Dwóch więźniów zakładu karnego we Włocławku – zabójca i złodziej – w trakcie wykonywania pracy w ramach rządowego programu „Praca dla więźniów” wydostało się na wolność. Od prawie dwóch miesięcy poszukuje ich policja.
Z ustaleń opublikowanych na łamach dziennika „Rzeczpospolita” wynika, że więźniowie pracowali na terenie Cmentarza Komunalnego we Włocławku oraz w Przedsiębiorstwie Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego Dawtona w Lipnie. Nie pilnował ich żaden konwojent.
Wesprzyj nas już teraz!
Tomasz Seroczyński, rzecznik Zakładu Karnego we Włocławku powiedział, że obaj więźniowie „spełniali wymogi” dzięki którym nie istniała potrzeba wysyłać razem z nimi konwojentów. Skutkiem takich działań jest ich ucieczka.
Mimo trwających od prawie dwóch miesięcy poszukiwań zbiegów służba więzienna zdaje się bagatelizować całą sytuację – Jeśli skazany pracuje poza terenem zakładu karnego jakiejś firmy i ucieknie, to nie jest ucieczka, tylko oddalenie. Taka kwalifikacja nie zawala statystyk i nie drażni ministra – powiedział gazecie jeden z funkcjonariuszy więzienia. „Rzeczpospolitej” nie udało się uzyskać wyjaśnień, „jak to możliwe, że do pracy bez nadzoru został skierowany m.in. więzień skazany za zabójstwo”.
Taka sytuacja jest niezwykle niebezpieczna, ponieważ codziennie tylko w okręgu bydgoskim do pracy bez konwojenta wyjeżdża ponad 700 więźniów, co jedynie w niewielkim stopniu zadowala prywatnych przedsiębiorców, którzy masowo składają wnioski o zatrudnienie skazanych. Jak informuje dziennik tego typu pismo jest „opiniowane przez kilka osób, także przez ochroniarza”, a „ostateczną decyzję podejmuje dyrektor więzienia”.
Tę praktykę krytycznie oceniają funkcjonariusze zakładów karnych. – Jeżeli skazany odbywa karę za zabójstwo i wcześniej nie był na żadnej przepustce, to dyrektor powinien go zatrudnić w systemie zmniejszonego konwojowania. Wtedy ze skazanymi jest przynajmniej jeden funkcjonariusz, wyposażony w środki przymusu bezpośredniego. Pracownicy kontrahenta nie sprawują nadzoru typowo ochronnego, tylko nadzór nad pracą, BHP – powiedział gazecie jeden z nich.
Według „Rzeczpospolitej” w czerwcu bieżącego roku pracowało na terenie całej Polski ponad 30 tys. skazanych. Zdecydowana większość z nich, jeśli dostaje za swą pracę jakiekolwiek pieniądze, to nie jest ich więcej niż 300 zł miesięcznie. – Nie dość, że to psuje rynek pracy, to w dłuższej perspektywie negatywnie wpłynie na osoby opuszczające zakłady karne. Będzie im trudniej znaleźć pracę na wolności, bo pracodawcom będzie się opłacało zatrudniać więźniów – alarmuje jeden z funkcjonariuszy.
Mimo wielu mankamentów pracownicy więzień uważają, że program „Praca dla więźniów” ma sens i jest potrzebny. Niestety w obecnej formie generuje on znacznie więcej problemów niż korzyści.
źródło: „Rzeczpospolita”
TK