Uniewinnienie kard. George Pella przez australijski Sąd Najwyższy to triumf sprawiedliwości i prawdy, a zarazem potężny cios w środowiska antyklerykalne, skłonne spalić na stosie publicznego potępienia każdego księdza za sam tylko fakt noszenia sutanny. To zwycięstwo nie wyjaśnia jednak, dlaczego były arcybiskup Melbourne został poddany takim prześladowaniom. W znacznej mierze odpowiada za to panujący w Australii klimat nienawistnej nagonki na Kościół. Wydaje się jednak, że i „inni szatani byli tam czynni”.
7 kwietnia Sąd Najwyższy Australii zdecydował, że kard. George Pell został niesprawiedliwie uznany za winnego nadużyć seksualnych na dzieciach. W ocenie sędziów przedstawione przeciwko niemu zeznania były niewiarygodne, a rzeczywistych dowodów nigdy nie pokazano. Ten werdykt kończy kilkuletnią gehennę purpurata, nękanego przez australijski wymiar sprawiedliwości od 2015 roku, a przez policję stanu Wirginia od roku 2013. I choć można tylko cieszyć się i dziękować Bogu, to wiele pytań o kulisy całej sprawy pozostaje bez odpowiedzi.
Wesprzyj nas już teraz!
Absurdalne zarzuty
Sprawa Pella ruszyła formalnie w roku 2016. Wówczas odbyło się pierwsze przesłuchanie purpurata, na które australijscy policjanci przyjechali do Rzymu.
O co go oskarżano?
Według śledczych jako arcybiskup Melbourne Pell miał w latach 1996 i 1997 molestować dwóch trzynastoletnich chłopców. Kardynałowi zarzucono, że po niedzielnej Mszy świętej zmusił jednego z nich do stosunku oralnego, a drugiego wykorzystał „w inny sposób”. Później purpurat miał dopuścić się jeszcze jednej napaści, molestując te same dzieci w korytarzu katedry w Meloburne. Jeden z rzekomo molestowanych chłopców zmarł – już jako dojrzały mężczyzna – w 2014 roku. Był uzależniony od heroiny. Australijski dziennikarz Andrew Bolt pisał na łamach „Herald Sun”, że mężczyzna ów przed śmiercią zapewniał, iż nigdy nie był wykorzystywany seksualnie; opowiedziała o tym jego matka.
Oskarżycielem Pella był zatem jedynie drugi z rzekomo molestowanych, Damian Dignan (mężczyzna po długiej chorobie zmarł w styczniu 2018 roku). Kardynała oskarżono wyłącznie na podstawie jego zeznań. Nie było żadnych świadków rzekomego molestowania. Opis wydarzeń, jaki przedstawił Dignan, został przez wielu dziennikarzy i publicystów uznany za całkowicie niewiarygodny. Tak ocenił go na przykład autor monumentalnej biografii św. Jana Pawła II, George Weigel. Za absurdalne uznał je znany watykanista Edward Pentin. Ale w obronie kardynała stawali też dziennikarze niekatoliccy i liberalni. Cytowany już Andrew Bolt przyznawał, że choć nie jest w ogóle chrześcijaninem, ale zwykła uczciwość każe mu przyznać, iż zarzuty stawiane Pellowi są całkowicie niepoważne. Podobnie rzecz przedstawiał w jednym z artykułów liberalny amerykański „The New York Times”.
Obrońcy Pella podnosili, że według Dignana Pell miał molestować chłopców w zakrystii tuż po Mszy świętej, tymczasem miejsce to jest zwykle pełne ludzi. Jak to możliwe że nikt niczego nie zauważył? Dlaczego chłopcy z katedralnego chóru nie zauważyli, że nagle zniknęło dwóch ich kolegów? Jak kard. Pell rozebrał się z obfitych szat liturgicznych by wykorzystać dzieci? Na te pytania nie było żadnych odpowiedzi. Tym więcej, że przesłuchiwani w tej sprawie świadkowie, między innymi członkowie chóru, pod przysięgą stwierdzali, iż przedstawiona przez oskarżyciela wersja wydarzeń jest nieprawdopodobna. Sędziowie uznali jednak, że Dignan to człowiek wiarygodny – i mimo braku dowodów kardynał Pell został skazany. W grudniu roku 2018 usłyszał skazujący werdykt ławy przysięgłych sądu w Melbourne, a w marcu roku 2019 – takąż decyzję samego sądu. Pell złożył apelację, ale ta w sierpniu 2019 została odrzucona. Kardynał trafił do więzienia skazany na sześć lat. Przez całe śledztwo a także po skazaniu zapewniał, że jest niewinny.
Antyklerykalna atmosfera
Przebiegu sprawy Pella nie da się prosto wytłumaczyć. Dobrze znający jej kulisy George Weigel uważa, że za wszystko odpowiada niezwykle ostry antyklerykalny klimat w Australii i nagonka, jaką na Kościół przypuściły liberalne media oraz lewicowi politycy. To może być część prawdy, bo australijski Kościół zmaga się z bardzo poważnymi problemami. Oto w 2012 roku australijski rząd ustanowił Komisję Królewską ds. odpowiedzi instytucjonalnej na nadużycia seksualne wobec dzieci, znaną powszechnie jako „The Royal Commission”. Kardynał Pell, jako arcybiskup Melbourne, uczestniczył w przesłuchaniach prowadzonych w związku z pracami tej instytucji. Komisja zakończyła swoje śledztwo w 2017 roku publikacją bardzo obszernego raportu. Dla Kościoła – niezwykle bolesnego. Okazało się, że spośród wszystkich przypadków nadużyć seksualnych na dzieciach aż 58,1 proc. popełniono w instytucjach religijnych. Z tego 61,4 proc. – katolickich. To oznaczało, że największa grupa nieletnich ucierpiała właśnie w instytucjach katolickich – 35,7 proc. wszystkich. Sam kard. Pell był dobrze świadom problemu. Problematykę nadużyć seksualnych omawiał z rządem już w 1996 roku jako arcybiskup Sydney. Wyjeżdżając w 2014 roku na stałe do Rzymu w pożegnalnym przemówieniu przepraszał za zaniechania australijskiego Kościoła. W roku 2013 przesłuchiwany przez parlament stanu Wirginii w związku z pracami wspomnianej Komisji przyznał, że jego poprzednik w Melbourne, abp Frank Little, ukrywał przypadki nadużyć w obawie przed wybuchem skandalu.
W tym kontekście łatwo zrozumieć, że gdy przeciwko purpuratowi pojawiły się oskarżenia, to o medialny lincz było nader łatwo. Tym więcej, że dziennikarze przypomnieli, iż sam Pell był w przeszłości oskarżany o molestowanie. W 2002 roku mieszkaniec Melbourne twierdził, że przyszły kardynał molestował 12-letniego chłopca na obozie dla katolickiej młodzieży w 1961 roku. Sąd uznał jednak, że dowody są niewystarczające, a oskarżyciel jest niewiarygodny i Pella uniewinnił. Antyklerykalne media lubią jednak odgrzewane kotlety i nie omieszkały ich przypomnieć. Tym więcej, że arcybiskup Melbourne ma dość konserwatywne nastawienie, a w liberalnej Australii uchodzi za wyjątkowego strażnika ortodoksji. Łatwo było odmalować go jako reprezentanta „wstecznego” kościelnego „betonu”, równie chętnego do obrony nauczania Kościoła w sprawie aborcji czy homoseksualizmu jak i do tuszowania przypadków pedofilii.
Dziwny zbieg okoliczności
Sprawa Pella ma jednak jeszcze drugie dno. Choć pierwsze przesłuchanie kardynała odbyło się w roku 2016, to australijscy śledczy interesowali się nim już od kilku lat. W marcu 2013 roku policja stanu Wiktoria rozpoczęła „operację Tethering” wymierzoną w purpurata. Zaczęto szukać osób, które byłyby gotowe oskarżyć purpurata. Jak powiedział zaangażowany w sprawę detektyw Paul Sheridan, podejrzewano, że kardynał mógł się dopuścić jakichś nadużyć… choć nikt go o nic nie oskarżał.
Chętny do oskarżenia Pella pojawił się na policji dopiero w 2014 roku. Śledztwo ruszyło w rok później. Policja milczała, ale australijskie media publikowały sensacyjne pogłoski. Wszystko potwierdzono dopiero w roku 2016. Pell został przesłuchany, a w roku 2017 wyjechał z Watykanu do Australii. Trudno nie zauważyć dość interesującej koincydencji czasowej między śledztwem a działalnością kardynała w Watykanie. We wrześniu 2013 roku, czyli kilka miesięcy po rozpoczęciu „operacji Tethering”, Pell został członkiem elitarnej Rady Kardynałów doradzającej papieżowi Franciszkowi w reformie Kurii Rzymskiej. W lutym 2014 roku papież uczynił go pierwszym prefektem nowoutworzonego Sekretariatu ds. Ekonomii, którego zadaniem była pomoc w próbie uprzątnięcia watykańskich finansów. Skandale korupcyjne, pranie brudnych pieniędzy, problemy wokół Banku Watykańskiego – kard. Pell trafił na wyjątkowo grząski i wrażliwy grunt. Co ciekawe Stolica Apostolska nigdy zbyt silnie nie broniła kardynała, ani jako oskarżonego, ani jako skazanego. Czy może być tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności, że australijski wymiar sprawiedliwości skazał bez żadnych dowodów człowieka, który zawiadywał zupełnie nowym watykańskim urzędem zajmującym się szalenie zagmatwanym i niejasnym światem finansów Watykanu?
Antyklerykalny klimat panujący w Australii i światowych mediach liberalnych stanowi niewątpliwie ważną część sprawy Pella, ale trudno odpowiedzieć z pełnym przekonaniem i jasnością: czy był przyczyną i motorem nagonki, czy też raczej tylko sprzyjającą i dająca się doskonale wyzyskać okolicznością?
Paweł Chmielewski