O. Tomasz Dostatni zaatakował biskupa Kazimierza Ryczana za „nacjonalistyczny” i „szowinistyczny” ton kazania, przeciwstawianie pierwszej Solidarności dzisiejszej władzy oraz brak należytego entuzjazmu z powodu unijnej nominacji dla Donalda Tuska. A przecież, podkreśla na łamach „GW” dominikanin, Polacy są z niej tacy dumni!
Znany promotor ekumenizmu, o. Tomasz Dostatni, postanowił wezwać do dialogu – oczywiście na łamach „Gazety Wyborczej – biskupa Kazimierza Ryczana. A że sprawa jest poważna, to i argumenty padły mocne. Zdaniem dominikanina biskup Ryczan miał wygłosić kazanie zbyt polityczne, a na dodatek w „tonacji Władysława Gomułki”. Dlaczego? Poczynił kilka krytycznych uwag pod adresem Europejskiego Centrum Solidarności i rządu Donalda Tuska. Ksiądz biskup miał też popaść w tony nacjonalistyczne i szowinistyczne zauważając, że centrum (ukształtowane według preferencji PO) organizowane jest przez Basila Kerskiego. Jak tłumaczy o. Dostatni, to „pół Irakijczyk, pół Polak” wychowany i wykształcony w Niemczech.
Wesprzyj nas już teraz!
Dominikanin kontynuuje: stwierdzeniem, że „stanowiskami w Unii mają serca zaprzątnięte rządzący krajem” ks. biskup Ryczan popełnił kolejną zbrodnię. Otóż pokazał, że „nie umie się pozytywnie odnieść do wielkiego sukcesu polskich władz i zarazem dumy z tego wielu naszych rodaków”. Politycznego święta nie należy też zakłócać zestawianiem rządzących z pierwszą „Solidarnością”. Nie mogło oczywiście zabraknąć obrony Przystanku Woodstock. O. Dostatni nie waha się hierarsze i czytelnikom tłumaczyć, że krytyka tego projektu jest niekonstruktywna, trzeba doceniać dobro, a imprezę swoją obecnością wspierały przecież wybitne osobistości Kościoła „otwartego”.
Zakonnik (!) wzywa, by biskup Ryczan wykazał się odpowiednim entuzjazmem „religijnym” i kazania głosił konstruktywne. To właśnie entuzjazm okazuje się kluczową sprawą, o którą walczy o. Tomasz Dostatni zaznaczając, że „nie chce, ale musi” – jak Lech Wałęsa.
Sytuacja jest wymowna: dominikanin z grona tych liberalnych i rozumiejących zaleca radość z powodu nominacji premiera na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej na łamach… gazety kontrolowanej pośrednio przez rząd Donalda Tuska. 17,5 proc. akcji Agory należy do spółek publicznych, które nabyły akcje ratując w ten sposób notowania wydawcy „GW”. PZU ( głównym akcjonariuszem jest w tym przypadku Skarb Państwa) „zainwestował” w ten sposób od 50 – 65 milionów złotych.
Nikłe szanse na finansowy zwrot nie były w tym przypadku problemem – przecież rząd Donalda Tuska podupadającą Agorę nieustannie wspiera wykupując reklamy i ogłoszenia. Z tego powodu entuzjazm „Gazety” nie maleje, podobnie o. Dostatniego. Ze szkodą dla Kościoła i samego Zakonu Kaznodziejskiego.
mat