Wybór socjalistycznego aparatczyka François Hollanda na prezydenta Francji może oznaczać zasadniczą reorientację jej polityki gospodarczej, społecznej i międzynarodowej. Mimo tragicznych doświadczeń państw rządzonych w ostatnich latach przez partie socjalistyczne (Grecja, Hiszpania, Portugalia), które doprowadzone zostały na skraj bankructwa, większość Francuzów po raz kolejny uwierzyła w socjalistyczne mrzonki, obietnice i w to, że z kryzysu można wyjść bez wyrzeczeń i oszczędności.
Rozentuzjazmowane tłumy na placu Bastylii w Paryżu witały nowego prezydenta „wybawcę, ostoję sprawiedliwości, równości i braterstwa, zmiany, która zapewni spokój społeczny i świetlaną przyszłość młodzieży, bez bezrobocia, przemocy i niepewności jutra”. Koncertowali „zaangażowani” artyści , śpiewając i tańcząc witali powrót wymarzonej i od dawna oczekiwanej socjalistycznej równości. Mimo zwycięstwa ich kandydata, nie było euforii wśród socjalistycznych polityków. Wyrażali wprawdzie zadowolenie z wyborczego sukcesu, jednocześnie uświadamiali sobie, że najgorsze jest przed nimi, że sytuacja jest kryzysowa, a obiecanki socjalne będą trudne do spełnienia. Nawet sam Hollande, wczoraj wieczorem przed wyjazdem z Tulle do Paryża, powiedział do zebranego tłumu, że realizacja jego projektu „będzie długa i wymaga czasu”.
Wesprzyj nas już teraz!
Wskazywano, że dojścia do władzy Hollanda nie można porównać do zwycięstwa w 1981 r. François Mitterranda. Wówczas socjaliści przejmowali po raz pierwszy Francję w dobrej sytuacji finansowej i gospodarczej, mogąc z łatwością czerpać z kasy państwowej. Teraz jest ona pusta, ale starają się wmawiać, że potrafią ją napełnić przez podnoszenie podatków i walkę z najbogatszymi. Większość wyborców w to uwierzyła, odrzucając program oszczędności, cięcia wydatków publicznych i racjonalizacji zatrudnienia w sektorze publicznym prezentowany przez Nicolasa Sarkoziego, kandydata rządzącej Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Przegrał on z Hollandem nieznacznie, płacąc za koszta kryzysu i niepopularność, wynikającą z jego dość impulsywnego zachowywania się i afiszowania z bogatymi.
Do pełnej realizacji swojego programu socjalistom nie wystarczy posiadanie władzy prezydenckiej. Muszą mieć większość parlamentarną i rząd. Wszystko będzie zależeć od wyników czerwcowych wyborów parlamentarnych. Socjaliści przekonują Francuzów, że skoro wybrali Hollanda, to powinni mu stworzyć warunki do realizacji jego obietnic. Jednak centro-prawica przestrzega przed niebezpiecznym, jej zdaniem, oddaniem pełni władzy w ręce jednej partii. Według sondaży, PS może liczyć na 44 proc. poparcie, a UMP może dostać 32, Front Narodowy 18 procent. Stworzenie bariery dla socjalistów byłoby tylko możliwe w przypadku aliansu UMP z partią Marine Le Pen, co wydaje się mało prawdopodobne.
François Hollande w najbliższych dniach powoła nowy rząd. Oficjalnie stery państwa przejmie 16 maja. Czekają go bardzo ważne spotkania międzynarodowe: Szczyt G8 w Camp David (18 i 19 maja) i szczyt NATO w Chicago od 20 do 21 maja. 18 i 19 czerwca będzie uczestniczyć w szczycie G20 w Meksyku, a dziesięć dni później w posiedzeniu Rady Europejskiej, której ma zająć się problemem zdynamizowania koniunktury gospodarczej. Hollande planuje też wizytę w Niemczech, gdzie chce renegocjować unijny pakt stabilizacji, który jego zdaniem nie stwarza możliwości gospodarczego ożywienia. Kanclerz Angela Merkel, przysyłając Hollandowi gratulacje z racji wyboru na prezydenta, zaprosiła go do Berlina, wyrażając życzenie, by do tej wizyty doszło jak najszybciej.
Hollande będzie miał trudne zadanie w uporaniu się z problemami wewnętrznymi. – Biorąc pod uwagę klimat wewnętrzny, nastój gospodarczy, który nigdy nie był tak niski, powszechny pesymizm, nie będzie okresu łaski dla François Hollanda – stwierdziła Stéphane Zumsteeg z instytutu sondażowego IPSOS. Również rzecznik prasowy Hollanda, Najat Vallaud-Belkacem przyznała, że po 6 maja „będzie politycznie ciężko”. Mimo, że większość Francuzów opowiedziała się po stronie Hollanda, to nie są oni optymistami co do sukcesu jego program. Według sondażu przeprowadzonego po ogłoszeniu wyników niedzielnych wyborów, 46 proc. respondentów stwierdziło, że po wyborze nowego prezydenta sytuacja się pogorszy, 24 proc. uważa, że będzie taka sama. Jedynie 24 procent respondentów sądziło, że sytuacja się poprawi.
Franciszek L. Ćwik