W podparyskim, „królewskim” mieście Saint-Denis, doszło do krwawego starcia kilkudziesięciu młodzieńców. Bitwa rozgorzała wokół przystanku linii tramwajowej T8 i była zażarta. W użyciu były metalowe pręty i bejsbole nabijane gwoździami. Media piszą o scenach przypominających walki „partyzantki miejskiej”.
Do bójki doszło w poniedziałek wieczorem 8 sierpnia, około godziny 21:00. Nagrania ze starcia krążyły w internecie i były szeroko komentowane. Dopiero wtedy o „bitwie” napisały media oficjalne i to dość oględnie, stwierdzając, że „niektóre źródła wspominają o bitwie gangów, najwyraźniej między Egipcjanami a Algierczykami”.
Bataille entre Égyptiens et Algériens à Saint-Denis. Tout va bien. pic.twitter.com/92uYOSL9rM
Wesprzyj nas już teraz!
— Cécile Scheffen (@ScheffenC) August 9, 2022
Przybyła na miejsce policja mogła już tylko pacyfikować „niedobitki” tego starcia. Wspomina się, że jeden z napastników, który wcześniej uderzył w plecy przeciwnika nabitą gwoździami dechą, zaatakował także funkcjonariuszy. Podobno trwa śledztwo w celu odnalezienia sprawców, ale poza tym desko-wojownikiem nikogo jeszcze nie zatrzymano.
To kolejny przykład na to, jak otwarte szeroko drzwi dla migrantów importują dodatkowe problemy. Praktycznie każdy konflikt świata znajduje swoje odbicie na ulicach francuskich miast. Tak było w czasie wojny na Bałkanach, tak jest zawsze w czasie napięć w Izraelu (dodatkowa ochrona synagog), starć Turków z Kurdami, „karnych ekspedycji” Czeczenów na chuliganów z krajów Maghrebu, a ostatnio nawet w czasie wojny na Ukrainie (płonąca cerkiew, wymalowane hasła na innych świątyniach).
Nakładają się na to problemy miejscowe, etniczne gangi, handel narkotykami. Do tego typu incydentów należy też zaliczyć „bitwę” w Saint Denis. We Francji trwa rzekomo walka z „komunotaryzmem”, czyli zjawiskiem etniczno-religijnej gettoizacji niektórych obszarów miejskich. Po zamordowaniu nauczyciela Paty’ego, przez młodego Czeczena za „obrazę Mahometa”, przyjęto odpowiednią ustawę, ale życie toczy się dalej. Integracja słabnie, a przybysze przynoszą ze sobą własne „tradycje”, zwyczaje i animozje.
O trudnościach z egzekwowaniem nowego prawa, które miało zwalczać islamizację Francji świadczy choćby historia wydalania z kraju imama Iquioussena. Sprawa jednostkowa, w której rząd pewnie postawi na swoim, ale która ilustruje tym dobitniej inercję działań w tym temacie. MSW Gérald Darmanin robi „pokazówkę”, ale przede wszystkim w sprawie ekspulsji imama pokazał całą bezradność Francji.
W piątek 5 sierpnia, sąd administracyjny zawiesił decyzję o wydaleniu islamskiego imama Hassana Iquioussena z powodu „nieproporcjonalnego narażenia jego życia rodzinnego”. 9 sierpnia ministerstwo spraw wewnętrznych złożyło zażalenie od tej decyzji do Rady Stanu. Rada Stanu miała 48 godzin na rozpatrzenie sprawy i jak najszybsze wyznaczenie terminu rozprawy. Odbędzie się ona 26 sierpnia.
Imam Hassan Iquioussen jest oskarżany o „łamanie zasad laickości państwa”. Dla ministra Darmanina to sprawa prestiżowa, bo jego resort jest tego lata mocno krytykowany za wyczyny migrantów i postępującą gettoizację (zamieszki podczas finału LM w Saint-Denis, wzrost przestępczości i seria ataków nożowników, napad na policjantów Lyonie, ataki i oblężenia komisariatów na przedmieściach). Na tle ekspulsji imama widać też wyraźnie jak mocno zakorzeniło się we Francji zjawisko islamo-lewicy (islamogoszyzm). Imam ma wielu obrońców wśród polityków takich formacji. Nawet jeśli MSW wygra tą batalię prawną, to takie strefy jak Saint-Denis, gdzie wieloletnie rządy komunistów i innej lewicy doprowadziły do zamiany dawnego robotniczego miasta w imigracyjny tygiel, przecież nie znikną…
Bogdan Dobosz