„Ukraińscy przewoźnicy zaczęli przejmować przewozy kabotażowe i cross trade po Europie, które do tej pory wykonywali polscy przewoźnicy. Robią to najczęściej za pośrednictwem giełd transportowych. Ten rodzaj transportu odpowiadał za ok. 38 proc. wszystkich międzynarodowych przewozów drogowych wykonywanych przez polskie firmy”, alarmuje w poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna”.
„DGP” oddaje głos właścicielom polskich firm transportowych i samym kierowcom.
– W naszym przypadku skala zleceń spadła o 25 proc. rok do roku. Na ile to efekt spadku koniunktury, a na ile konkurencji z Ukrainy, nie wiem. Działam na Zachodzie, a cross trade czy kabotaż najbardziej opłaca się ukraińskim przewoźnikom, gdy jest realizowany zaraz po przekroczeniu granicy z Polską – mówi gazecie Marek Latkowski z company owner Legarto Logistics.
Wesprzyj nas już teraz!
– Ukraińscy przewoźnicy oferują nawet o 30–40 proc. niższe stawki za fracht. Z tego powodu producent ciastek, z którym współpracowałem od sześciu lat, wypowiedział mi umowę – mówi „DGP” pragnący zachować anonimowość jeden z przewoźników, który ma pięć samochodów. Dziś realizuje o połowę mniej zleceń niż przed rokiem. – A na tych, co mi zostały, musiałem zejść z ceny – uzupełnia.
– Mam 50 samochodów. Połowa stoi na placu. Moje obroty spadły o 50 proc. Nie opłaca mi się realizować kursów po stawkach, jakie proponują kontrahenci. Przegrywam walkę z ukraińskimi przewoźnikami. Ci mogą zaproponować niższą cenę, bo na ZUS dla kierowcy wydają 100 dol., a na pensje 700 dol. Kilka razy mniej, niż wynoszą moje wydatki, które są na poziomie 3 tys. euro na kierowcę – mówi Waldemar Jaszczur, przewoźnik, który jest w Komitecie Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu.
„Przewoźnicy dodają, że niższe stawki na Ukrainie to brak obowiązywania w tym kraju pakietu mobilności i innych unijnych regulacji. Nakładają one takie obowiązki jak: powrót kierowców do bazy co cztery lub trzy tygodnie, powrót pojazdu w okresie co najmniej ośmiu tygodni do państwa siedziby firmy, wypłata wynagrodzenia w wysokości równej wynagrodzeniu kierowcy obowiązującemu w państwie przyjmującym, wypłata wynagrodzenia za dyżury, nadgodziny i pracę w porze nocnej, posiadanie odpowiedniej zdolności finansowej, bazy eksploatacyjnej i certyfikowanego personelu zarządzającego operacjami transportowymi, wymagania wobec kierowców obejmujące kwalifikację wstępną i szkolenia okresowe oraz wiele innych”, podsumowuje „DGP”.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”, GazetaPrawna.pl
TG
Adoracja Lewiatana. Czy Polska ukorzy się przed bezbożnym Superpaństwem UE?