Papieska adhortacja Amoris Laetitia powtarza pastoralne propozycje synodu biskupów. Choć papież Franciszek – wbrew oczekiwaniom postępowych hierarchów i liberalnych mediów – nie „zalegalizował rozwodów”, być może zrobią to za niego niektórzy duchowni. W sprawie rozwodników żyjących w nowych związkach dotychczasowa praktyka skrajnie postępowych duchownych i biskupów (szczególnie Zachodu) nie zmieni się. A biskupi wierni Chrystusowemu nauczaniu? Cóż, oni będą interpretować papieski dokument zupełnie inaczej.
Obserwując przygotowania do publikacji adhortacji o rodzinie, nie sposób było nie zauważyć, że Ojciec Święty stał na rozstaju dróg. Z jednej strony musiał bowiem brać pod uwagę stanowisko bliskich mu kardynałów Kaspera i Marxa, pragnących papieskiego przyzwolenia na udzielanie Komunii Świętej rozwodnikom żyjącym w nowych związkach. Sugerowali oni nawet, że Kościół niemiecki „nie jest filią Rzymu” i jeśli ich postulaty nie zostaną spełnione, może dojść do schizmy. Z drugiej strony grupa biskupów wierna Chrystusowemu nauczaniu też stawiała sprawę jasno – podkreślając, że tego typu rozumowanie jest herezją! Papież wiedział więc, że jakiekolwiek twarde i jednoznaczne stanowisko zapisane w Amoris Laetitia spowoduje konflikt wśród kardynałów, schizmę lub oskarżenia o herezję. Choć trzeba zaznaczyć, że katolicy mieli prawo oczekiwać, że Franciszek wprost powtórzy nauczanie Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa (a więc i niemożności przyjęcia Komunii Świętej przez rozwodników). Tak się jednak nie stało. Szkoda, bo kto jak kto, ale papież nie powinien się od takiej odpowiedzialności uchylać pod żadną groźbą, nawet groźbą schizmy.
Wesprzyj nas już teraz!
Po publikacji dokumentu wiemy jednak, że papież wybrał inną ścieżkę – ścieżkę „synodalności”. Pół roku temu Ojciec Święty mówił, że „Bóg oczekuje od Kościoła w trzecim tysiącleciu drogi synodalności”. To także droga decentralizacji Kościoła, do której skłonność dostrzegamy śledząc obecny pontyfikat na każdym kroku. Widzimy ją również w opublikowanej właśnie adhortacji, szczególnie w rozdziale dotyczącym „praktyki duszpasterskiej” – papież powtarza bowiem wprost zapisy z dokumentu kończącego obrady synodu. To pierwszy objaw owej synodalności i decentralizacji. Drugim jest już sama treść powtórzonych akapitów.
Po ich publikacji w dokumencie końcowym synodu, wielu duchownych zwracało uwagę, że używane w nich słowa nie są przejrzyste w fundamentalnej kwestii wiary. Kardynał Burke podkreślał na przykład, że „integracja to nie jest termin teologiczny, co sprawia, że jego rozumienie może być niejednoznaczne”. – Nie rozumiem, jak może być ona „kluczem duszpasterskiego towarzyszenia rozwodnikom, którzy zawarli ponowny związek”. Kluczem ich duszpasterstwa powinna być przecież Komunia oparta na chrystusowej prawdzie o małżeństwie, nawet jeśli jedna ze stron małżeństwa została porzucona przez grzech drugiej strony – zauważał.
Jakby tego było mało, kiedy akapity te znalazły się w dokumencie końcowym synodu, obie strony sporu, zarówno biskupi progresiści jak i hierarchowie wierni nauczaniu Chrystusa ogłosili… swój triumf. Jak to możliwe, skoro spierali się bardzo ostro, a ich stanowiska wydawały się niemożliwe do pogodzenia? Wszystko jest kwestią użytego języka, powielonego teraz przez papieża w adhortacji.
I tak kardynał Kasper cytując wspomniane ustępy twierdził, że teraz, po odpowiednim „rozeznaniu” sytuacji, rozwodnicy żyjący w nowych związkach będą mogli przystępować do Komunii Świętej. To właśnie to oznaczają według niego sformułowania takie jak „logika integracji” czy „rozwodnicy nie mogą czuć się ekskomunikowani”.
Prawowierni biskupi po synodzie też ogłosili swoje zwycięstwo. Byli zadowoleni, że w końcowym dokumencie nie ma słowa o możliwości przystępowania do Komunii Świętej przez osoby żyjące w grzechu ciężkim, co oznaczało, że starania strony liberalnej zostały udaremnione. Uznali, że „większa integracja”, która wynikać musi z miłosierdzia, to po prostu większe włączenie do np. prac w radzie parafialnej i posłudze w trakcie Mszy Świętej.
Tyle, że zarówno w tamtym dokumencie, jak i w adhortacji Amoris Laetitia (choć rzeczywiście nie znalazły się słowa zezwalające na grzech świętokradztwa), nie zapisano również wprost, że do sakramentów przystępować im nie wolno. Jan Paweł II, gdy ogłaszał Familiaris Consortio, chcąc uniknąć jakichkolwiek nieporozumień napisał: Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. W adhortacji papieża Franciszka takiego jasnego, niepozostawiającego pola do interpretacji stwierdzenia brakuje.
Co może zatem z tego wynikać?
Wszystko wskazuje na to, że w następnych latach będziemy świadkami pogrążania się wielu Kościołów w stanie faktycznej, choć nieformalnej „rozwodowej schizmy”. Polscy biskupi, zdecydowanie broniący nauczania Pana Jezusa potwierdzonego w dokumentach Jana Pawła II, nadal będą przekazywać wiernym katolicką naukę i dbać o nienaruszanie dyscypliny duszpasterskiej w tej dziedzinie. Pozostanie tak, mimo iż Polacy zaliczają się do grona narodów borykających się z falą rozwodów. Tak jak polscy hierarchowie postąpią biskupi z Afryki, spora część duchownych ze wschodu Europy oraz pojedynczy biskupi Zachodu. Reszta ucieszy się, że papieski dokument skonstruowany jest tak, że mogą nadal wcielać w życie swoją własną interpretację Ewangelii, wedle której nie ważne jak i z kim żyjesz, nie ważne czy byłeś u spowiedzi, ważne, że chcesz przyjąć Komunię Świętą, więc powinniśmy ci jej udzielić.
Już podczas trwania synodu taką sytuację przewidywał poczytny anglojęzyczny portal „Voice of the Family” pisząc: „70 lat po zakończeniu II wojny światowej granica na Odrze i Nysie pomiędzy Niemcami a Polską zdaje się obecnie rozdzielać Kościół wzdłuż linii heterodoksji i katolicyzmu. Prosimy o modlitwę w tej krytycznej godzinie”.
Ciężko tej prośby dzisiaj nie powtórzyć. Tym bardziej, że papież Franciszek nie poprzestał w swej adhortacji wyłącznie na miłych, ciepłych i pokrzepiających słowach – co więcej, nietrudno sobie wyobrazić, że wiele spośród użytych przezeń sformułowań może być wykorzystanych przez progresistów jako swoisty bat na duchownych interpretujących dokument inaczej niż oni. W adhortacji papież zawarł bowiem cytaty z własnego wystąpienia kończącego synod. Franciszek pisze na przykład: W związku z tym duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach „nieregularnych”, jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób. Tak jest w przypadku zamkniętych serc, które często chowają się nawet za nauczaniem Kościoła, aby „zasiąść na katedrze Mojżesza i sądzić, czasami z poczuciem wyższości i powierzchownie, trudne przypadki i zranione rodziny”.
Któż zechce być tym, kto rzuca kamienie w osoby bronione przez Ojca Świętego? I kto będzie teraz interpretował, co jest jeszcze postępowaniem „zgodnym z nauczaniem Kościoła” a co „rzucaniem kamieniami”? Gdyby komuś przyszło do głowy, że dokument w takim kształcie może powodować pewnego rodzaju zamieszanie – jeśli jest interpretowany ze złą wolą – odpowiedzi udziela sam papież:
Rozumiem tych, którzy wolą duszpasterstwo bardziej rygorystyczne, nie pozostawiające miejsca na żadne zamieszanie. Szczerze jednak wierzę, że Jezus Chrystus pragnie Kościoła zwracającego uwagę na dobro, jakie Duch Święty szerzy pośród słabości: Matki, która wyrażając jednocześnie jasno obiektywną naukę „nie rezygnuje z możliwego dobra, lecz podejmuje ryzyko pobrudzenia się ulicznym błotem” . Pasterze proponujący wiernym pełny ideał Ewangelii i nauczanie Kościoła, muszą im także pomagać w przyjęciu logiki współczucia dla słabych i unikania prześladowania lub osądów zbyt surowych czy niecierpliwych. Ta sama Ewangelia wzywa nas, byśmy nie osądzali i nie potępiali (por. Mt 7, 1; Łk 6, 37).
O Komunii Świętej nie ma tu ani słowa. Czy jednak tak jak my zrozumieją to biskupi Zachodu? Kardynał Kasper zdążył już wypowiedzieć się na temat Amoris Laetitia. Uznał ją za „milowy krok” w historii Kościoła.
Krystian Kratiuk