Nicolas Maduro „ostrzegł” wenezuelską opozycję. Jeśli politycy sceptyczni wobec lewackiego kursu prezydenta spróbują „sabotować” zaplanowane na 30 lipca wybory do Konstytuanty, to grożą im surowe konsekwencje, w tym kary więzienia.
Wenezuela jest na krawędzi upadku. Kraj rządzony przez socjalistów wpadł w typowe dla socjalistycznej gospodarki perturbacje. Od miesięcy brakuje podstawowych produktów, co odbija się także na sytuacji społecznej. W kraju panoszy się prostytucja. Zdarzają się także przypadki śmierci z głodu. Na ulicach ludzie walczą o lepszy los, jednak reżim Nicolasa Maduro wciąż broni się przed coraz silniejszą opozycją.
Wesprzyj nas już teraz!
Na 30 lipca zaplanowano wybory do Konstytuanty. Opozycja może mieć jednak utrudnione zadanie, gdyż Maduro już wysłał pod jej adresem groźby.
Prezydent oświadczył, że przysięgał „na Boga” zrobić wszystko, by nikt nie przeszkodził procesowi wyborczemu. Za ewentualne awantury w lokalu wyborczym opozycjoniści mogą trafić do więzienia nawet na 10 lat.
Lewicowy lider i następca Hugona Chaveza uważa, że jedynym ratunkiem dla Wenezueli jest zmiana konstytucji. Stąd pomysł zwołania Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego z nowymi jej „redaktorami”. Opozycja, która dominuje w parlamencie, odmówiła udziału w szopce Maduro.
Miast tego Koalicja na rzecz Jedności Demokratycznej wzywa do kontynuowania ulicznych demonstracji. Trwają one w kraju od 2 miesięcy, jednak wciąż prezydentem jest twardogłowy socjalista, prowadzący swój kraj w gospodarczą przepaść. W trakcie ulicznych pikiet życie straciło już 66 osób. Tysiące osób odniosło rany.
Źródło: rmf24.pl
MWł