Nowa danina od aut spalinowych finansowo zaboli kierowców, ale nie przekona do przesiadki na elektryki. Że uzyskane tą drogą środki trafią na cele klimatyczne, nie ma żadnej gwarancji” – dodaje Newsweek, podważając sensowność czyhającego tuz za rogiem nowego podatku.
Jak przypomina tygodnik, w treści tzw. kamieni milowych KPO, które uzgodnił z Unią Europejską rząd Mateusza Morawieckiego, zaszyte są cele zmniejszenia emisyjności sektora transportowego. Jednym z narzędzi egzekwowania tego celu, podobnie jak w wielu krajach UE, ma być podatek od samochodów spalinowych. Od 2026 r. w Polsce będzie pobierana opłata za wyziewy z rur wydechowych, ustalana zgodnie z zasadą: im więcej emitujesz CO2, tym więcej płacisz.
Jak przekonują specjaliści z branży motoryzacyjnej, właściciel 15-letniego samochodu może liczyć się z kosztami rzędu kilkuset, a nawet tysiąca złotych rocznie. Jako, że z podatku zwolnieni są właściciele samochodów elektrycznych, sposobem na obejście daniny może być przesiadka na elektryki.
Wesprzyj nas już teraz!
Problem w tym, jak podaje Newsweek, że w polskich warunkach zastąpienie samochodu spalinowego autem z napędem bateryjnym nie ma żadnego ekologicznego sensu. Przede wszystkim, na wyjeździe z salonu nowy samochód elektryczny posiada średnio większy ślad węglowy od spalinowego odpowiednika.
„Wyjeżdżające z fabryki Volvo XC40 zostawia za sobą aż 24 tony CO2 powstałego w wyniku produkcji. W przypadku identycznej wielkości elektryka to aż 40 ton” – zauważa medium. Aby te dane się zrównoważyły, oba samochody muszą wyjeździć przynajmniej 50 tys. km. Ale tylko pod warunkiem, że elektryk zasilany jest prądem pochodzących wyłącznie ze źródeł odnawialnych. W innym przypadku, średnio ten dystans wydłuża się do 120 tys. km.
Natomiast w kraju „gdzie cała energia pochodzi z węgla, jazda elektrykiem nie ma klimatycznego uzasadnienia, bo różnicy wynikającej z pierwotnego śladu węglowego elektryk nie odrobi nigdy”.
„Żeby nowy podatek od spalin miał jakikolwiek, poza czystym fiskalizmem, sens, środki powinny w całości zostać przeznaczone nie na wspieranie zakupu elektryków, tylko rozwój transportu publicznego i źródeł odnawialnych. Na to jednak nie ma żadnej gwarancji” – konkluduje Newsweek.
Źródło: „Newsweek”
PR