To bardzo ciekawe, że Joe Biden był przez polityków PiS wykpiwany do 24 lutego, po czym nagle okazało się, że to nie jest stetryczały dziadziuś z demencją tylko „wielki przywódca wolnego świata” – zauważa Łukasz Warzecha na antenie PCH24TV. Z kolei Witold Gadowski przypomina, że to właśnie Demokraci, nie Republikanie stanowią w USA „partię wojny”.
Przewidywaniami wobec przebiegu jutrzejszej wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce publicyści podzielili się w programie Łukasza Karpiela „Prawy Prosty. PLUS”.
– Sleepy Joe nie okazał się taki sleepy (ang. śpiący – red.). Być może Józio Biden nosi pieluchy i spełnia te wszystkie anegdoty o których słyszymy, ale rządzi głębokie państwo i robi to bardzo racjonalnie. Co ciekawe, władza Demokratów okazała się władzą wojennych jastrzębi, przy których Donald Trump to figurka pokoju – przekonuje Gadowski, wskazując na niezmienne kierunki polityki USA.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei zdaniem Łukasza Warzechy, zmęczonych wojną Polaków USA chcą ponownie zaangażować w kolejny jej etap. Do tego jednak potrzeba wzbudzenia odpowiednich nastrojów.
– Powiem krótko, niestety nie spodziewam się po tej wizycie niestety niczego poza PR-em. Joe Biden przyjeżdża w momencie, kiedy nastroje zaczynają w Polsce opadać dlatego głównym celem, którego jest świadoma również administracja amerykańska, będzie podbudowanie tych nastrojów, stosunek Polaków do USA jest od wieków nabożny i magiczny – wskazuje.
Z drugiej strony, zdaniem publicysty władza będzie próbowała wykorzystać wystąpienie Bidena do podbudowania swojego PR-u przed wyborami.
– To bardzo sprytne, ponieważ prezydent USA jest dużo bliższy opozycji, a opozycja nie tego wprost zaatakować. Pozostaje oczywiście pytanie czy wsadzi jakąś szpilę, czy będzie coś o „wolnych mediach”, i innych rzeczach które jeszcze niedawno budziły taką wściekłość w PiS-ie. To bardzo ciekawe, że Joe Biden był przez polityków PiS wykpiwany do 24 lutego, po czym nagle okazało się, że to nie jest stetryczały dziadziuś z demencją tylko „wielki przywódca wolnego świata” – zauważa.
– Nie spodziewam się po tej wizycie żadnego konkretu, ona ma przede wszystkim wymiar PR-owy, Amerykanom jest w Polsce robić PR bardzo łatwo, bo my sami się tak ustawiliśmy czego symbolem była chociażby pozycja Georgette Mosbacher, bodaj najbardziej bezczelnej ambasador USA w Polsce. Mark Brzezinski jest dużo bardziej subtelny w swoich działaniach, choć istota tych działań jest taka sama – konkluduje publicysta.