Zbiorowe szaleństwo ogarnęło ludzi od Kalifornii po Nową Zelandię. Miliony, często dorosłych i na pozór poważnych ludzi, zaczęło… zbierać Pokemony. Gonitwa za wirtualnymi potworkami opanowała serca i umysły, doprowadzając już do kilku tragedii oraz… ogromnego wzrostu wartości akcji koncernu Nintendo. Jednak tłumy przemierzające ulice miast i wiejskie okolice na całym świecie w poszukiwaniu stworków, nawet o tym nie wiedząc, biorą udział w wielkim socjotechnicznym teście.
Niewątpliwie osoby stojące za całym światowym zamieszaniem z Pokemon Go, obserwują na ekranach monitorów ruch użytkowników i może nawet śmieją się pod nosem z ludzi biorących udział w kontrowersyjnej zabawie. Wszak jedną aplikacją dostępną za darmo dla posiadaczy popularnych telefonów zagoniono do biegania za nieistniejącymi stworkami miliony ludzi. Brzmi to absurdalnie, ale ta gra naprawdę zawładnęła ludźmi i jest bezapelacyjnym hitem wakacji.
Wesprzyj nas już teraz!
Piewcy aplikacji zachwycają się faktem, że ludzie w końcu wyszli z domów na świeże powietrze. Ciężko jednak podzielić ich entuzjazm, gdyż użytkownicy w pogoni za Pokemonami zerkają na ekrany smartfonów i oglądają świat przez pryzmat wirtualnych map, niekoniecznie zwracając uwagę na mijane zabytki czy piękną przyrodę.
Gracze biorą udział w teście społecznym, z którego szczegółowe wnioski wyciągną zapewne tylko nieliczni. Wielcy tego świata, niekoniecznie formalnie odpowiadający za powstanie aplikacji, mogą dowiedzieć się jaki procent społeczeństwa jest na tyle infantylny, by tracić godziny na poszukiwanie stworków. W zabawie uczestniczą wszak nie tylko dzieci, ale i rodzice, którzy mogliby ten czas przeznaczyć na wychowanie swoich pociech. Dla macherów od „zarządzania społeczeństwami” to ciekawa odpowiedź na pytania o stan rodzin w wielu krajach świata. Dowiedzą się oni również wiele o podatności na manipulację. Wszak miliony osób gotowych udać się w miejsce wskazane im przez producenta gry lub innego użytkownika aplikacji tylko po to, by do swojej istniejącej wyłącznie w przestrzeni wirtualnej kolekcji dodać chomika rażącego prądem czy ryjącą w ziemi niby-dżdżownicę, pokazują jak daleko można się posunąć w zdalnym sterowaniu społeczeństwami Zachodu.
Świat zdziecinniał. Ludzie nie biorą odpowiedzialności za siebie i swoje rodziny, gdyż nie muszą. O wszystko zatroszczy się za nich państwo opiekuńcze. Mogą więc spędzać godziny na łapaniu stworków, które niegdyś interesowały wyłącznie 7-mio czy 9-cio latków.
Pokemon Go może okazać się nie tylko niewinną zabawą, ale również poligonem doświadczalnym, na którym w dziecinnie prosty sposób władcy marionetek manipulują milionami ludzi, przenosząc ich z miejsca na miejsce niczym pionki na szachownicy.
„Zarządzanie społeczne” wchodzi na wyższy poziom. Jak dotąd wielkie koncerny dyktowały światu mody, narzucały wzorce zachowań, „właściwe” postawy, jedyne dopuszczalne przez poprawność polityczną ideologie. Teraz aplikacja korporacji Nintendo przerzuca ludzi z miejsca na miejsce. Nie sposób ocenić, czy powstanie gry, w której nie da się nic wygrać, było inspirowane przez kogoś z zewnątrz. Niewątpliwie jednak służby i wywiady wszystkich poważnych państw przyglądają się zachowaniu obywateli i ich reakcjom na sytuację, w której zabawka mówi ludziom, gdzie mają iść, a oni pokornie wykonują polecenia.
Wiedza ta z pewnością nie pójdzie w las, a po Pokemon Go ruszą nowe, jeszcze ambitniejsze projekty manipulowania społeczeństwami, które na własne życzenia stają się łatwo sterownymi zbiorowiskami, by nie powiedzieć: stadami baranów.
Również odpowiedzialni za fizyczne bezpieczeństwo obywateli muszą wyciągać wnioski z zaistniałej sytuacji. Władze licznych instytucji oraz kolejne rządy ostrzegają przed nieodpowiedzialną grą w Pokemon Go. Zbieranie w muzeum holokaustu w Waszyngtonie, czy KL Auschwitz-Birkenau jest niesmaczne, ale raczej nie zakończy się tragedią. Jednak rząd Bośni i Hercegowiny musiał swoich obywateli ostrzec, by zbierając potworki nie wchodzili na… liczne w kraju pola minowe. Pokemony są również dostępne na liniach frontu walk z Państwem Islamskim.
Media informowały, że zabezpieczenie danych użytkowników Pokemon Go jest niewystarczające i dane logowania chociażby do poczt e-mail mogą paść łupem przestępców. Łącząc zarządzanie aplikacją i światowe organizacje terrorystyczne otrzymujemy straszną mieszankę. Ludzie złej woli mogą wszak skierować duże grupy ludzi w wybrane miejsce i dokonać straszliwego ataku. Napaści na graczy, chociaż na mniejszą skalę, zdarzały się już wielokrotnie. Odnotowano je także w Polsce. Przestępcy traktują bowiem „cennego” stworka jako przynętę. Gdy żądny danego Pokemona użytkownik zbliży się do rozlokowanego na odludziu stworka, gracz może nie mieć szans w starciu z bandytami.
Ludzie, co dobitnie pokazuje popularna aplikacja, potrafią się zachowywać skrajnie nieodpowiedzialnie. Niektórzy wiedzieli to już wcześniej, inni potrzebowali do takich wniosków obserwacji użytkowania infantylnej aplikacji, jeszcze inni z pozyskanej wiedzy mogą wyciągnąć przełomowe dla życia społecznego wnioski. Jedno jest jednak pewne. Świat po Pokemon Go już nigdy nie będzie taki sam.
Michał Wałach