Program Hollanda wpisuje się w logikę „stworzenia nowego człowieka”. Dla ludzi lewicy nie ważne są zbrodnie systemu, jego niewydolność ekonomiczna i przygnębienie w nim żyjących. Dla nich Robespierre i Stalin są wciąż wzorcami, a Mirabeau i Sołżenicyn zdrajcami.
Rozmowa z dr. Reynaldem Secherem, politologiem i historykiem, autorem głośnej książki „Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty”.
Wesprzyj nas już teraz!
– Jak Pana zdaniem zwycięstwo François Hollanda wpłynie na debatę polityczną we Francji?
– W przeciwieństwie do tego, co starają się nam wmówić na wskroś lewicowe media, w kampanii wyborczej nie chodziło o banalny pojedynek między dwoma kandydatami, którzy mieliby relatywnie podobne poglądy polityczne. W tym sensie myli się również Marine Le Pen, liderka Frontu Narodowego i François Bayrou, szef Ruchu Demokratycznego (MoDem). Kandydat socjalistów jest idealistą nasiąkniętym ideami marksistowskimi pochodzącymi z innych czasów, takimi samymi jakie agresywnie i bez żadnych ceregieli głosi lider Frontu Lewicowego, Jean-Luc Mélanchon. Bezwarunkowe przyłączenie się tego ostatniego do Hollanda daje nam wyobrażenie jakie będzie oblicze rozpoczynającej się prezydentury.
– W wypowiedzi dla dziennika „Present” powiedział Pan, że Francja znajduje się na rozstaju dróg. Co konkretnie miał Pan na myśli?
– Nie po raz pierwszy w swojej historii znajduje się ona w takim momencie, z tą różnicą, że tym razem możemy znaleźć się w sytuacji, od której nie będzie odwrotu. Francuzi muszą teraz odpowiedzieć sobie na pytanie: jakiego społeczeństwa chcą? Było to sednem toczącej się debaty wyborczej. Gra toczy się o wielką stawkę, bo chodzi o naszą przyszłość. Od kilku lat obserwujemy powrót starych idei marksistowskich na scenę polityczną, zainicjowany przez chór lewicowych kandydatów, również tych, którzy mogą sprawiać wrażenie umiarkowanych, jak mało wyrazisty Hollande. Proponują oni kolektywistyczne społeczeństwo kierowane przez wszechobecne i wszechwiedzące państwo, w którym jednostka się nie liczy, będąc jedynie elementem, nad którym ma się prawo życia i śmierci w imię (pseudo)interesu wspólnego. Chcą ponadto spreparować nowego człowieka „postępu”, kierującego się ideałami rewolucyjnymi. Program Hollanda wpisuje się tę logikę: nacjonalizacji ducha, życia, środków produkcji, majątku indywidualnego i rozdysponowania ich we wszystkich kierunkach… Poza tym, Hollande w swoim programie zapowiedział m.in. legalizację homozwiązków wraz z umożliwieniem im adopcji, rozszerzenie badań na embrionach, oraz finansowanie antykoncepcji dla nieletnich dziewcząt.
– Jak miałoby wyglądać społeczeństwo tworzone przez „człowieka postępu”?
– Chodzi o stworzenie nowego tzw. społeczeństwa postępu o jakim marzą socjalistyczni ideolodzy do czasów rewolucji 1789 r., i w którym wielu ludzi na naszym globie miało okazję żyć, jak np. Sowieci, lub nadal żyją – jak Chińczycy i Kubańczycy, co z zaangażowaniem afirmowała pani Danielle Mitterrand, wielbicielka Fidela Castro, którego uważała za swojego przyjaciela. Nie ważne dla nich są zbrodnie tego systemu, jego niewydolność ekonomiczna i przygnębienie żyjących w nim ludzi. Dla nich Robespierre i Stalin są wciąż wzorcami, a Mirabeau i Sołżenicyn – zdrajcami.
Ten wymarzony model może zostać zrealizowany przez uśmiercenie dawnego społeczeństwa, postrzeganego jako zacofane. Dla przykładu: jeżeli politycy ci domagają się teraz uszczelnienia we francuskiej konstytucji ustawy rozdzielającej Kościół od państwa, to chcą, by była ona realizowana co do joty. Francuska lewica wciąż potrzebuje się odnawiać i utrzymywać przy władzy wyszukując rozmaitych kozłów ofiarnych lub sztucznie generowane konflikty, które oznaczają dla jej przeciwników unicestwienie polityczne i fizyczne. Przypomnijmy lata: 1793, 1905, 1936 i powiedzmy też, 1981. To jest jedna z cech, które ją charakteryzują. Jej bronią jest wciąż to samo: nienawiść, dzielenie, manipulacja, szufladkowanie ludzi, ostracyzm… Aby osiągnąć swoje cele nigdy nie rezygnowała ze swoich środków. Kozły ofiarne są już jasno określone: są to przede wszystkim bogaci, następnie katolicy, no i ci, którzy podkreślają swoją światopoglądową odmienność, zwłaszcza niektóre partie takie jak Front Narodowy. Lewica nienawidzi opozycji, a nawet odchyleń w łonie własnej partii, wciąż w imię sprawiedliwości, laickości i praw człowieka. W przeciwieństwie do tego, co daje się słyszeć tu i tam, twierdzę, że François Hollande wprowadzi co do joty swój program w życie. Zwłaszcza dlatego, że jest popychany przez swoich sojuszników z Frontu Lewicy, którzy są prawdziwymi rewolucjonistami.
– Naprawdę Nicolas Sarkozy aż tak różni się od Hollanda?
– Sarkozy jasno deklarował przywiązanie do takich wartości jak rodzina, praca i naród. Jeżeli nawet jego interpretacja narodu jest dyskusyjna, bo przejawia się utratą suwerenności znajdującej się w rękach Unii, to nie jest to coś nie do odwrócenia. Sarkozy ma wielki respekt dla wolności, zwłaszcza sumienia, czego nie może tolerować z natury totalitarna lewica. To właśnie z tej racji atakuje ona tak gwałtownie katolików i w konsekwencji Kościół, pozostający jedyną przestrzenią prawdziwej wolności i refleksji, bo funkcjonuje on i naucza w perspektywie wieczności.
– Bije Pan więc na alarm?
– Tak, przynajmniej z czterech powodów. Pierwszy jest związany z tożsamością Francji. Dwa lata temu prezydent Sarkozy chciał rozpocząć dyskusję na temat tożsamości narodowej. Temat może dziwić Polaków, bo problem ten nie istnieje w Polsce. U nas jest on bardzo ważny z racji dużej imigracji i załamania się wskaźnika urodzeń wśród populacji rdzennych Francuzów. Francuska lewica opowiadała się za nią z racji ideologicznych, bo była to dla niej okazja, by swoją nikczemnością polityczną tę debatę ośmieszyć i wyszydzić. Moim zdaniem debata ta była niezbędna. W jej trakcie sformułowano szereg definicji tożsamości narodowej. Jej kwintesencja sprowadza się do pytań: skąd pochodzimy, kim jesteśmy i dokąd chcemy wspólnie zmierzać?
Francuska lewica, która z pogardą traktuje takie pojęcia jak Naród, Ojczyzna i ziemia ojców, marzy o społeczeństwie wielokulturowym, bez korzeni i oczywiście bez wspólnej przyszłości, bo takim może dowolnie manipulować. Na przykład lewicy od dawna udało się narzucić globalną metodę nauki historii, to znaczy zapoznawanie się z nią nie przez nauczanie chronologiczne, tylko tematyczne. W roku ubiegłym, pod wpływem presji totalitarnego aparatu lewicowego w szkolnictwie, usunięto z programu nauczania historii Francjiinformacje o najważniejszych osobistościach, które ją tworzyły, takich jak Chlodwig, Karol Młot, Hugo Kapet, Ludwik IX Święty, Ludwik XVI, a nawet Napoleon. W tym roku, nauczanie historii jest obowiązkowe tylko w klasach maturalnych o kierunku humanistycznym. W przyszłym roku nie będzie jej we wszystkich klasach maturalnych. Należy tylko patrzeć jak w najbliższej przyszłości, wciąż pod presją totalitarnej lewicy, historia będzie tylko przedmiotem fakultatywnym, lub nie będzie nauczana w ogóle. Już teraz na wstępnych egzaminach konkursowych na wydziały nauk politycznych, nie ma pytań z tzw. kultury powszechnej, w tym z historii. Natomiast dla przygotowania nauczania wielokulturowego, w imię uniwersalności, zaczyna się naukę historii o plemionach afrykańskich. Wykorzeniając uczniów, odcina się ich od przeszłości i umieszcza się ich w świecie wirtualnym, bez referencji i wartości. W ten sposób stają się ludźmi bez przeszłości, wiec i bez przyszłości, którymi można dowolnie manipulować. Cała polityka lewicy wpisuje się tę logikę i dlatego chce ona przyznawać bez ograniczeń imigrantom obywatelstwo francuskie i prawo do głosowania w wyborach. Lewica jest w trakcie wprowadzania modelu społeczeństwa wielokulturowego z wszystkimi znanymi jego konsekwencjami. Proces „libanizacji Francji z lewicą u władzy, zostanie przyspieszony i stanie się nieodwracalny.
Drugim powodem mojego alarmu jest sprawa poszanowania życia. Aborcję we Francji traktuje się jako środek antykoncepcyjny. Każdego roku zabija ona 220 tys. nienarodzonych dzieci na około 830 tys. urodzeń. To są obiektywne fakty, które powinny zmusić nas do myślenia i nakłonić do wspólnego szukania rozwiązań innych niż polityka wspierania kobiet poddających się temu „zabiegowi”. Lewica nie tylko jest przeciwna tym ideom ale ponadto chce zalegalizować sprzeczną z prawem naturalnym eutanazję.
Trzecia sprawa to problem wolności w szerokim znaczeniu tego słowa. Jest czymś ewidentnym, że lewica, która deklaruje swoją miłość do praw człowieka, a więc i do wolności, ma bardzo specyficzną i ograniczoną ich definicję. Jej kampania w tej kwestii była karykaturalna, zwłaszcza ta prowadzona przez lidera Frontu Lewicowego, apelującego o śmierć dla tych, których oceniał jako niepożądanych i inaczej myślących! W tym samym czasie François Hollande zapewniał, że jeśli zostanie wybrany, to wymieni wszystkich wysokich urzędników i ambasadorów, którzy nie myślą tak jak on. Co najdziwniejsze, nie spotkało się to z krytyką opiniotwórczych środków masowego przekazu, a przecież tego typu deklaracje nie są czymś trywialnym.
A sytuacja jest poważna, bo skoro lewica wygrała wybory prezydenckie, to jest wielce prawdopodobne, że wygra też czerwcowe wybory parlamentarne, co oznacza, że będzie posiadać władzę wykonawczą, ustawodawczą i do pewnego stopnia również sądowniczą. Ponadto w jej rękach jest większość samorządów terytorialnych, nie zapominając o mediach, które w większości są wobec lewicy służalcze, tak samo jak świat nauki. Żeby było jasne: nie ma we Francji żadnej siły – zorganizowanej i o ugruntowanej pozycji – mogącej przeciwstawić się tej władzy. Proszę mi wierzyć, że lewica bardzo szybko założy kneble i zakres wolności zostanie poważnie ograniczony, zwłaszcza w mediach i partiach politycznych. Rozumie Pan teraz skąd biorą się moje obawy, są one tym bardziej uzasadnione, że francuska lewica ma totalitarny charakter i jest bardziej nietolerancyjna niż możemy sobie wyobrazić. Jest cała z innej epoki. Powszechnie uważa się, że coś niewyobrażalnego nie może się zdarzyć, ale jako historyk wiem, że takie rzeczy się zdarzają. I teraz mamy na to dowód.
Pozostaje jeszcze inny problem, który lewica ignoruje. Obecnie znajdujemy się w sytuacji poważnego kryzysu, zwłaszcza ekonomicznego, o charakterze globalnym. W sytuacji, kiedy powinniśmy czynić wspólnie wszystko, by uniknąć trudności, jakich doświadczają Grecja, Irlandia, Hiszpania, Włochy czy Portugalia, nasza lewica nie tylko, że o tym nie mówi, ale ogranicza się do debaty francusko-francuskiej o charakterze rewolucyjnym. Wybór kandydata lewicy w osobie François Hollanda, przepojonego ideologią z innej epoki jest czymś o wiele więcej niż tylko symbolem. Oprócz znanej niekompetencji politycznej, wskazywanej przez jego bliskich współpracowników, nie ma on żadnego doświadczenia w sprawowaniu władzy, zarówno w wymiarze krajowym jak i zagranicznym.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Franciszek L. Ćwik
Dr. Reynald Secher jest politologiem i historykiem, autorem głośnej książki „Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty”.