W mediach coraz częściej dochodzi, jeżeli nie do otwartej promocji jedzenia owadów, to do prób zaciekawiania dziwaczną modą. O pozytywach robaczanej diety rozpisują się dziennikarze niemal każdej opcji: od „Wyborczej”, przez RMF FM po TVP.
Larwy mącznika zostały dopuszczone przez Komisję Europejską jako żywność. Od tego czasu środki masowego przekazu wręcz zwariowały na ich punkcie.
„Czekolada z bitą śmietaną i… larwami mącznika. Taki napój od niedawna serwuje odważnym klientom jedna z czekoladziarni działających w centrum Wrocławia” – w ten sposób temat prezentuje rmf24.pl. Co więcej, rozmówcy portalu sięganie po rozwiązania obce nawet niektórym zwierzętom usprawiedliwiają „przełamywaniem uprzedzeń”, „odwagą” czy „oryginalnością”. W skrócie: czymś lepszym od tradycyjnego deseru czekoladowego.
Wesprzyj nas już teraz!
Produkcję pożywienia z robaków, w tym przypadku larw mącznika, prezentuje swoim widzom również TVP. Przedstawiając rozwiązanie w samych superlatywach, ucieka się do argumentacji ekonomicznej.
– Poszukiwania nowej żywności mają znaczenie i z racji inflacji oraz tego, co dzisiaj dzieje się na Ukrainie. Te nowości zostały drastycznie przyspieszone w całej Europie, a także na świecie – tłumaczy w materiale TVP3 Opole Tadeusz Bakuła, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. W domyśle; może cię – drogi widzu – wkrótce nie stać na prawdziwe mięso. Będziesz się zatem musiał posiłkować (sic!), jadalnymi larwami…
…które spożyjesz, nawet nie wiedząc kiedy – przekonuje z kolei „Wyborcza” w swoim dodatku Mój Biznes. Choć kotleciki z widzialnymi białymi larwami mogą być dla niektórych nie do przejścia, to już ciasteczko czy chlebek z mąki wypiekanej w 10 procentach ze świerszczy nie dostarczy tak przykrych wizualnych doznań. „Bariera znika, kiedy owadów nie widać” – przyznaje autor reportażu, przekonując, że robaczane białko można dodawać również do kiełbas i parówek.
Czytelnikom „Wyborczej” nie trzeba też przypominać o ekologicznej przewadze nowej żywności nad demonizowanym mięsem.
I to właśnie względy moralne – walka z globalnym ociepleniem – mają nas w końcu przekonać do przełamania. Wszak przeróżni prorocy klimatycznej katastrofy wieszczą nieprzerwanie, że nie mamy już czasu. A biada, kiedy tradycyjne przyzwyczajenia powstrzymają nas przed eksperymentami z dietą. Wtedy zawsze można zwyzywać nas od „neofobów” (neofobia – lęk lub niechęć do próbowania nowej lub nieznanej żywności).
Źródło: rmf24.pl / „Gazeta Wyborcza” / tvp.info
PR
Gnoza na talerzu. Dlaczego dzisiejsza antykultura stręczy nam robactwo?