„W projekcie Ratujmy kobiety nie ma nic o ratowaniu kobiet. Aborcjoniści chcą masowych mordów. Bierność wobec ich działań oznacza przyzwolenie na ludobójstwo” – pisze w dzienniku „Rzeczpospolita” Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do życia. Jak zauważa, projekt, pod którym podpisy zbierają lewicowi towarzysze Barbary Nowackiej, dotyczy nie tylko kwestii aborcji, ale także tzw. edukacji seksualnej już sześcioletnich dzieci, finansowania postępowych organizacji z budżetu oraz cenzurowania środowisk mówiących prawdę o dzieciobójstwie.
Akcja „Ratujmy kobiety” to przemyślana i przebiegła kampania lewicy. Któż bowiem nie popiera ochrony kobiet? Gdy jednak zajrzymy do projektu to okazuje się, że z ratowaniem nie ma on nic wspólnego, a wybór nazwy ma na celu ukrycie prawdziwych intencji – czytamy w tekście Mariusz Dzierżawskiego.
Wesprzyj nas już teraz!
„Projekt zaczyna się od słowniczka, w którym słowa znaczą zupełnie coś innego, niż dotychczas myśleliśmy. Na przykład świadome rodzicielstwo to możliwość pozbywania się dzieci, a przerwanie ciąży to świadczenie zdrowotne. Po nadaniu słowom nowych znaczeń, aborcjoniści przechodzą do konkretów” – pisze obrońca życia w poniedziałkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”.
Dzierżawski dokładnie przeanalizował projekt ustawy „Ratujmy kobiety” i opisuje zatrważające wszystkich przyzwoitych ludzi pomysły lewicy. Rodzicielstwo i posiadanie potomstwa w inicjatywie zostało sprowadzone do roli produktu bądź świadczenia.
„Nie podoba ci się, że jesteś w ciąży? Państwo ma cię od tego niepożądanego stanu uwolnić. Chcesz mieć dziecko, ale np. nie możesz znaleźć męża lub żony – państwo ma ci dziecko wyprodukować. Artykuł ten [art. 4-red.] stanowi także, że rząd i samorządy współpracują z organizacjami pozarządowymi działającymi w obszarze praw reprodukcyjnych. Faktycznie oznacza to, że działalność aborcjonistów ma być finansowana z naszych podatków, a urzędnicy mają być kontrolowani przez politycznych komisarzy (komisarki?)” – ostrzega Mariusz Dzierżawski.
Jak zauważa, artykuł 6 proponowanej przez feministyczną lewicę ustawy dotyczy edukacji w duchu ideologii gender. I to edukacji już sześcioletnich dzieci, bowiem tolerancjonizm miałby być wykładany uczniom zerówek. Dalej będzie już tylko gorzej, a lekcjami zajęliby się „eksperci”, czyli absolwenci gender-studies. „Jak takie zajęcia będą wyglądały, można się dowiedzieć na stronie edukatorów seksualnych Ponton, otwierając na przykład artykuły o seksie analnym, oralnym albo o seksie na imprezie” – zauważa obrońca życia.
Kolejny fragment projektu ustawy dotyczy zapewnienia przez rząd i samorządy dostępu do antykoncepcji dla każdego. „Każdemu, a więc również dzieciom” – ostrzega Dzierżawski zauważając, że takie rozwiązania wprowadzono w Wielkiej Brytanii i jego skutki są opłakane. „Feministki oczywiście znają efekty tych działań i świadomie dążą do osiągnięcia tych samych rezultatów” – stwierdza.
Głównym fragmentem inicjatywy jest artykuł 12, dotyczący legalizacji w Polsce aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. „Projekt nakłada na państwo obowiązek przeprowadzenia aborcji w ciągu 72 godzin od momentu wyrażenia zgody przez matkę. Można się domyślać, że feministki obawiają się, że matka może zmienić zdanie i sprzeciwić się zabiciu dziecka” – pisze Mariusz Dzierżawski.
Po 12. tygodniu mordowanie nienarodzonych, w myśl zapisów inicjatywy „Ratujmy kobiety”, nadal byłoby możliwe w określonych sytuacjach (poczęcie w wyniku gwałtu, choroba dziecka). „W przypadku podejrzenia, że wada lub choroba może uniemożliwiać samodzielne życie dziecka, można je będzie zabić nawet tuż przed terminem porodu” – informuje pro-lifer.
Na tym jednak postulaty środowiska Barbary Nowackiej się nie kończą. Towarzysze byłej polityk SLD sięgają bowiem do „sprawdzonych” w Polsce po roku 1944 wzorców i proponują publiczne wskazywanie wrogów postępu oraz cenzurę – ostrzega Mariusz Dzierżawski na łamach „Rzeczpospolitej”.
„Wszystkie placówki zajmujące się kobietami w ciąży finansowane z NFZ będą miały obowiązek abortowania dzieci. Będą również musiały publikować imiona i nazwiska lekarzy, którzy odmawiają zabijania poczętych dzieci. NFZ będzie udostępniał te dane w Biuletynie Informacji Publicznej” – pisze działacz Fundacji Pro pytając jednocześnie, po co feministki chcą wskazywać lekarzy z sumieniem. Jego zdaniem powstanie listy lekarzy odmawiających wykonywania aborcji posłuży naciskom, aby i ci sprawiedliwi ulegli, niwelując wyrzuty sumienia u rzeźników z dyplomem.
Lewicowcy, kłamliwie określający się mianem wolnościowych, chcą ponadto karać więzieniem ludzi o innych przekonaniach. Organizacje i osoby mówiące prawdę o zbrodniczym wymiarze aborcji czekałyby dwa lata więzienia, gdyby pomysły Nowackiej weszły w życie. „Kneblowanie ust ludzi mówiących prawdę i terror wobec nich zawsze był znakiem rozpoznawczym wszelkich totalitaryzmów. I tym razem nie jest inaczej” – podsumowuje Dzierżawski.
„Jest jednak znak jeszcze bardziej wyraźny. Komuniści, naziści i im podobni starali się odczłowieczyć ofiary. Projekt aborcyjny konsekwentnie usuwa określenie dziecko poczęte z prawodawstwa” – pisze w „Rzeczpospolitej” obrońca życia.
Źródło: „Rzeczpospolita”
MWł