„Sos sojowy z ludzkich włosów, farbowane sztuczne mięso, makaron z arszenikiem czy śmiercionośne mleko dla dzieci – to tylko przykładowe oszustwa spożywcze, z którymi w ostatnim czasie musiało się mierzyć chińskie społeczeństwo”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Maria Kądzielska.
Publicystka przypomina aferę, jaka wybuchła w roku 2004, która dotyczyła produkcji sosu sojowego z… ludzkich włosów. „Były one zbierane w salonach, zakładach fryzjerskich, od barberów i w szpitalach w całym kraju. Na domiar złego materiał był niehigieniczny, zmieszany z prezerwatywami, używanymi szpitalnymi płatkami bawełnianymi czy bandażami. Po tym skandalu chiński rząd musiał zakazać wytwarzania produktów żywieniowych z ludzkich włosów”, czytamy.
Innym przykładem jest wołowina wytwarzana z wieprzowiny zmieszanej z parafiną i solą przemysłową w celu nadania jej innego koloru i smaku.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak pisze Kądzielska: „generalnie jedzenie mięsa w Chinach stanowi rodzaj sportu ekstremalnego. Ogromnym problemem jest nadużywanie antybiotyków i hormonów wzrostu przez chińskich rolników, którzy często w ogóle nie są kontrolowani przez odpowiednie instytucje”.
„W październiku 2013 r. z rzeźni w Huai’an niedaleko Szanghaju kocie mięso było sprzedane lokalnym sklepom jako mięso z królika. Zresztą mieszkańcy Szanghaju w tym samym roku mogli się spodziewać wielu niespodzianek po tym, jak ministerstwo bezpieczeństwa publicznego wydało oświadczenie prasowe ostrzegające konsumentów przed zakupem baraniny, która może zawierać mięso ze szczurów, lisów i norek”, relacjonuje publicystka.
„Chińskie firmy próbują oszczędzać na każdym kroku, a robią to kosztem zdrowia i życia własnych mieszkańców. W wyniku raptownego wzrostu gospodarczego pojawiło się wielu hodowców i producentów żywności, którzy wykorzystują brak odpowiednich kontroli państwowych. Chiński rząd stara się z tym walczyć, ale wciąż słabo sobie radzi z problemem. Przeciętny mieszkaniec Państwa Środka nie ufa krajowym produktom i często woli przepłacić, ale kupić importowane. Jest to szansą dla zagranicznych producentów, również tych z Polski. W końcu jeść trzeba, a plastik nawet dla Chińczyków jest ciężko strawny”, podsumowuje Maria Kądzielska.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK