Światowa populacja nadal rośnie, ale już wkrótce zacznie się gwałtownie kurczyć. Ludzie nie chcą mieć dzieci, bo wydaje im się, że nie muszą: wszystkie obowiązki przejmuje za nich państwo! Wygodnie jest przedłużyć sobie beztroską młodość, w oczekiwaniu na emerytury i inne benefity państwa dobrobytu. To wszystko jednak się nieubłaganie kończy – i zgodnie z wszystkimi poważnymi prognozami demograficznymi, nie ma odwrotu. O szczegółach mówił w programie „Wolność w remoncie” Tomasz Wróblewski.
O współczesnym kryzysie demograficznym, który tak naprawdę dopiero się zaczyna, mówił Tomasz Wróblewski w programie „Wolność w remoncie” na kanale „Warsaw Enterprise Institute” na Youtube.
Jak podkreślił Tomasz Wróblewski, wszystkie poważne prognozy demograficzne wskazują, że za kilkadziesiąt lat ziemia osiągnie szczyt zaludnienia, osiągając około 9-10 miliardową populację; później natomiast nastąpi dość szybki spadek. Według niektórych prognoz doprowadzi to w efekcie do tego, że w roku 2100 populacja ziemska będzie podobna do współczesnej, z tendencją spadkową.
Wesprzyj nas już teraz!
– Uczeni przyznają, że procesów, jakim obecnie poddawana jest demografia, nie da się porównać z niczym od czasów wielkiej zarazy w XV wieku – powiedział.
Jeszcze w 1990 roku kobiety miały globalnie średnio 3,2 dziecka; dzisiaj to już niecałe 2,5 – i dalej spada. W Europie około roku 2030 współczynnik dzietności będzie wynosił 1,3 – niewiele mniej, niż obecnie w Polsce.
Tomasz Wróblewski przypomniał, że dla prostej zastępowalności pokoleń współczynnik ten powinien wynosić przynajmniej 2,1. Polska w tym sensie już dzisiaj znajduje się w grupie narodów skazanych na wymarcie, inne powoli do nas dołączają. Wróblewski podkreślił, że problemy demograficzne pogłębiła jeszcze pandemia Covid-19; dane z wielu krajów Europy pokazują, że od momentu pierwszych lockdownów dzietność dramatycznie spadła. W 2021 to spadek aż o 9 procent w porównaniu do okresu sprzed pandemii.
– Rzecz jest nierozerwalnie związana z nową mentalnością zachodniej cywilizacji – powiedział.
– Charles Goodhart uważa, że lata powojennej ekspansji gospodarczej, które na dobrą sprawę trwały do 2019 roku, zawdzięczaliśmy w równym stopniu wolnościom rynkowym co też przyjaznej aurze demograficznej – powiedział.
– Pokolenie powojennego wyżu na zachodzie było wyjątkowe nie tylko z uwagi na swoją liczebność, ale też zupełnie inne podejście do życia i do rodziny. Bunt lat 60., pigułka antykoncepcyjna, otwarcie rynku pracy dla kobiet; wszystko to zrewolucjonizowało nie tylko zachodnie gospodarki, ale też wywróciło do góry nogami tradycyjny model rodziny, to jak o niej myśleliśmy. […] Przez dobre 60 lat pokolenia beztrosko korzystały z życia, jak żadne pokolenia przed nimi i żadne po nich. Dorabiali sobie do tego oczywiście filozofię, mówiąc o państwie dobrobytu socjalnego jako elemencie rozwoju cywilizacji – dodał.
Jak dodał Wróblewski, to właśnie dywidenda demograficzna gwarantowała takie dobrodziejstwa jak wysokie emerytury, długie urlopy macierzyńskie, darmową edukację, świadczenia dla bezrobotnych i tak dalej.
– Myślenie opierało się na wierze, jakoby ten socjalny róg obfitości był zasługą mądrości ludzi, a nie racjonalizacją ich hedonizmu i statystycznego zbiegu okoliczności. Pojęcia państwa dobrobytu zostało oderwane od demografii: państwo dalej ma być hojne, niezależnie od tego, że coraz mniej ludzi pracuje na utrzymanie rosnącej armii emerytów i że coraz mniej i coraz mniej rodzi się dzieci – wskazał.
Publicysta podkreślił, że ta epoka została niejako sztucznie przedłużona przez kilka czynników. Jednym z nich jest choćby chińska polityka jednego dziecka, która wypchnęła miliony chińskich kobiet na rynek pracy i obniżyła koszty utrzymania chińskich rodzin. Dodatkowym czynnikiem był upadek Związku Sowieckiego i nagłe wepchnięcie ponad 230 mln ludzi w gospodarkę światowa.
Następnie Tomasz Wróblewski wskazał, że wskaźników demograficznych w żadnej mierze nie poprawiają różnego rodzaju programy socjalne. Dotyczy to programów w Polsce, takich jak 500+, ale nie tylko.
Tomasz Wróblewski podał przykład Francji, która już od XIX starała się różnymi sposobami zwiększyć dzietność. Ostatecznie rzeczywiście ją zwiększała, ale… jedynie dzięki przyjmowaniu migrantów, najpierw z Europy Środkowej i Wschodniej, później z Afryki i krajów bałkańskich. Dzisiaj Francja ma współczynnik dzietności na poziomie 1,8 – największy w UE, ale i tak zbyt mały, by zapewnić zastępowalność pokoleń.
Wróblewski wskazuje też, że nie jest prawdą, iż gdy da się kobietom dobre warunki materialne, to rodzą one wówczas dzieci. Tak by się wydawało na przykład obserwując Polki na emigracji, które choćby w Wielkiej Brytanii rodzą więcej dzieci, niż w kraju. Wróblewski wskazuje jednak, że to działa tylko i wyłącznie w pierwszym pokoleniu migrantów: oni socjologicznie potrzebują dzieci, żeby móc wniknąć w nowe społeczeństwo i się w nim ukonstytuować; traktują dzieci jako swoistą przepustkę do nowego życia. Później to zjawisko zanika i kolejne pokolenia imigrantów mają już często mniej dzieci, niż rodowita ludność danego kraju. Jest też nieprawdą, podkreślił Wróblewski, że dzietność można zwiększyć dzięki rozbudowie sieci żłobków czy przedszkoli.
– Historia pokazuje, że przyrost naturalny nie miał w przeszłości związku z infrastrukturą rodzinną, a często, jak było na przykład w Polsce po II wojnie światowej, było odwrotnie: warunki bytowe były gorsze, a wzrost demograficzny większy. Gdy poprawiały się warunki bytowe, wzrost demograficzny malał – powiedział.
Dalej Wróblewski wskazał na dramatyczne konsekwencje wprowadzenia państwowych emerytur. Wraz z biegiem czasu rodzice przestali dostrzegać jakiekolwiek benefity z posiadania dzieci: zaczęli w nich widzieć jedynie koszt. Skoro emerytura i tak jest gwarantowana przez państwo, to po co mieć dzieci? – Po co się starać, skoro można sobie przedłużyć młodość, a później państwo i tak weźmie za nas całą odpowiedzialność? – zapytał.
– Prawda o posiadaniu dzieci i gotowości do ponoszenia trudów jest znacznie bardziej prozaiczna, niż wszystkie eksperymenty z bodźcami prodemograficznymi. Dzieci muszą być koniecznością, muszą wynikać z głęboko zakorzenionej potrzeby nie tylko serca, ale także świadomości ekonomicznej. […] Konieczność była odwiecznie motorem rozwoju rodzin. Jak nie potrzeba dodatkowych rąk do pracy, to była potrzeba bliskich, którzy zajmą się rodzicami na starość. Konieczność pokoleniowa od zawsze była gwarancją harmonii społecznej – podkreślił.
Źródło: kanał WEI
Pach