1 sierpnia 2013

„Paszkwil Wyborczej” po latach

(Warszawskie spotkanie promocyjne z autorem "Paszkwilu Wyborczej" prowadził red. Tadeusz Płużański. Fot. RoM)

U progu 69. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego do księgarń trafiła poszerzona znacznie reedycja wydanej w 1995 roku książki Leszka Żebrowskiego pt. „Paszkwil Wyborczej”. Czy polemika z artykułami opublikowanymi przed niemal dwoma dekadami  po tylu latach jest aktualna i ważna? Nie mniej niż wówczas! Niestety…

 

Autor obnażył kłamstwa i manipulacje zawarte w zamieszczonych kilkanaście miesięcy wcześniej na łamach organu Adama Michnika artykułach oskarżających żołnierzy podziemia niepodległościowego, uczestników powstania, o masowe wręcz mordy na Żydach. Pseudonaukowe tezy Michała Cichego, oparte na wyrwanych z kontekstu cytatach z dokumentów i zinterpretowanych w taki sposób, by pasowały do oskarżycielskiej tezy, po wydaniu „Paszkwilu….” nie tylko nie doczekały się sprostowania i przeprosin, ale wręcz przeciwnie –  „twórczego” rozwinięcia w kolejnych publikacjach w Polsce i za granicą.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Antypolska kampania mająca na celu przeniesienie odpowiedzialności za Holokaust z niemieckich okupantów na Polskę od tego czasu znacznie przybrała na sile. Dzisiaj nie sposób już mówić o przypadku i pomyłkach, gdy raz po raz wysokonakładowe gazety piszą o „polskich obozach koncentracyjnych” czy organicznym wręcz antysemityzmie Polaków, dyszących żądzą mordu na żydowskich sąsiadach.

 

Nie ma raczej potrzeby wyjaśniać, jak cennym sojusznikiem dla inicjatorów i wykonawców oszczerczej kampanii są noszący polskie nazwiska autorzy podobnych publikacji wydanych nad Wisłą (bądź tutejsi autorzy filmów ukazujących naszą nację jako bestialskich żydożerców). 15 grudnia 1993 roku, na łamach kulturalnego dodatku „Gazety Wyborczej” Gazeta o książkach Michał Cichy napisał o Calelu Perechodniku, żydowskim policjancie i autorze pamiętnika pt. Wspomnienia umarłego:  „(…) przeżył jeszcze ponad dwa lata. Przetrwał nawet Powstanie Warszawskie, kiedy AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta (…).”

 

29-30 stycznia 1994, a zatem na początku roku, w którym upłynęło pół wieku od wybuchu powstania, w „Wyborczej” ukazał się kolejny, bardzo obszerny, w dodatku poprzedzony okazałym wstępem Adama Michnika, tekst Cichego pt. Polacy – Żydzi: czarne karty Powstania. Autor napisał w nim: „(…) Znane mi są relacje, dokumenty i opracowania mówiące o zabiciu przez powstańców około 60 Żydów, w tym 44 lub 45 w dwóch zbiorowych morderstwach, z których jedno (30 ofiar NSZ-owców) jest bardzo słabo udokumentowane. (…).”

 

Warsztat Cichego

 

Jak dobrze zatem udokumentowane są morderstwa, które kilka tygodni wcześniej posłużyły Cichemu do sformułowania twierdzenia o mnóstwie niedobitków z getta „wytłuczonych” przez żołnierzy podziemia?

Otóż, w przypadku rzekomego zabicia trzydziestu Żydów przez żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych przy ulicy Długiej 25 Cichy powołał się wyłącznie na monografię, którą w oczach publicysty GW dostatecznie uwiarygodnia to, że jej autor, Bernard Mark podaje dokładny numer domu, w którym miało dojść do zbrodni. Autor GW nie potrzebuje innych źródeł, nie wspomina też, że przy Długiej 25 ani w pobliżu nie stacjonowali żołnierze NSZ, za to mieściła się kwatera dowódcy obrony Starego Miasta, pułkownika AK Karola Ziemskiego, zaś w bliskim sąsiedztwie funkcjonowały powstańcze szpitale i sztaby walczących batalionów Armii Krajowej. Czy dałoby się tam niepostrzeżenie zabić kilkadziesiąt osób  tak, by informacja o tym nie przedostała się na zewnątrz?

 

O drugie zbiorowe morderstwo Cichy pomówił żołnierzy kapitana Wacława Stykowskiego, ps. „Hal”. Dobrał w tym celu dowolnie skomponowane urywki cytatów z żołnierskich meldunków, wyrwane z kontekstu i zupełnie pomijające okoliczności niezgodne z założoną tezą (chociażby działalność prowokatorów, w tym komunistów, bojówkarzy  Armii Ludowej podszywających się pod AK), a także dokumenty, które przeczą oskarżeniu. Szczegółowo nibybadawczą „metodologię” Cichego opisuje Leszek Żebrowski na kartach „Paszkwilu Wyborczej”.  

 

Powstanie jest wtedy, gdy giną ludzie

 

Rzecz jasna, publikacje GW spotkały się z gwałtowną reakcją zarówno zawodowych historyków, jak i żołnierzy AK i NSZ, których szczególnie dotknęły oszczerstwa zawarte w tekstach najbardziej wówczas opiniotwórczej gazety wydawanej na polskim rynku. Leszek Żebrowski w swej książce przypomina przebieg debaty, która rozgorzała po ukazaniu się artykułów Cichego, po czym nagle zamilkła. Szczególnie znamienny jest obszernie opisywany przez autora „Paszkwilu Wyborczej” przebieg debaty w stołecznym oddziale Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Już pierwszy głos z sali, anonimowego dla postronnych uczestnika ustawił dyskusję: nie należy mówić o  powstaniu w Warszawie w 1944 roku, albowiem powstanie jest wtedy, gdy giną ludzie. Powstanie Warszawskie miało miejsce w getcie, gdzie ginęli ludzie, a w 1944 r. to był zryw faszystów! Gdy prowadząca spotkanie chciała skierować rozmowę na inne tory, zebrani zagrozili, że wyproszą ją na zewnątrz. Większość uczestników zabierających głos entuzjastycznie odnosiła się do publikacji obecnego również na sali Michała Cichego.

 

Zatrute owoce jego artykułów rodzą się po dziś dzień, a niepoparte poważnymi argumentami tezy powielane są przez renomowanych historyków w Polsce i poza jej granicami. (…) Jesteśmy w bezwzględny sposób spychani na pozycje zbrodniarzy. Nie mamy co liczyć na to, że ktoś inny weźmie nas w obronę. Ta kampania trwa już od lat i przynosi wymierne rezultaty. Tylko od nas zależy, jaką świat będzie znał prawdę – pisze w zakończeniu „Paszkwilu Wyborczej” autor. Trzeba sięgnąć po tę książkę, by we własnych środowiskach uzbrojonymi w amunicję faktów odpierać wrogą powstańcom propagandę, jaka w tych dniach zalewa polskojęzyczne publikatory.

 

Roman Motoła

 

Leszek Żebrowski, Paszkwil Wyborczej, wydanie drugie poprawione i uzupełnione. Wyd. Capital, Warszawa 2013.

 

*****

 

Powstańcy odchodzą, ale rośnie młodzież

 

W kraju wiemy jak traktować „GW” i jej publikacje. Najgorsze jest to, że kłamliwe tezy zawarte w publikacjach Michała Cichego przedostały się za granicę i funkcjonują tam na prawach źródła wiedzy, prawdy naukowej – mówi Leszek Żebrowski w rozmowie z PCh24.pl.

 

Po wielu latach ukazuje się wznowienie „Paszkwilu Wyborczej”, co zainspirowało Pana do ponownego wydania tej książki w poszerzonej wersji?

 

– Wtedy, gdy powstawała, osiemnaście lat temu, myślałem, że czeka ją „żywot motyla”, że mamy do czynienia z jednorazowym, doraźnym atakiem na powstanie warszawskie, na naszą tradycję. Kiedy okazało się, iż „Gazeta Wyborcza” sfałszowała dokumenty, przeinaczała cytaty myślałem, że po ukazaniu się mojej książki przeproszą, tak jak powinno się uczynić w tej sytuacji. A oni zamilkli, a następnie zaczęli robić to samo, już na wyższym poziomie, posługując się Grossem i tym podobnymi zjawiskami.

 

Przez ten czas wyrosło też nowe pokolenie. Na spotkaniach ludzie pytają o tamtą sprawę, pamiętają, że była taka książka, ale nie mają do niej dostępu. Uznałem, że warto jeszcze coś dopisać, uwspółcześnić, poprawić. W nowym wydaniu pojawiło się około 1/3 treści więcej niż w pierwszym. Potwierdza ono w całości to, co napisałem wcześniej i jeszcze bardziej kompromituje „Gazetę Wyborczą”.

 

Sprawa publikacji Michała Cichego stała się symboliczna.

 

– Tak, a najgorsze, że zawarte tam kłamliwe tezy przedostały się za granicę i funkcjonują na zasadzie prawdy naukowej. W kraju mniej więcej wiemy, jak traktować GW i jej publikacje. Za granicą to jest źródło wiedzy i to w środowiskach uważanych za naukowe. Również w Polsce dla osób zajmujących się problematyką zagłady Żydów, stosunkami polsko-żydowskimi, publikacja Cichego/Michnika to źródło historyczne, dokument, którym należy się posługiwać, w dodatku bezkrytycznie. Dołożono tam jeszcze historię, spreparowaną w latach 70. przez zbowidowców, którzy wymyślili Międzynarodową Brygadę Żydowską Armii Ludowej, funkcjonującą teraz w bardzo wielu publikacjach naukowych. W myśl tej opowieści była taka brygada, która sama sobie zbudowała barykady, sama zorganizowała broń, broniła Starego Miasta i 23 września, czyli ponad trzy tygodnie po upadku powstania na starówce… zniknęła. Za granicą, w Ameryce nikt nie weryfikuje takich „źródeł wiedzy”, tego czy zgadzają się daty, fakty, okoliczności. Co tu zresztą mówić o Ameryce, skoro w  Muzeum Powstania Warszawskiego eksponowana jest plansza poświęcona udziałowi Żydów w powstaniu warszawskim i tam wymieniono dwa czy trzy tysiące żydowskich uczestników, czyli tyle, ile każdego dnia czynnie mogło walczyć, bo tyloma sztukami broni dysponowali powstańcy. To gdzie my byliśmy?

 

Kłamstwo zawarte w publikacjach GW, jakoby Polacy masowo mordowali Żydów, w ciągu wielu lat zostało wielokrotnie powielone w różnych odmianach, trafiło też do popkultury, do filmów. Ale z drugiej strony pojawiło się od tamtego czasu sporo mediów, starających się ukazywać naszą historię najnowszą w prawdziwym świetle. Jak ocenia Pan stan świadomości Polaków w tych kwestiach?

 

– Gdy powstawał „Paszkwil…” żyło jeszcze pokolenie powstańców. To byli ludzie wciąż w sporej mierze aktywni. Oburzali się, dawali temu wyraz na spotkaniach. Dzisiaj tych ludzi już z nami nie ma, trzeba ich więc zastąpić. Na szczęście, wiemy na temat tamtych czasów dużo i musimy o tym mówić. Jesteśmy to winni powstańcom i wcale nie chodzi tu o to, czy powstanie powinno wybuchnąć, czy też nie. Spór toczy się o naszą tradycję, o naszą przeszłość, o ofiary tego zrywu.

 

Dzisiaj dla młodych ludzi głównym medium jest Internet, na szczęście wciąż wolny, dostępny. Publikacji, które obnażają „Gazetę Wyborczą”, nie tylko w tej sprawie, jest coraz więcej.  Dlatego ta gazeta, jak widać, po prostu schodzi z rynku. Znamienne jest też ostatnie, słabo zakamuflowane wezwanie na jej łamach do bojkotu „Godziny W”, bo na Powązkach znajdą się wówczas „pisowcy” i słuchacze Radia Maryja – bardzo dobrze, niech autorzy tego apelu oraz ich zwolennicy siedzą w podziemiu i wychodzą w nocy, gdy nas nie będzie. Nie będziemy sobie wchodzić w drogę.

 

Faktem jest zarówno ilościowa, jak i jakościowa zmiana stanu historycznej świadomości Polaków. Dwie dekady temu młodych ludzi, którzy interesowali się prawdą o II wojnie światowej było naprawdę niewielu. Dzisiaj są to przede wszystkim młodzi do 30. roku życia, studenci, pracujący, drobni przedsiębiorcy, a bardzo często liczący sobie 18-20 lat, na ogół uczniowie szkół średnich. Oni już bardzo dużo wiedzą. To nie są ludzie, którzy przychodzą nauczyć się od podstaw, tylko przychodzą na spotkania, żeby swoją wiedzę pogłębić, pokazać się poznać innych, integrować się. To buduje.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

RoM

 

{galeria}

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij