13 stycznia 2023

Trump rozjechał się z rzeczywistością. Już po raz czwarty!

(Fot. Jacek Lagowski / Forum)

Co to jest rzeczywistość? Tyrania elit czy ideał, do którego dążymy i który jest w sercach obywateli, a do tego odpowiada żywotnym interesom narodu i jest bliższy prawdy? Po której stronie opowiada się dziś Donald Trump? Jego poparcie dla ruchu LGBT, atak na pro-liferów i promowanie Kevina McCarthy’ego na spikera Izby Reprezentantów nie udzielają optymistycznej odpowiedzi…

O tym, jak po raz pierwszy (licząc od zakończenia kadencji prezydenckiej) Donald Trump poważnie rozminął się z rzeczywistością, pisałem przy okazji wiecu w Alabamie, gdzie został wybuczany przez tłum z powodu zachwalania tzw. szczepionek przeciw COVID-19. Było to w sierpniu 2021 roku.

Drugi rozjazd miał miejsce, gdy były prezydent z nie do końca jasnych powodów wszedł w polityczny mezalians z ruchem homoseksualnym zawoalowanym pod hasłem „Republikanie LGBT”. Pierwszy spęd owych „wesołków” odbył się w posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie w listopadzie 2021 roku, a gospodarz tak się rozpędził, że nie tylko pozował do zdjęcia z „tęczową” flagą, ale także powtórzył event w tym roku.

Wesprzyj nas już teraz!

Po raz trzeci stopy 45. prezydenta niepokojąco oderwały się od ziemi niedawno, gdy zaatakował ruch pro-life i Republikanów konsekwentnie opowiadających się za życiem, twierdząc, że ich zdecydowana postawa przyczyniła się do niezrealizowania ambitnych planów wyborczych w listopadzie 2022 roku.

I wreszcie – choć to może nie wydawać się całkiem jednoznaczne – czwarty odlot miał właśnie miejsce, gdy Trump dołożył wszelkich starań, by posadzić na stołku spikera Izby Reprezentantów Kevina McCarthy’ego, zamiast poprzeć tych konserwatystów, którzy oczekiwali „osuszenia waszyngtońskiego bagna”, a nie kandydata, który znów będzie lawirował pomiędzy zgniłym establishmentem a narodem.

Spadająca gwiazda Trumpa?

W mocnych, a jednocześnie przenikliwych w swej prostocie słowach podsumował te „odloty” Steve Jalsevac na łamach LifeSiteNews. „Moralna niekonsekwencja Trumpa w sprawie aborcji może oznaczać jego upadek” – skonstatował. Do puli ogólnokrajowego oburzenia swoja dwa grosze dołożyła również znana pro-liferka Lila Rose, która określiła jego postawę „mazgajowatym tchórzostwem”. Jak oceniła Lila, Trump stracił swój niegdysiejszy instynkt do wyczuwania, gdzie jest jego istotna baza wyborców, a bezpardonowy atak na obrońców życia założycielka LiveAction uznała za „strategię porażki”.  

Ale to, co się wydarzyło, to nie tylko stępienie instynktu politycznego. Jak wskazał cytowany wyżej Jalsevac, najistotniejsza słabość lidera ruchu MAGA polega na braku spójnej formacji duchowej i moralnej. Gdyby ją posiadał, to wiedziałby, dlaczego nie wolno dopuszczać nawet najmniejszego kompromisu w sprawie zabijania nienarodzonych i rozumiałby, jak absurdalnym oksymoronem jest „konserwatywny homoseksualista”.

Na wszystkich zeszłorocznych wiecach Trump powtarzał, że jego program polityczny opiera się na przywróceniu władzy w ręce narodu amerykańskiego. W przemowie, w której ogłosił swój start w wyborach 2024 roku poszedł jeszcze dalej, ogłaszając, iż razem z ruchem MAGA „rozmontuje deep state”.

W świetle niedawnych wydarzeń te zapewnienia stają pod znakiem zapytania. Jak bowiem miałby przywrócić władzę narodowi, skoro ignoruje jego najzdrowszą moralnie część, a więc tych, którzy sprzeciwiają się aborcyjnemu ludobójstwu? Jak miałby rozmontować deep state, skoro w wyścigu na spikera zignorował głos najbardziej konserwatywnych i anty-establishmentowych kongresmenów – Matta Gaetza z Florydy, Lauren Boebert z Kolorado i kilku innych, którzy sprzeciwiali się kandydaturze Kevina McCarthy’ego?

Gaetz – który razem z Boebert wyrósł w ostatnich dniach na czołowego bohatera „nowej fali” w Partii Republikańskiej – podkreślił w dynamicznej przemowie, że McCarthy nie może być przewodniczącym Kongresu, gdyż jest zbyt mocno związany z waszyngtońską elitą, a „żeby osuszyć bagno, nie wybieramy do tego zadania największego aligatora”. „Jestem z Florydy, więc wiem, co mówię” – dodał kongresmen.

Wydaje się, że Trump zachował się w tej sprawie kunktatorsko, stawiając na tego kandydata, który miał największe szanse, by wygrać. Jednocześnie jednak pozostaje żal po zmarnowanej szansie, by sięgnąć po coś więcej – po pierwszy krok do prawdziwego rozmontowania zabetonowanego układu. Skoro garstka konserwatystów pod nieformalnym przewodem Gaetza i Boebert musiała walczyć z McCarthym o „klepnięcie” ich strategicznych warunków, to znaczy, że elita Republikanów rozmija się z ich bazą.

A jakie to warunki konserwatyści postawili McCarthy’emu? Możliwość usunięcia spikera, jeżeli sprzeniewierzy się wartościom swoich wyborców; zdecydowana akcja w sprawie „uzbrojenia” FBI przeciwko obywatelom; limity budżetowe chroniące przed socjalistyczną rozrzutnością i powiększaniem rządowej biurokracji; 72 godziny na zapoznanie się z projektami legislacyjnymi (żeby kongresmeni wiedzieli, nad czym głosują w czasach, gdy pisze się ustawy na kilkaset stron!), poddanie pod głosowanie kwestii ograniczenia ilości kadencji w Kongresie; anulowanie wszystkich obostrzeń covidowych; i wreszcie odrzucenie polityki otwartych granic Bidena i dokończenie muru na południowej granicy.

Tak oczywiste sprawy musiały być negocjowane w kuluarach! To pokazuje, że faworyt Trumpa nie należy do czołówki ruchu MAGA nastawionej na prawdziwą reformę systemu. Za Trumpa było bowiem dobrze, ale dosłownie na drugi dzień po „obaleniu” go w nieuczciwych wyborach nastąpiła największa katastrofa we współczesnej historii USA. Znaczy to, że rządy silnej ręki były skuteczne, ale jedynie krótkofalowo, gdyż nie wprowadziły systemowych rozwiązań, które pozwoliłby uniknąć ani złagodzić tego, co dzieje się obecnie za rządów Bidena i demokratycznej większości.

Ideał sięgnie bruku?

Jestem daleki od nagłego odwracania się plecami do człowieka, który przez długi czas stanowił największą nadzieję na konserwatywny zwrot w Ameryce, ale rzeczywistości nie można ignorować. Wobec wymienionych „wpadek” trudno zachować jednoznaczny stosunek do Trumpa. Przy całym poparciu i docenieniu jego wyjątkowej – historycznej być może – roli w obudzeniu amerykańskiego ducha, jednocześnie należą mu się słowa najcięższej krytyki, gdy coraz mocniej pokazuje się, że – będąc charyzmatycznym i potężnym liderem – jednocześnie nie dojrzał on do roli reformatora.

Ideał wolnego i klękającego wyłącznie przed Bogiem narodu, o którym wspomniałem na początku realizuje się w poszczególnych stanach (Floryda, Teksas, Dakota Południowa, Oklahoma, Wirginia). A teraz walka toczy się o to, czy Ameryka będzie należała do obywateli czy też pozostanie w łapach elit z Waszyngtonu.

Mamy tu, ni mniej ni więcej, kontynuację wojny secesyjnej, która rozstrzygnęła się militarnie i politycznie, ale nigdy nie zakończyła się na płaszczyźnie ideowej. Wybór nie jest jednak zero-jedynkowy. Chodzi może nie tyle o całkowite zwycięstwo współczesnych spadkobierców Konfederacji, co o przeniknięcie jej żywotnych wartości do krwiobiegu polityki federalnej, a to może stać się jedynie, gdy do głosu w Kongresie dojdzie jak najwięcej prawdziwych, „niepolitycznych”, przedstawicieli narodu.

Gra toczy się o zmianę status quo: o przywrócenie prymatu We the People nad czymś, co można by określić… We the Washington. Choć Donald Trump może otrąbić sukces polityczny, jakim jest zainstalowanie swojego pupila na stołku spikera, to pozostaje pytanie o konsekwencje tego wyboru. McCarthy zdaje się mówić: Coś załatwimy, ale załatwimy to w ramach istniejącego układu. Imponderabilia polegają na tym, że Gaetz i Boebert chcieli czegoś wręcz przeciwnego: Rozbijmy układ, to sprawy będziemy załatwiać bez niepotrzebnego balastu.

Jaka może być przyczyna tej dziwnej linii Trumpa? Sądzę, że wspomniana „niekonsekwencja moralna”, czy też luki w formacji, sprawiają, że jego wizja Ameryki jest wprawdzie chwalebna (dosłownie, gdy mówi o our glorious nation), ale zbyt ogólna, a momentami wręcz sprzeczna. Z jednej strony amerykańscy politycy mają na tyle roztropności, by nie odcinać się od Trumpa i nie tracić atutów spoczywających w jego rękach, ale z drugiej strach się bać co jeszcze może on przydać do listy swoich odskoków od moralnej konsekwencji… 

Filip Obara

Donald Trump po stronie lewaków! Zdrada czy chwilowy odlot?

Anulowanie Różańca? Głupota lewaków wodą na nasze młyny

Czy Trump uratuje Amerykę i czy w ogóle powinno nas to obchodzić?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij