4 października 2023

Synodalność – droga do podporządkowania Kościoła nowemu porządkowi świata

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Synodalna rewolucja oparta jest na potrójnym fałszu: tworzeniu kontynentalnych kolektywów decyzyjnych, odbieraniu władzy ordynariuszom miejsca, ograniczaniu suwerenności papieża. Synod o Synodalności zmierza w ten sposób do decentralizacji doktrynalnej, moralnej i liturgicznej. Po rozbiciu jedności wiary, obyczajów i modlitwy przyjdzie czas na narzucenie katolikom nowego uniwersalizmu – porządku liberalnej dyktatury sprzecznej z naturą i Bożym prawem.

Pierwszy etap decentralizacji doktrynalnej

Papież Franciszek wyznaczył strategiczny kierunek zmian w funkcjonowaniu Kościoła katolickiego już w swojej pierwszej adhortacji, Evangelii gaudium z listopada 2013 roku. Ojciec Święty stwierdził tam między innymi, jakoby należało nadać „pewien autorytet doktrynalny” krajowym konferencjom episkopatów. Powołał się przy tym na Vaticanum II. Papież napisał dosłownie: „Sobór Watykański II stwierdził, że w sposób analogiczny do Kościołów patriarchalnych, Konferencje Episkopatów mogą «dziś wnieść wieloraki i owocny wkład do konkretnego urzeczywistnienia się poczucia kolegialności». Jednak to życzenie nie urzeczywistniło się w pełni, ponieważ nie przyjął jeszcze wystarczająco wyraźnego kształtu statut Konferencji Episkopatów, który by pojmował je jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym. Nadmierna centralizacja zamiast pomagać, komplikuje życie Kościoła oraz jego dynamizm misyjny” (punkt 32).

Wesprzyj nas już teraz!

Ta papieska wypowiedź spotkała się z ograniczonym zainteresowaniem na świecie, a prawie żadnym w Polsce. Tymczasem jeszcze zanim wydarzenia pokazały, że Franciszek nie rzucał słów na wiatr, należało zastanowić się w ogóle nad samą istotą proponowanej reformy. Jak to możliwe, by obdarzyć konferencję episkopatu autorytetem doktrynalnym? Zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego i z samą hierarchiczną strukturą Kościoła katolickiego, to biskup odpowiada za naukę wiary w swojej diecezji. On – a nie jakikolwiek kolektyw – jest odpowiedzialny za przekazywanie Tradycji. Krajowa konferencja episkopatu może być organem doradczym i pomocniczym dla spraw ważnych dla wszystkich biskupów jakiegoś regionu, ale na mocy samej konstytucji Kościoła nie może zastępować poszczególnych biskupów i przejmować ich obowiązków.

Wynika to również z faktu, że Kościół nie jest demokracją: za decyzje ponosi się indywidualną odpowiedzialność. Na synodach czy soborach ojcowie, owszem, głosują, ale ich decyzje nie mają same z siebie żadnej mocy – stają się skuteczne dopiero wówczas, gdy ogłosi je papież. Jak miałoby to wyglądać w przypadku nadania „autentycznego autorytetu doktrynalnego” konferencjom episkopatów? Chodziłoby o to, żeby biskupi zgromadzeni w takiej konferencji głosowali, a później przedkładali swoją decyzję do zatwierdzenia Watykanowi? Byłby to raczej rodzaj lokalnego synodu i trudno byłoby mówić w tym wypadku o autentycznym autorytecie doktrynalnym.

Episkopaty decydują o doktrynie

Okazało się, że plany papieskie są inne. W 2016 roku Ojciec Święty ogłosił adhortację apostolską Amoris laetitia. W jednym z przypisów zasugerował możliwość dopuszczania rozwodników w powtórnych związkach do Komunii świętej; w kilku miejscach właściwego tekstu zamieścił z kolei rozważania dotyczące roli ludzkiego sumienia w podejmowaniu indywidualnych decyzji. Część krajowych konferencji episkopatów wykorzystała Amoris laetitia do tego, by wprowadzić u siebie Komunię świętą dla rozwodników w powtórnych związkach; część tego nie zrobiła. Zdaje się, że na tym właśnie polegało wykorzystanie „pewnego autentycznego autorytetu doktrynalnego”. Papież stworzył pewne ramy, w których – czysto praktycznie, bo w oderwaniu od niezmiennej Prawdy – możliwe było podjęcie dwóch różnych decyzji. Krajowe episkopaty robiły, co im się podobało.

Idąc za ciosem Konferencja Episkopatu Niemiec chciała dopuścić do Komunii świętej również niektórych protestantów. Opracowano specjalny dokument i zamierzano go ogłosić. Przeciwko temu zaprotestowało jednak siedmiu biskupów, którzy skierowali sprawę do Watykanu, pragnąc, aby Stolica Apostolska zablokowała realizację planu. Gdyby wśród niemieckich biskupów panowała jedność albo gdyby liczba oponentów Komunii dla protestantów była mniejsza, plan by się udał i opracowany dokument zostałby ogłoszony jako dokument Episkopatu. Watykan jednak widząc, że sprawa wywołuje spory wewnętrzne, ogłosił weto. W konsekwencji papież udzielił zgody na opublikowanie dokumentu jako „porad” Rady Stałej Episkopatu. W tym przypadku zatem „autentyczny autorytet doktrynalny” nie zadziałał, bo sprzeciwiło się zbyt wielu biskupów.

W 2022 roku biskupi belgijskiej Flandrii wydali wytyczne dotyczące liturgii z błogosławieństwem dla par homoseksualnych. Ich dokument był wprost sprzeczny z dokumentem Kongregacji Nauki Wiary z 2021 roku, który wyraźnie i bez wyjątku zakazywał takich błogosławieństw. Biskupi Flandrii działali jednak jednomyślnie. Przedstawili swoją sprawę samemu papieżowi podczas wizyty ad limina Apostolorum. Jak wyjawił ordynariusz Antwerpii Johan Bonny, papież zaakceptował decyzję biskupów właśnie dlatego, że byli zgodni. Belgowie wydali swoje wytyczne z odwołaniem do Amoris laetitia. Był to rzeczywiście możliwe, bo tamta adhortacja uzasadnia wszelkie odstępstwa od normy. Można powiedzieć, że nawet jeżeli istnieje dokument z 2021 roku z wyraźnym zakazem, to zasady wyłożone przez Franciszka w Amoris laetitia pozwalają takie zakazy ignorować.

Autorytet doktrynalny dla gremiów kontynentalnych

To, co opisaliśmy powyżej, mogłoby wskazywać na narodową albo regionalną atomizację Kościoła. Nie jest to jednak kierunek, w jakim zmierzają sprawy. Partykularyzmy tego rodzaju mają zostać przezwyciężone. W 2019 roku obradował w Rzymie Synod Amazoński. Został przygotowany przez międzynarodowe grupy biskupów i świeckich z Ameryki Łacińskiej, przede wszystkim przez Panamazońską Sieć Eklezjalną – REPAM, podległą z kolei Radzie Biskupów Ameryki Łacińskiej – CELAM. Jeszcze w trakcie trwania synodu Niemcy zgłosili propozycję powołania analogicznych ciał kontynentalnych w innych częściach świata, zwłaszcza w Europie. Ich zdaniem Droga Synodalna, którą rozpoczęli w grudniu 2019 roku, powinna po wypracowaniu swoich idei stać się przedmiotem dyskusji w całej Europie, a później i na całym świecie. Konkretny trzystopniowy model niemieccy biskupi przedstawili wczesną wiosną 2020 roku. Rok później papież Franciszek ogłosił, że świat wejdzie na ścieżkę synodalną, rozpoczynając Synod o Synodalności. Zgodnie z niemiecką koncepcją, miał mieć trzy stopnie.

W czerwcu 2023 roku został opublikowany dokument roboczy Synodu o Synodalności, tak zwane Instrumentum laboris. Tekst jest nacechowany ideologią progresywną, odpowiada oczekiwaniom środowisk niemieckojęzycznych i latynoamerykańskich. To, co interesuje nas w tym momencie, to propozycja nowego odczytania „kolektywnego” autorytetu doktrynalnego. O ile Evangelii gaudium z listopada 2013 roku mówiło o takim autorytecie dla konferencji episkopatów – co, jak widzieliśmy, było szeroko wykorzystywane – o tyle Instrumentum laboris mówi o nadaniu autorytetu doktrynalnego również innym podmiotom międzynarodowym. Instrumentum laboris w punkcie B 3.4 mówi, że „rozeznaniu zgromadzenia kontynentalnego” można byłoby przypisać „jakiś stopień autorytetu doktrynalnego”, a biskup Rzymu miałby zostać „zobowiązany” do podjęcia decyzji, która zapadła na szczeblu lokalnym. Mamy tutaj do czynienia z trzema nowinkami. Po pierwsze, chodzi o rozszerzenie „autorytetu doktrynalnego” na nowe ciała kolektywne. Po drugie, chodzi o zanegowanie władzy biskupów, ponieważ w „zgromadzeniach kontynentalnych” biorą udział również świeccy. Po trzecie, chodzi o zanegowanie władzy papieża, który miałby być de facto poddany władzy takiego zgromadzenia.

Europejska synodalność w praktyce

Jak dotąd mieliśmy w Europie tylko jedno zgromadzenie kontynentalne, które odbywało się w lutym tego roku w Pradze. Zebrani tam biskupi oraz świeccy – z Polski byli to biskupi Gądecki oraz Galbas oraz świeccy delegaci, s. Mirona Turzyńska oraz prof. Aleksander Bańka – w związku z głębokimi podziałami w rozumieniu doktryny i moralności nie potrafili dojść do zgody w niemal żadnych temacie, poza potępieniem wojny na Ukrainie. Znaleźli jednak z tego wyjście, ogłaszając, że Kościołowi katolickiemu w Europie ma patronować motto „Jedność w różnorodności”, które od 2000 roku jest mottem Unii Europejskiej. W praktyce przyjęcie takiego motta zobowiązuje uczestników praskiego spotkania, a pośrednio wszystkie Kościoły lokalne, które reprezentowali, do milczącej akceptacji „różnych dróg”, jakimi idą te Kościoły. Na gruncie zasady „Jedność w różnorodności” niemożliwe jest potępienie przez Kościół w Polsce Kościoła w Niemczech za to, że ten wprowadza błogosławieństwa związków homoseksualnych. Należy to „zaakceptować” jako „uprawiony” wyraz różnorodności. Taka akceptacja nie może być jednak celem ostatecznym, jeżeli kontynentalne zgromadzenia synodalne mają cieszyć się pewnym autorytetem doktrynalnym. Skuteczne używanie takiego autorytetu zakłada głosowania, których wyniki będą później realizowane. W praktyce może to ograniczyć autonomię Kościoła w Polsce jak i w ogóle wszystkich biskupów, zobowiązując ich do tego, by kierowali się wolą zgromadzenia synodalnego. Takie zgromadzenie, o czym trzeba pamiętać, w założeniu miałoby mieć swoistą carte blanche od papieża na podejmowanie decyzji. Sprzeciwianie się woli zgromadzenia synodalnego byłoby zatem pośrednio równoznaczne ze sprzeciwieniem się woli samego papieża, czy nawet Synodalnej Konstrukcji Kościoła.

Trzy zmiany, trzy błędy

Żadna z trzech zmian proponowanych przez Instrumentum laboris nie jest uprawniona. Kolektywne ciała nie mogą zastępować pojedynczych biskupów, o czym już pisaliśmy. Co więcej, zgromadzenia kontynentalne nie mogą cieszyć się żadnym autorytetem doktrynalnym, choćby dlatego, że w ich skład wchodzą osoby świeckie. Świeccy nie sprawują w Kościele władzy. Ich obecność w zgromadzeniu kontynentalnym jest próbą rewolucyjnego wykorzystania nauki Kościoła o sensus fidei fidelium, zmyśle wiary wierzących. Zgodnie z tą nauką, Kościół jest nieomylny in credendo. Z analizy Międzynarodowej Komisji Teologicznej z 2014 roku pt. „Sensus fidei w życiu Kościoła” wynika wyraźnie, że udział w sensus fidei mają tylko ci wierni, którzy prowadzą przykładne katolickie życie i są głęboko zaangażowani w życie liturgią i modlitwą. W koncepcji synodalnej jedyną podstawą uczestnictwa w sensus fidei jest bycie ważnie ochrzczonym i posiadanie ogólnie pojętej dobrej woli. Stąd nadawanie autorytetu doktrynalnemu gremium synodalnemu opartemu na błędnych zasadach jest nieskuteczne. Całkowicie niemożliwe jest też zobowiązanie papieża do akceptowania decyzji kontynentalnego zgromadzenia synodalnego. Papież, jeżeli chce, może oczywiście wykorzystać dokument wytworzony przez jakieś ciało i ogłosić, że będzie on obowiązujący; czyniłby to jednak wyłącznie mocą własnego autorytetu. Jego zobowiązanie do przyjmowania takich dokumentów oznaczałoby zakwestionowanie najwyższej władzy, którą w Kościele powierzył mu sam Chrystus.

Kościół na usługach nowego globalnego porządku

W sumie mamy więc do czynienia z procesem głębokiej destrukcji zasady władzy w Kościele. Celem procesu synodalnego zdają się być atomizacja doktrynalna, moralna i liturgiczna katolicyzmu. O liturgicznej pisałem ostatnio szeroko w tekście „Liturgia amazońska. Barbarzyński trybalizm zamiast uniwersalności Kościoła” i tam odsyłam Czytelnika po szczegóły. Z Synodu o Synodalności ma wyłonić się Kościół, w którym w różnych regionach wiara będzie prezentowana i przeżywana zupełnie różnie. Jest oczywistością, że nie może to być stan docelowy. Różnorodną wiarę katolicką, pozbawioną zasady uniwersalizmu, będzie można w zglobalizowanym społeczeństwie zrównać z innymi religiami, sprowadzając Kościół i katolicyzm do jednej z licznych organizacji religijnych bazujących na „dawnych wierzeniach”. To część agendy nowego globalnego porządku, który ma swój własny uniwersalizm i swoją własną ideologię. Kościół synodalny ma stać się poręcznym narzędziem tego nowego porządku – niczym więcej. Czy da się sprowadzić do takiej roli? Ostatecznie – nie, bo bramy piekielne go nie przemogą (Mt 16, 18). Jak długo potrwa jednak to straszne zmaganie i jak wielkie wyrządzi straty; czy obroni się katolicyzm w Europie i w Polsce – to zależy również od naszej woli i naszych zdolności. Bierność i milczące godzenie się ze zmianami – tak jak w czasach II Soboru Watykańskiego – oznaczają klęskę.  Zwycięstwo, jak zawsze, jest w niezłomnym kroczeniu za Chrystusem i dawaniu świadectwa Jego niezmiennej Ewangelii.

Paweł Chmielewski

Bp Athanasius Schneider: Modlitwa o tryumf wiary katolickiej

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij