Zaginiony samolot linii EgyptAir uległ katastrofie. Na obecnym etapie nie można wykluczyć, że doszło do zamachu. Świadkowie mówią o płomieniu na niebie. Wiadomo też, że załoga zdołała nadać sygnał SOS. Na miejsce tragedii wysłane zostały zespoły poszukiwawczo-ratunkowe. Wedle nieoficjalnych doniesień samolot rozbił się w pobliżu greckiej wyspy Karpathos.
Samolot Airbus A320 linii EgyptAir wystartował z lotniska Charles de Gaulle w Paryżu w środę o godz. 23.09. Niespełna cztery godziny później miał zakończyć lot w Kairze. Tak się nie stało. Jak podało egipskie Ministerstwo Lotnictwa Cywilnego, tuż po wejściu samolotu w egipską przestrzeń powietrzną, utracono kontakt z załogą. Samolot znajdował się na Morzem Śródziemnym na wysokości 11 km.
Wesprzyj nas już teraz!
Z pierwszych relacji wynikało, że piloci nie informowali o kłopotach. Później sprostowano, że sygnał SOS o godzinie 2.26 odebrało egipskie wojsko. Samolot uległ katastrofie. W rejon wypadku skierowano egipskie samoloty wojskowe oraz ekipy poszukiwawczo-ratunkowe. Z pomocą ruszyli też Grecy. Co więcej, ministerstwo obrony tego kraju poinformowało, że jeden z kapitanów statków handlowych miał widzieć „płomień na niebie” ok. 240 kilometrów na południe od wyspy Karpatos. Służby sprawdzają te doniesienia. Na obecnym etapie nie wykluczana jest żadna przyczyna katastrofy, w tym zamach.
Na pokładzie znajdowało się 56 pasażerów – 30 Egipcjan, 15 Francuzów, oraz po jednym obywatelu Wielkiej Brytanii, Portugalii, Kanady i Belgii – oraz 10 członków załogi. Okoliczności katastrofy będą badać francuskie i egipskie służby.
To nie pierwsze kłopoty linii EgyptAir. W marcu samolot tego przewoźnika lecący z Aleksandrii do Kairu został uprowadzony przez jednego z pasażerów. Mężczyzna narodowości egipskiej sterroryzował pilota i zmusił go do lądowania w cypryjskim Larnace. Nikt nie ucierpiał, a porywacz tłumaczył, że porwał samolot, bo chciał się spotkać z byłą żoną.
Źródło: tvp.pl, tvn24.pl
MA