Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało wznowienie dyskusji o zakazie sprzedaży środków wczesnoporonnych. Wobec tego w najnowszym numerze tygodnik „Newsweek” rozpoczął akcję „W obronie pigułki po”. Tłumaczy czytelnikom, że antykoncepcja „dzień po” jest absolutnie bezpieczna, nie powoduje żadnych skutków ubocznych, ani też nie może skutkować poronieniem. Należy powiedzieć wprost – to wszystko jest kłamstwem.
W ostatnim wydaniu tygodnik „Newsweek” zamieścił artykuł promujący stosowanie środków wczesnoporonnych, które są zbiorczo nazywane tabletkami „dzień po”. Zawiera on wiele niepełnych i nieprawdziwych informacji mających na celu zniekształcenie rzeczywistości zgodnie z lewicowymi fantazjami. Autorka stara się stworzyć wrażenie, że wcale nie chodzi o walkę z katolickim światopoglądem, a jedynie o fakty. Jakie więc są fakty?
Wesprzyj nas już teraz!
Jak pisze Dorota Romanowska, autorka artykułu w „Newsweeku”, ellaOne (tabletka o działaniu wczesnoporonnym) „może powodować, choć dzieje się to bardzo rzadko, bóle brzucha głowy oraz nudności i wymioty”. Tak jest w istocie, tylko że te działania wstępują „często”, czyli u więcej niż 1 na 100, ale mniej niż 1 na 10 przyjmujących. Występują również działania niepożądane, które są zazwyczaj pomijane – w tym dotyczące stanu psychicznego kobiety i zaburzeń układu rozrodczego.
„Newsweek” podkreśla, że tabletka nie ma charakteru wczesnoporonnego, gdyż „ciąża zaczyna się w chwili zagnieżdżenia zarodka w ścianie macicy – jak brzmi oficjalna definicja Światowej Organizacji Zdrowia – to dopiero usunięcie stamtąd zarodka oznacza poronienie lub aborcję”. Jednak początku życia ludzkiego nie należy doszukiwać się w momencie, w którym nastąpi implantacja, a raczej w chwili, kiedy dochodzi do zapłodnienia komórki jajowej.
Kościół uczy, że to właśnie w chwili poczęcia człowiek nabywa godność ludzką. Jeżeli mamy świadomość, że środek farmakologiczny nie pozwala przez swoje działanie na implantację – znalezienie przez dziecko wygodnego dla siebie miejsca w łonie matki – to jest to powodowaniem poronienia. Zresztą ellaOne nie zapobiega ciąży pozamacicznej. Skoro dochodzi do zapłodnienia, nie jest to antykoncepcja a aborcja.
Pierwotna ulotka ellaOne z 2009 roku zawierała informację o tym, że oprócz zatrzymania uwalniania komórki jajowej, może także działać poprzez zmiany w macicy, jednak informację o tym usunięto już rok później. Mechanizm działania ellaOne jest taki sam jak Ru-486, która jest tabletką aborcyjną, co w swojej pracy podkreśla Małgorzata Prusak (Antykoncepcja postkoitalna, [w:] „Szkodliwość doustnej antykoncepcji hormonalnej”, red. D. Jarczewska, Warszawa 2015, s. 51.). Autorka artykułu zamieszczonego w „Newsweeku” doskonale musi sobie zdawać z tego sprawę skoro przywołuje sztuczną definicje ciąży WHO, a nie zdroworozsądkową.
Środowiska lewicowe uważają, że należałoby znieść jakiekolwiek ograniczenia w dostępie do takich środków, w tym również i limit wieku. Obecnie można przepisać taki środek dziewczynkom, które ukończyły 15 rok życia. – To graniczenie nie jest dobrym rozwiązaniem, bo prawdziwe dramaty przeżywają, młode dziewczyny, które zajdą w ciąże. Te starsze sobie poradzą – uważa dr Grzegorz Południewski, którego wypowiedź została przytoczona przez „Newsweek”. Tylko jak sobie poradzą? Rozumiem, że autorowi tych słów chodzi o to, że starsze dziewczyny same znajdą sposób na zabicie swojego dziecka?
Przeciwników dostępu do środków wczesnoporonnych „Newsweek”, w sposób dla siebie charakterystyczny, uważa za zacofanych i niedouczonych. Jednak w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie, ponieważ przedstawiając swoim czytelnikom niepełne, wyselekcjonowane przez siebie informacje utrzymuje ich w mrokach – poprawnie politycznej niewiedzy. Remedium na sytuacje kryzysowe nie są środki farmakologiczne, a czystość i stabilny związek oparty na miłości.
źródło: Newsweek
MR