Pozujący na mędrca i znawcę każdej możliwej dziedziny redaktor Tomasz Lis znów popełnił gafę. Pod koniec sierpnia chciał zaatakować jeden z prorządowych portali, a upublicznił własną reklamę spersonalizowaną, czyli dostosowaną do jego zainteresowań i aktywności w sieci (dotyczyła randek z Ukrainkami – ZOBACZ WIĘCEJ). W nocy z piątku na sobotę prowadził dyskusje z fałszywymi kontami na Twitterze.
Tomasz Lis po raz kolejny stał się obiektem drwin internautów. Ci, jak zwykle w takich sytuacjach, pozostają surowi i nie mają litości w żartach z czołowego lewicowo-liberalnego dziennikarza.
Wesprzyj nas już teraz!
„O witamy zawieszonego Pana, witamy. Wciąż niecierpliwie czekamy na pozew. Przy okazji gratulacje- Pana nazwisko już przeszło do historii” – napisał na Twitterze do Bartłomieja Misiewicza Tomasz Lis. Między użytkownikami portalu wywiązała się dyskusja. Jak na złość, naczelny „Newsweeka” nie rozmawiał jednak z działaczem PiS, tylko z kimś poszywającym się pod niego. Nie zweryfikował konta swojego rozmówcy.
Niedługo później nadeszła kolejna pomyłka. Tomasz Lis napisał do „fejkowego” wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Po serii wpadek na Twitterze pojawiły się dziesiątki żartów z liberalnego dziennikarza. Jeden z internautów zasugerował, by założyć fikcyjne konto Baracka Obamy, a Lis „na pewno odpisze”.
Tym razem redaktor naczelny „Newsweeka” sam ponosi konsekwencje swoich wpadek, będąc obśmiewanym na Twitterze. Jednak w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi, on sam przy pomocy tego narzędzia mógł zaszkodzić Andrzejowi Dudzie. W swoim programie „Tomasz Lis na żywo” razem z Tomaszek Karolakiem debatował nad fikcyjnym wpisem Kingi Dudy. Wtedy na podszywającym się pod córkę prezydenta koncie można było przeczytać m.in. o oddaniu przez Polskę Oskara za film „Ida”. Do felernej rozmowy doszło na kilka dni przed wyborami.
Źródło: Twitter
MWł