Gdy myślimy o kraju totalitarnym, który jest de facto zamknięty, i w którym chrześcijanie są prześladowani, to w pierwszej kolejności wymieniamy Koreę Północną. Tymczasem w Birmie (obecnie Mjanma) mamy do czynienia z radykalnym prześladowaniem chrześcijan: przesiedlenia, poniżanie, surowe kary, niszczenie kościołów, aresztowanie kapłanów… Przez ostatnich 15 miesięcy jest to w Birmie na porządku dziennym. Media o tym milczą. Zainteresowanie świata tym krajem jest znikome, a żyje w nim ponad 50 mln ludzi! – Nikt jednak się tym nie przejmuje, nikt nie próbuje tego śledzić, nikt nie próbuje interweniować, a jak zwróci się na to uwagę, to usłyszymy, że sami mamy wystarczająco dużo problemów, takich jak pandemia czy wojna na Ukrainie i to trzeba śledzić – mówi w rozmowie z PCh24.pl Ks. dr Tomasz Huzarek, Rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie.
W roku 2014 w Birmie żyło prawie 52 miliony mieszkańców, w tym około 3,2 mln chrześcijan. W roku 2022 żyje tam już prawie 55 milionów ludzi, a chrześcijan jest około 2 mln. Co takiego stało się w ciągu ostatnich lat w Birmie, że tak drastycznie ubywa wyznawców Chrystusa?
Wesprzyj nas już teraz!
Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy sięgnąć do głębszego kontekstu historycznego. Co najmniej od lat 60. XX wieku Birma jest rządzoną przez juntę wojskową. W roku 2008 została ona odsunięta od władzy. W tym czasie próbowano tam wprowadzać mniej lub bardziej efektywnie formy rządów z poszanowaniem podstawowych praw i godności człowieka. Wszystko to skończyło się 1 lutego 2022 roku, kiedy w Birmie dokonano kolejnego przewrotu. Władza, która dotychczas sprawowała urząd, próbowała, jak powiedziałem, mniej lub bardziej udolnie ucywilizować kraj, zostały odsunięta, a część z jej przedstawicieli zamknięto w więzieniach. Ich miejsce zajęła junta wojskowa, która wróciła do praktyk rządzenia sprzed 2008 roku.
W roku 2014 w Birmie żyło ponad 3 mln chrześcijan różnych proweniencji. Poza chrześcijanami w kraju żyło około 0,5 mln hindusów, 1,2 mln muzułmanów i ponad 45 mln buddystów. To właśnie buddyści są kluczowi w odpowiedzi na Pana pytanie.
W 2008 roku, kiedy w Birmie wprowadzono nową konstytucję. Znajdowały się tam zapisy o wolności religijnej. Próbowano bronić wolność religijną każdego z obywateli uznając chrześcijaństwo, hinduizm, islam etc. za religie istniejące w państwie, których wyznawcom należy zapewnić podstawowe prawa do wyznawania wiary i sprawowania kultu.
W 2015 roku wprowadzono z kolei 4 ustawy, które do dziś funkcjonują pod nazwą „Ochrona rasy i religii”. Co mówią te ustawy? Po pierwsze zawierają one przepisy, które wymagają rejestracji małżeństw niebuddyjskich mężczyzn i buddyjskich kobiet. Mamy więc diametralną zmianę w porównaniu z rokiem 2008. Wtedy mówiono o jakiejś równości religijnej i poszanowaniu dla wiary. Podkreślano wprawdzie, że zastrzega się szczególną pozycję buddyzmu, jako religii wyznawanej przez większość obywateli Birmy, ale nie nadawano jej wyznawcom jakichś wyjątkowych przywilejów. 7 lat później to się zmieniło – wprowadzono prawo traktujące buddystów w zupełnie wyjątkowy sposób. Tak oto mężczyźni niebuddyjscy muszą być zarejestrowani, nałożono na nich specjalne obowiązki i kary za ich nieprzestrzeganie. Wprowadzono również szczegółowe przepisy dotyczące konwersji religijnej, łącznie ze srogimi karami za zmianę wyznania.
Na Zachodzie buddyzm jest postrzegany jako „religia pokoju”. Okazuje się, że w wydaniu birmiańskim, ale przecież nie tylko, buddyzm nie ma nic wspólnego z pokojem. Birma pokazuje jak działa ta część buddystów, budujących społeczeństwo poprzez segregację religijną i wypieranie tych, którzy buddystami nie są – poprzez traktowanie innych wyznań, głównie chrześcijan, w sposób uwłaczający ich godności, ich wolności, ich człowieczeństwu.
Druga przyczyna jest taka, że w Birmie w ostatnich latach miały miejsce różne klęski i kataklizmy żywiołowe, które spowodowały ogromne straty. Najbardziej znaną jest cyklon Nargis z 2008 roku, który według oficjalnych danych odebrał życie prawie 150 tys. osób. W rzeczywistości ofiar mogło być około miliona, również ze względu na działania władz, które odrzuciły wszelką pomoc z zewnątrz. Kraj został zniszczony, ludzkie ciała leżały na potężnym obszarze przez co szerzyły się choroby. Co powiedziała wówczas junta wojskowa? „My sobie sami poradzimy. Nie chcemy żadnej pomocy”. Mało tego! kilka dni po klęsce żywiołowej w kraju przeprowadzono referendum konstytucyjne! Mamy więc kataklizm naturalny, biedę, zarazę, brak pomocy i jeszcze niezrozumiałe zagrywki polityczne. Był to niewątpliwie moment, w którym wielu chrześcijan powiedziało „dość”. Część z nich uciekła z kraju, część przeszła na buddyzm, żeby otrzymać tygodniowo jeden woreczek ryżu więcej niż inni.
Mówimy o chrześcijanach, ale chciałbym tutaj dodać, że inne wyznania również są prześladowane. Wiele tysięcy muzułmanów na przykład musiało uciekać z Birmy do sąsiednich krajów, gdzie do dzisiaj żyją w specjalnych obozach.
Pełna zgoda, Księże rektorze. W Birmie prześladuje się wszystkie wyznania poza buddyzmem. Odnoszę jednak wrażenie, że np. muzułmanie nie doświadczają aż tylu szykan i przykrości ze strony buddystów co chrześcijanie. Wielu z nich pozwolono „spokojnie odejść”, co w przypadku chrześcijan nie ma miejsca. Wspomnę tylko ostatnie wielkie przesiedlenie chrześcijan w Birmie, kiedy to wygnano z domów około 250 tys. osób. 30 proc. z nich nie dotarło do wskazanego przez władze kraju miejsca…
Możemy sobie wyobrazić, jaka była forma tego „przesiedlenia” i jak ono w praktyce wyglądało. Od razu mamy przed oczami to, co działo się w Turcji w latach 1915-1917, kiedy również miało miejsce „przesiedlenie” Ormian, w wyniku którego zginęło co najmniej, podkreślam, co najmniej 1,5 mln ludzi, głównie wyznawców Chrystusa. Właśnie dlatego wielu nazywa tamtą tragedię Pierwszym Holocaustem XX wieku i ludobójstwem.
Niestety, ale jest dokładnie tak jak Pan mówi. W Birmie „pozwolono” odejść muzułmanom, a chrześcijan po prostu wyrzucono z domów i siłą przesiedlono w inne miejsce.
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować kard. Charlesa Bo, metropolity Rangunu – największego miasta w Birmie, który powiedział, że widząc różnicę w sposobie traktowania chrześcijan i muzułmanów nie umniejsza krzywdy tych drugich. Dodał jednak, że jest przerażony faktem, iż cierpieniami wyznawców Allaha w Birmie świat się przejął, natomiast o prześladowaniu chrześcijan w Birmie, chociażby o tym wszystkim, co już powiedzieliśmy świat albo milczy, albo mówi bardzo niewiele.
Dlaczego po 1 lutego 2021 junta wojskowa w Birmie postanowiła ostatecznie rozprawić się z wyznawcami innych religii niż buddyzm? Przecież ci sami ludzie wprowadzili w roku 2008 przywołaną przez Księdza rektora konstytucję zapewniającą swobodę wyznania?
Powiem szczerze, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie siedzę w głowach tych ludzi. Faktem jest, że mamy do czynienia z tymi samymi ludźmi, co w roku 2008, albo z ich następcami. Ma Pan rację – po 1 lutego 2021 w Birmie mamy do czynienia z radykalnym prześladowaniem przede wszystkim chrześcijan. Przesiedlenia, poniżanie, surowe kary, niszczenie kościołów, aresztowanie kapłanów, to przez ostatnich 15 miesięcy jest w Birmie na porządku dziennym. Dlaczego jednak zdecydowano się na takie działania – tylko junta wojskowa to wie.
Dzisiaj jak myślimy o kraju totalitarnym, który jest de facto zamknięty, i w którym chrześcijanie są prześladowani, to w pierwszej kolejności wymieniamy Koreę Północną. Prawda jest jednak taka, że z Korei Północnej dociera do nas dużo więcej informacji jak z Birmy. Pokazuje to, że zainteresowanie świata tym krajem jest mniejsze, żeby nie powiedzieć znikome, a żyje w nim, jak Pan zauważył ponad 50 mln ludzi! Nikt jednak się tym nie przejmuje, nikt nie próbuje tego śledzić, nikt nie próbuje interweniować, a jak zwróci się na to uwagę, to usłyszymy, że sami mamy wystarczająco dużo problemów takich jak pandemia czy wojna na Ukrainie i to trzeba śledzić.
Tymczasem wszystkie raporty, począwszy od raportu Pomocy Kościołowi w Potrzebie, bardzo jasno i jednoznacznie pokazują, co dzieje się w Birmie. Boję się, że nie pokazują one jednak całości, bo kraj jest zamknięty i może być tam znacznie gorzej…
Birma, jakkolwiek to nie zabrzmi, jest tylko częścią większej układanki antychrześcijańskiej. Przykład tego kraju pokazuje bez wątpienia jak działają media i dlaczego nie dowiadujemy się z nich, o cierpieniu wyznawców Chrystusa. Niestety, ale media budują wirtualną rzeczywistość, która odstaje od tego, co dzieje się na świecie, która nie jest zgodna z faktycznym stanem rzeczy. Jedynym wyjściem jest powrót do korzeni, to znaczy weryfikowanie informacji, poszukiwanie innych źródeł informacji, sięganie do raportów, które rzetelnie przedstawiają sytuację chrześcijan.
Nie jest bowiem tajemnicą, co jednoznacznie wynika z raportów przygotowywanych czy to przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie, czy to przez Open Doors, czy to przez Laboratorium Wolności Religijnej, z którym współpracuję, że chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą wyznaniową na całym świecie w różnych kontekstach kulturowych, społecznych etc.
Media niewątpliwie są w tym wszystkim kluczowe. W roku 2019 miały miejsce krwawe zamachy na chrześcijan na Sri Lance. Media obszernie informowały o tej tragedii, ponieważ miała ona miejsce w Wielką Noc. W roku 2020 doszło do ludobójstwa chrześcijan w Etiopii, o czym media poinformowały po kilku miesiącach. Mamy rok 2022 – hekatomba chrześcijan w Birmie trwa, a media milczą…
Odpowiadając na to pytanie pozwolę sobie przytoczyć historię, która miała miejsce w Polsce kilka lat temu. Jechałem samochodem w Boże Ciało na pewną parafię pod Lublinem. Słuchałem przy tym jednej z polskich stacji radiowych. Podróż trwała około 1,5 godziny, więc wysłuchałem trzech serwisów informacyjnych.
Proszę sobie wyobrazić, że w każdych wiadomościach powtarzano jedną i tę samą wiadomość. Chodziło o wydarzenie z Paryża, a konkretnie ślub dwóch mężczyzn. To była informacja dnia. To był nieustannie powtarzany news. To mogłem usłyszeć, co pół godziny. Nie było nawet wzmianki o tym, że przeżywamy uroczystość Bożego Ciała, że miliony Polaków biorą udział w procesjach etc.
Pomyślałem wtedy: słucham radia, które przedstawia mi jakąś wypaczoną wizję rzeczywistości i jednocześnie patrzę na miejscowości w Polsce, gdzie odświętnie ubrane tłumy ludzi w każdym wieku idą do kościoła, dekorują ołtarze, biorą udział w procesjach. To były dwa różne światy – świat realny, który widziałem, który słyszałem, w którym uczestniczyłem i świat mediów, który przestawiał zupełnie nieprzystającą do rzeczywistości wizję codzienności.
Musimy się przebić przez tę bańkę medialną. Skoro nie możemy się doczekać od części mediów, od części dziennikarzy pokazywania rzeczywistości w taki sposób jaka ona jest, to szukajmy mediów, które nam to dadzą. Inaczej nie będziemy mieli realnego obrazu tego, co się dzieje w świecie.
Przywołany przez Pana przykład jak zachowywały się media w ciągu ostatnich lat jest dobry i aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby zamachy na Sri Lance miały miejsce w jakiś inny dzień. Czy wówczas świat by się tym zainteresował? Czy Sri Lanka przez 2-3 dni nie schodziła by z czerwonych i żółtych pasków telewizyjnych?
Czy chrześcijanie w Birmie przetrwają, czy zostaną albo przesiedleni, albo eksterminowani, zamknięci w więzieniu, bądź zmuszeni do konwersji?
Jestem przekonany, że przetrwają. Historia Kościoła bardzo jasno pokazuje, że na krwi męczenników zawsze powstawały bardzo żywe, mocne wspólnoty, które były przekonane o swojej tożsamości i tym, że Chrystus jest ich Drogą, Prawdą i Życiem.
Jest to wielkie wyzwanie również dla nas – polskich katolików. Nie możemy zostawić tych ludzi samym sobie. Musimy się za nich modlić, musimy się modlić o nawrócenie ich prześladowców. Musimy również zdać sobie sprawę, że to, co dzisiaj dzieje się w Birmie może kiedyś dziać się w Polsce, a co za tym idzie – musimy wykazywać się większą niż dotychczas troską o naszą wiarę, o nasze życie religijne.
Bardzo wielu chrześcijan z Birmy ucieka do Indii, gdzie uzyskują pomoc od tamtejszych wyznawców Chrystusa. Czy nie jest tak, że wpadają z deszczu pod rynnę? W ostatnich miesiącach w Indiach również mamy do czynienia z ogromnym wzmożeniem, jeśli chodzi o prześladowanie chrześcijan.
To prawda. We wspomnianych przeze mnie raportach dotyczących prześladowań religijnych Indie od lat zajmują miejsca w pierwszej 20., a ostatnio nawet 10. Gdzie jednak ci ludzie mają uciekać? Birma sąsiaduje z Indiami, Chinami, Tajlandią i Laosem, czyli z krajami, gdzie mówiąc najdelikatniej, chrześcijanie nie mają lekko. Zapewne najprościej dostać się z Birmy do Indii, gdzie z całą pewnością jest stosunkowo więcej wspólnot chrześcijańskich niż u trzech pozostałych sąsiadów i łatwiej tam znaleźć schronienie, przynajmniej na razie. Tutaj znowu jest zadanie dla nas: musimy mówić o tym, co dzieje się w Indiach i wspierać te wspólnoty chrześcijańskie, które tam funkcjonują.
W najbliższych tygodniach jako Laboratorium Wolności Religijnej będziemy organizować 4 Pikniki Wolności: w Toruniu, w Gdańsku, w Łodzi i we Wrocławiu. Na każdym z nich będą 3 namioty. W pierwszym będzie wystawa dotycząca prześladowania ze względów religijnych, gdzie pokażemy różne formy tego prześladowania m.in. z Birmy, ale również z Europy, w tym z Polski. W drugim namiocie będą zasiadali nasi eksperci, którzy udzielą szczegółowych informacji na temat tego, czym jest wolność religijna, jak ją bronić etc. W trzecim namiocie będziemy przyjmować zgłoszenia od osób, które doświadczają ograniczania wolności religijnej, bądź są prześladowanie za wiarę w Chrystusa.
Mówię o tym, ponieważ jest dla mnie czymś oczywistym, że Polska jest na początku procesu, który może zakończyć się tym, co aktualnie obserwujemy w Birmie. Jeśli przeanalizujemy „wachlarz” prześladowań, to zauważymy, że zawsze rozkłada się on na te same etapy.
To jest powiązany proces, który zaczyna się od dezinformacji i budowania negatywnych stereotypów dotyczących ludzi wierzących. Stereotypów, które z jednej strony ośmieszają, a z drugiej przedstawiają w krzywym świetle chrześcijan. Jednym z nich jest powtarzanie, że Święta Inkwizycja spaliła na stosie 50 milionów kobiet. To jest kompletną bzdurą! I to dezinformowanie ma miejsce na co dzień również w Polsce. Chrześcijanie są przedstawiani jako ludzie zaczadzeni religią, którzy żyją po to, aby czynić krzywdę innym.
Drugi etap tego procesu to dyskryminacja, czyli nierówne traktowanie. Z tym również mamy do czynienia w Polsce. Ktoś, kto przyzna się do tego, że jest wierzącym w Chrystusa często jest gorzej traktowany chociażby w swoim środowisku pracy.
Trzeci, ostatni etap to prześladowania. Czasami tak radykalne jak te, które mają miejsce w Birmie.
Podkreślam jednak – jest to jeden proces, który ma różne etapy i różne formy nasilenia. Musimy to dostrzegać, musimy to definiować, musimy o tym mówić i budować kulturę dialogu i poszanowania dla wolności religijnej. Ona bowiem stoi u podstaw wszystkich wolności i uporządkowanego życia społecznego. Tylko w ten sposób uda nam się powstrzymać to szaleństwo. Jeśli pozwolimy na to, żeby ten proces trwał i się rozkręcał, bo na przykład „nas to nie dotyczy”, to skończymy jak Birma – nikt nie będzie zwracał uwagi na prześladowanie chrześcijan, bo one będą na porządku dziennym.
Mamy możliwości, aby to zatrzymać.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek
Krwawa masakra chrześcijan w Birmie. Wojsko morduje kapłanów i wysadza w powietrze kościoły
Prześladowania katolików w Birmie. Zamordowano dwóch nastolatków niosących pomoc potrzebującym
Eskalacja agresji. Wojskowy reżim w Mjanmie atakuje kościoły