Jeremy Boland, asystent dyrektora szkoły podstawowej w amerykańskim Greenwich przyznał podczas rozmowy, że świadomie nie uwzględnia w procesie rekrutacji zgłoszeń katolików i osób o poglądach konserwatywnych. W ten sposób przedstawiciel władz placówki chce zapewnić „subtelną” indoktrynację dzieci. Jak wyjaśniał, jego celem było powołanie kadry postępowych nauczycieli, którzy nie odwołując się bezpośrednio do polityki, przyzwyczają wychowanków do liberalnego sposobu myślenia.
– Więc co robisz, kiedy dowiesz się, że ktoś jest katolikiem? – pytała podczas spotkania z asystentem dyrektora Cos Cob Elementary School działająca pod przykryciem dziennikarka organizacji „Project Veritas”. – Nie zatrudnia się go – przyznał otwarcie członek zarządu placówki. – Jeśli zostałeś wychowany „hardkorowo” po katolicku, to tak jakbyś miał wyprany mózg. Nigdy nie zmienisz myślenia takiej osoby – kontynuował.
Wierzący katolicy to nie jedyna grupa, która odkąd Jeremy Boland objął swoją posadę, nie może dostać pracy w położnej na terenie stanu szkole. W takiej samej sytuacji znajdują się osoby o konserwatywnym światopoglądzie.
Wesprzyj nas już teraz!
Odpowiedzialny za rekrutację nowych kandydatów asystent, nie mogąc wprost pytać o światopogląd w czasie rozmowy o pracę, posługuje się „historyjkami”, aby odgadnąć poglądy osoby ubiegającej się o pracę. Przykład, który sam podał, polegał na przedstawieniu kandydatowi hipotetycznej sytuacji, w której rodzic wyraził sprzeciw wobec części zagadnień, jakie mają zostać przekazane jego dziecku. Jeśli zapytany o swoją reakcję aplikant zapowiedziałby, że dostosowałby się do woli opiekuna i na jego życzenie zrezygnował z prezentowania kontrowersyjnych treści, nie zostałby zatrudniony.
Według Bolanda szkoła nie powinna realizować woli rodziców w zakresie wychowania uczniów, ale przepychać liberalną ideologię i sposób myślenia za pomocą sprytnych wytrychów, unikając przy tym otwartych deklaracji politycznych. – Nie mogę sprzeciwić się rodzicom (…). Rodzice czują, że są odpowiedzialni za kształtowanie szkół, które potem kształtują dzieci. Więc, jeśli nie mogę się im sprzeciwić, to czy mam taki wpływ na młodzież, jaki bym chciał? Staram się swoim sposobem – ujawnił asystent dyrektora. – Moim zdaniem jest zatrudnianie odpowiednich nauczycieli – kontynuował.
– Uczy się ich [dzieci] jak myśleć. I tylko tyle, nie ważne o czym myślą. Jeśli myślą o tym w logiczny, postępowy sposób, to stanie się ich nawykiem– dodawał. To subtelne, oni nigdy nie przyznają, że to liberalny, czy progresywny sposób myślenia o czymś. Oni mają uczynić go normą – kwitował Boland.
Jak przypomniał w reportażu, poświęconym bezprawnym działaniom pracownika szkoły przewodniczący grupy „Project Veritas” James O’ Keefe, nie tylko prawo stanowione, ale sam regulamin „Cos Cob Elementary School” wyraźnie zabrania wykluczania z rekrutacji kandydatów w oparciu o ich wyznanie, rasę, światopogląd i inne czynniki.
W odpowiedzi na upublicznienie rozmów z Bolandem szkoła zapowiedziała już dogłębne zbadanie sprawy, a do czasu rozstrzygnięcia asystent dyrektora udał się na administracyjne zwolnienie.
Źródła: projectveritas.com, connecticut.news12.com
FA