ułatwiają wprawdzie funkcjonowanie w życiu codziennym, ale kierowanie się nimi przy ciut bardziej skomplikowanych sytuacjach jest mocno ryzykowne. Każdy, kto chciałby się przekonać jak niebezpieczne bywa kierowanie się stereotypami powinien sobie poczytać o eksperymentach społecznych profesora Zimbardo albo – jeszcze lepiej – Cialdiniego i wówczas będzie wiedział jakie konsekwencje może przynieść bezrefleksyjne posługiwanie się stereotypami.

Wyborcy jednak robią to nagminnie – ta partia jest prawicowa, ta lewicowa niezależnie od tego, co to oznacza.

Tylko czy współczesna polityka jest możliwa bez etykietowania, bez wymyślania kolejnych haseł i epitetów, bez wzbudzania emocji, które mają zdecydować o naszym wyborze? Jak w ogóle nazwać taki system? Epiteto-emocjokracja?

Idiotokracja. Wracamy do początku naszej rozmowy – ludziom z wielkim trudem przychodzi dokonywanie racjonalnych wyborów. Powtórzę: wybory, zwłaszcza polityczne, które wpływają na kształt państwa i jego funkcjonowanie powinny być wyborami racjonalnymi, czyli dokonywanymi na podstawie wniosków wyciągniętych z informacji. Tymczasem wybory, do których nas się zaprasza są zdominowane przez potężną grupę ludzi, którzy głosują na podstawie emocji wzbudzonych takim czy innym spotem, wpisem w mediach społecznościowych, plakatem, ustawionym sondażem. Nie jest to demokracja. To jest idiotokracja połączona z mediokracją. Współczesne media nie służą prawdzie, tylko wzniecaniu emocji u odbiorców i walką o zasięgi. To jest oddziaływanie na człowieka. To jest jakby programowanie człowieka niczym psa Pawłowa, żeby np. zaczął kląć na czym świat stoi jak usłyszy „Jarosław Kaczyński”.

Kiedyś felietony czy opinie pisane przez dziennikarzy miały walor dydaktyczny i edukacyjny. Dziennikarze, publicyści chcieli pokazać tym, którzy samodzielnie nie umieją wyciągać wniosków jak się ze sobą różne fakty łączą. Było to działanie na rzecz społeczeństwa i dla dobra czytelników po to, żeby im wyjaśnić, objaśnić, przekazać o co chodzi. Dzisiaj służy to manipulowaniu i generowaniu emocji.

Zostało bardzo niewiele mediów, które pojmują swoją działalność jako służbę na rzecz społeczeństwa. Większość mediów i z jednej, i z drugiej, i trzeciej strony ma za zadanie manipulowanie odbiorcą i jego emocjami. Na czerwonych, żółtych czy niebieskich paskach wzbudza się „słuszny gniew”, wmawia ludziom, że są za albo przeciw etc. Media rządzą… Media generują nastroje… Media wprowadzają jedynie słuszne narracje etc. Wszystko to w celu wpływania na wyborców i budowania postaw społecznych, które służą właścicielom mediów. Wbrew temu, co się nam wmawia pieniądz ma narodowość, zwłaszcza pieniądz zaangażowany w media.

Dziękuję za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

W tych sprawach nie ma miejsca na kompromis! Zobacz „Vademecum wyborcze katolika” wydane przez KEP

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(14)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 141 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram