W Stanach Zjednoczonych regularnie wzrasta liczba aktów wandalizmów wymierzonych w katolickie miejsca kultu. Sytuacja jest na tyle poważna, że episkopat włączył ten temat do obchodów dorocznego tygodnia wolności religijnej.
Według kościelnych danych, od maja ubiegłego roku doszło do 75 aktów agresji. W co drugim przypadku było to zniszczenie figury świętego, a w co szóstym podpalenie. Najnowsze dane federalne dotyczą roku 2019 i mówią o 66 zgłoszonych przypadkach agresji. Choć ataków na katolickie miejsca kultu przybywa, to i tak jest ich zdecydowanie mniej niż tych, których doświadcza wspólnota żydowska w Stanach Zjednoczonych. FBI odnotowały 684 przypadki takich przestępstw.
Choć Kościół jest zaniepokojony wzrostem antykatolickiej agresji, to jednak przyznaje, że niekoniecznie muszą to być przestępstwa z nienawiści. Mogły to być wybryki nastolatków, a może stał za tym ktoś niezrównoważony psychicznie czy pijany – mówi w wywiadzie dla NCR ks. Michael Nolan, proboszcz z parafii w Waltham, gdzie chuligani pozbawili głowy figury Najświętszego Serca Jezusowego i św. Karola Boromeusza.
Z kolei ks. David Cassato z parafii św. Atanazego w Nowym Jorku, gdzie nieznani sprawcy obalili krzyż, zauważa, że ataki na kościoły to przejaw przemian zachodzących w społeczeństwie. Chodzi zarówno o ogólny wzrost przestępczości, jak i sposób, w jaki ludzie się do siebie odnoszą.
KAI
MWł