18 listopada 2021

Tomasz A. Żak: Refleksje po 11 listopada. Niepodległość – pobojowisko

Jedni maszerują, inni krytykują. A ja, patrząc 11 listopada na biało-czerwone powiewające na wietrze w stolicy naszego kraju, zacząłem myśleć o tym, że II RP by nie było, gdyby nie zwycięstwo nad komunistyczna Armią Czerwoną. A kiedy ta myśl przyszła mi do głowy, to od razu uświadomiłem sobie, że o polskiej wygranej z roku 1920 pod Warszawą, a zwanej „18 decydującą bitwą w dziejach świata”, nikt tak naprawdę nic na świecie nie wie, a wiedzieć powinien. I myślałem dalej: 15 sierpnia to idealna data na „światowy dzień walki z komunizmem”. Ale takiego dnia nie ma przecież w żadnym kalendarzu…

Nie w tym rzecz, aby kruszyć kopie, która data ważniejsza, która bardziej „niepodległa”: Czy 11 listopada 1918 r., kiedy to Rada Regencyjna zwierzchnią władzę wojskową i naczelne dowództwo nad polskim wojskiem przekazała Józefowi Piłsudskiemu, czy może 7 października tamtego roku, a więc w dniu formalnego proklamowania niepodległości Polski przez tęże Radę Regencyjną. Również nie warto tego sporu przenosić dalej, w sferę ustrojowej niepewności co do przywracanego do istnienia kształtu ówczesnego państwa polskiego. Faktem jest, że ponad 100 lat wcześniej byliśmy monarchią, ale tamtej jesieni członkowie „królewskiej” Rady bez żadnych oporów przekazali rządzenie krajem w ręce niedawnego socjalisty i w praktyce formalnie zwolennika republiki. Wszystkie te spory są dość „papierowe”, jak i papierową była nasza niepodległość w 1918 r. Po prawdzie, tak ją też traktowali zachodnioeuropejscy polityczni gracze. To, że zmienili zdanie, że musieli je zmienić, zadecydowaliśmy sami z bronią w ręku, a nie w rozmowach przy stole przykrytym zielonym suknem.

Polskie zbrojne zwycięstwo nad komunizmem i w rezultacie zatrzymanie Sowietów w marszu na Europę pewnie było sporym zaskoczeniem, m.in. dla Anglików czy Francuzów i zburzyło ich kalkulacje na kształt świata po I wojnie światowej. Poprawione to zostało po „ichniemu” w 1945 r. w Jałcie, ale ćwierć wieku wcześniej musieli robić dobre miny do złej gry. W sumie ci wszyscy alianci, ani wtedy ani później, nie tylko nam nie podziękowali (taka ich kultura), ale zrobili i robią bardzo dużo, żeby prawda o komunizmie vel leninizmie-stalinizmie vel marksizmie została po Orwellowsku przerobiona tak uniwersyteckim zakłamaniem, jak i w popkulturze. W efekcie system, który stworzył setki obozów koncentracyjnych, wymordował fizycznie lub zagłodził ponad sto milionów ludzi, a tam, gdzie ma władzę, wprowadza najbardziej totalitarne zniewolenie, jest przedstawiany jako atrakcyjna i pożądana społecznie forma sprawowania władzy oraz prawdziwy gwarant pokoju na świecie. Ot taki „gołąbek pokoju”, jak ten, którego dla komunistów narysował Pablo Picasso.

Wesprzyj nas już teraz!

9 listopada, a więc tuż przed naszym narodowym Świętem Niepodległości, które, jako się już rzekło, możemy obchodzić tylko dlatego, że 15 sierpnia 1920 r. komunizm został pokonany pod Warszawą, tzw. postępowy świat zachęca do celebrowania „Międzynarodowego Dnia Walki z Faszyzmem i Antysemityzmem”. Tu gorzka dygresja się narzuca: gdyby kolejne rocznice „cudu nad Wisła” stały się jakimś cudem międzynarodowym świętem, to utrzymując się w poetyce nowomowy, zwać się ten dzień powinien „Dniem Walki z Komunizmem i Antypolonizmem”.

A wtedy, odwołując się do strzelistych fraz opisujących sens czczenia 9 listopada, moglibyśmy tak oto wielkimi literami drukować: „Obchody mają na celu złożenie na całym świecie hołdu niezliczonym ofiarom komunizmu i antypolonizmu. Są okazją do protestu wobec braku akceptacji dla wolnych ludzi, a jednocześnie przyzwolenia na bezprawie; są sprzeciwem wobec zła, antyklerykalizmu i neomarksizmu, tak w przeszłości jak i obecnie oraz wyjątkową okazją do promowania tolerancji wobec ludzi wierzących i społeczeństw, które chcą być suwerenne”. Mniej więcej mogłoby to tak wyglądać…

Natomiast inspiracją do plastycznego zilustrowania takiego święta może być grafika, którą działająca oficjalnie w Polsce formacja polityczna o nazwie Lewica Razem upubliczniła z inkryminowanej powyżej okazji, sygnowanej datą 9 listopada. Otóż ich okolicznościowy rysunek przedstawia worek trzymany mocną ręką chronioną gumową rękawiczką. A w tym worku to, co według „lewicorazowców” jest najgorsze z najgorszych i przez co, jak uważają, świat jest wciąż niedoskonały. Autorzy „worka”, żeby wzmocnić przekaz – jak to bywa w propagandzie – używają pejoratywnych synonimów: „szczucie”, „nawoływanie do przemocy”, „nienawiść”, „homofobia”, a idąc krok dalej stygmatyzują i pozycjonują swego wroga: „Biała Europa”, „fanatyzm religijny”, „czysta krew”, „White Power”. Ta, z ducha leninowska, agitka dopycha swój wór oczywistym złem złego, czyli: „rasizmem”, „faszyzmem”, „nazizmem” i „antysemityzmem”. Natomiast nasz obrazek, ilustrujący wciąż nieistniejące międzynarodowe obchody dnia 15 sierpnia, mógłby wobec tego przedstawiać bolszewicką pięcioramienną czerwoną gwiazdę, przebitą ułańską lancą z biało-czerwoną szarfą. Na każdym ramieniu tej z piekła rodem gwiazdy, widniałyby słowa: „zdrada”, „terror”,  „nędza”, „głód”, „niewola”. W środku, największą czcionką: Komunizm.

„Pismo obrazkowe” od zarania dziejów chce opowiedzieć człowieka, ale również chce go ukształtować. Symbole i znaki były konieczne, aby ten, który nie umie czytać, który nie ma choćby podstawowego wykształcenia, jednak miał dostęp do tzw. wiedzy ogólnej definiującej kulturę, w której żyje i jej duchowość. Takie było zadanie średniowiecznej „Biblii pauperum”, która czyniła to za pomocą nauki Chrystusa i Dekalogu. Dzisiaj jesteśmy dalej niż daleko od edukacji rozumianej przede wszystkim jako promocja dobra. Obecny wtórny analfabetyzm również ma swoje „biblie” i „dekalogi”, które skądinąd każdy nosi przy sobie wraz z zapasową baterią. Te wszystkie monitory i ekraniki cofnęły cywilizację ludzką o pokolenia, bo możliwość odnalezienia człowieka wśród tych maszyn jest coraz trudniejsza. Jeszcze trudniej jest zrozumieć, że ta śmiertelna infekcja rozpowszechniana w XX wieku za pomocą „pop-kultury”, zaczęła się w roku 1917 podczas komunistycznej rewolucji w Rosji. A jeżeli sens tego procesu do nas dotrze, to wtedy – niekoniecznie świątecznie – zatęsknimy za tym, co polskie, a co związane jest z dniem 15 sierpnia roku 1918.

Najwybitniejszy polski prozaik XX wieku, Józef Mackiewicz, podczas emigracyjnych oficjalnych spotkań zwykł był przedstawiać się następująco: „Zawód – pisarz; Narodowość – antykomunista; Przekonania – kontrrewolucjonista; Kraj pochodzenia – Europa Wschodnia”. W puencie naszych rozważań i skojarzeń o datach i świętach warto przytoczyć opinię pisarza o komunizmie z 1980 r., zawartą w publicystycznym tekście pt. „Zbaczając nieco od tematu”:

Co jest straszne w komunizmie? Według mnie, nie więzienia, nie morderstwa, nie łagry. To się zdarzało i zdarza także w innych krajach. Komunizm straszny jest przede wszystkim dlatego, że człowieka doprowadza do moralnego rozkładu, nieraz do zeszmacenia.

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij