5 września 2014

Wszystko może stać się bronią, czyli co się dzieje na Ukrainie

( Igor Golovniov/ZUMA Wire)

To, co dzieje się na Ukrainie od kilku miesięcy określane jest, jako „wojna hybrydowa”, co oznacza po prostu wzbogacenie znanej od wieków doktryny wojny partyzanckiej o dostęp do najnowszych technologii, czasami przewyższających to, czym dysponują zwalczane siły rządowe.

 

Klasyczne doktryny Clausewitza można w przypadku takiej wojny odłożyć na półkę, mapy sztabowe tracą na znaczeniu, bo zazwyczaj brak jasno zakreślonych linii frontu, a co najważniejsze w przypadku Ukrainy, nigdy nie wiadomo do końca, kim jest przeciwnik. Działania wojenne mogą być prowadzone przez komandosów przebranych za miejscowych lumpów, żołnierzy misji pokojowych czy nawet ekipy konwojów humanitarnych. Wszystko co niekonwencjonalne może stać się bronią, ale efekt jej zastosowania jest ten sam, jak w klasycznej wojnie, tzn. zajęcie określonego terytorium i sparaliżowanie wroga.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nowe oblicze wojny

Świat przyzwyczajony do archaizmu rosyjskiej doktryny wojennej, mógł być zdumiony rozwojem wypadków w przeciągu minionego półrocza, ale uważni obserwatorzy zauważyli postępujące od zakończenia wojny gruzińskiej zmiany. W 2010 przyjęta została nowa doktryna wojskowa Federacji Rosyjskiej i choć media alarmowały, że Moskwa umieści w niej możliwość prewencyjnego ataku jądrowego, okazało się, że do niczego takiego nie doszło. Warunki użycia broni jądrowej nie tylko nie zostały rozszerzone, ale znacznie je ograniczono w stosunku do poprzedniej doktryny z 2000 r. Naprawdę istotną zmianą było natomiast wyraźne wskazanie NATO, jako głównego przeciwnika Rosji. Jeśli więc strona rosyjska zrezygnowała z zapisu dopuszczającego prewencyjne użycie broni nuklearnej, licząc na poprawę swojego wizerunku na Zachodzie, to powyższe wysiłki zostały zniweczone tym zapisem. Przy okazji stało się jasne, że siły zbrojne Federacji muszą wypracować nowe niekonwencjonalne środki prowadzenia ewentualnej wojny z Zachodem.

 

Przypuszczenia te potwierdził w lutym 2013, nowo mianowany szef sztabu generalnego FR, Walery Gierasimov, który w artykule w periodyku związanym z ministerstwem obrony „VPK” napisał, że „granice między wojną i pokojem stają się coraz bardziej zamazane”. „Metody konfliktu”,- pisał dalej Gierasimov, „zmieniły się i obejmują obecnie szerokie zastosowanie środków pozamilitarnych, politycznych, gospodarczych, informacyjnych a nawet z zakresu działań humanitarnych.” Zwłaszcza to ostatnie sformułowanie mogłoby zaskakiwać, gdyby nie doświadczenia z sierpniowym „białym konwojem”, który przełamał wbrew woli Kijowa granicę, tworząc precedens i wykazując brak kontroli rządu nad swym terytorium. Jeszcze bardziej „profetycznie” brzmią dalsze wywody rosyjskiego szefa sztabu: „Wszystkie te działania mogą być uzupełnione przez sterowane wybuchy gniewu lokalnej ludności, działalność V kolumny oraz „zamaskowanych” sił zbrojnych. ” Zielone ludki zatem nie są efektem spontanicznych wystąpień, ale przemyślanych wcześniej i opisanych metod, pod którymi widnieją podpisy rosyjskich sztabowców.

 

Dla wielu czytelników, podobnie zresztą jak i dla generałów, obraz przyszłej wojny zlewa się z obrazem tej minionej, znanej z opisów i filmów. Rzeczywistość zazwyczaj zaskakuje a skutkiem odbioru zafałszowanego obrazu jest uleganie propagandzie, co doskonale widać w komentarzach pod artykułami dotyczącymi tego konfliktu. Dla wielu odbiorców, nieznających prac Gierasimova i innych sztabowców, na Ukrainie mamy do czynienia z ludowym powstaniem, separatyzmem czy prawem narodów do samostanowienia. Ocenę taką umacniają zmasowane ataki rosyjskiej cyberpropagandy, co potwierdzają właściciele serwisów informacyjnych. Tuż po opublikowaniu materiału, większość wpisów jest wyważona i pochodzi głównie z Polski, w pewnym momencie następuje gwałtowny skok a liczba komentarzy dramatycznie wzrasta, stają się one bardzo prorosyjskie, anty-ukraińskie, anty-polskie a często wulgarne. Co najciekawsze, tylko niewielka liczba IP zlokalizowana jest w Rosji, reszta w najbardziej egzotycznych państwach świata, co wskazuje na metodyczny atak z wykorzystaniem serwerów proxy, czyli jeden z elementów wojny hybrydowej wymieniony przez Gierasimova. Sojusznikami agresorów stają się również lokalni agenci wpływu i lobbyści, najczęściej posługujący się retoryką narodową i mocno patriotyczną. 

 

Przebieg wojny

Aż do ostatniej dekady sierpnia mogliśmy obserwować na Ukrainie wszystkie aspekty wojny hybrydowej, niemal dokładnie pokrywające się ze słowami Gierasimova sprzed roku. W wojnie tej powoli, acz systematycznie, szala zwycięstwa zaczynała się przechylać na korzyść armii ukraińskiej. 5 lipca odbite zostały Słowiańsk i Kramatorsk a przed wzięciem z marszu Doniecka, Rosjan uratowało jedynie wysadzenie w porę trzech mostów na drodze do miasta. Po zestrzeleniu, 17 lipca malezyjskiego Boeinga, siły antyterrorystyczne (ATO) zintensyfikowały działania, próbując okrążyć Ługańsk i odbijając 100-tysięczny Siewierodonieck. Łącznie podczas lipcowej ofensywy Rosjanie utracili 75 proc. kontrolowanych wcześniej terenów, a pierścień wokół Doniecka coraz ciaśniej się zaciskał, grożąc rebeliantom przecięciem komunikacji z drugim zbuntowanym obwodem, ługańskim. Widmo klęski po raz pierwszy zajrzało w oczy „separatystom” w dniu 8 sierpnia, gdy po uwolnieniu się z kotła dołżańskiego żołnierze 72 Dywizji Zmechanizowanej weszli do Krasnego Łucza, strategicznego miasta dającego możliwość kontroli dwóch przecinających się tras komunikacyjnych, dróg N21 i M03. Dzięki posiłkom z Rosji, ta kluczowa pozycja została przez rebeliantów odzyskana w połowie sierpnia a samozwańczy premier „Donieckiej Republiki Ludowej” chwalił się później, że z Rosji przybyło na odsiecz prawie 1,5 tysiąca żołnierzy, 120 transporterów i 30 czołgów. 

 

23 sierpnia otwarty został nowy front mariupolski i od tej chwili można mówić o otwartej już agresji Rosji na Ukrainie. Rosyjskie śmigłowce Mi-24 ostrzelały posterunek graniczny Krasna Tałowka a rosyjski konwój ciężarówek wojskowych KAMAZ, pojazdy bojowe BTR i czołgi przekroczyły granicę w pobliżu Uljaniwska. W ciągu paru dni pod kontrolą rosyjską znalazł się cały odcinek granicy od Ługańska aż po morze Azowskie. Według bardzo ostrożnych szacunków, na terytorium Ukrainy znajduje się kilka tysięcy żołnierzy FR, kilkaset czołgów i pojazdów opancerzonych oraz trudna do zweryfikowania liczba wyrzutni rakietowych, GRAD, BM-30 Smercz oraz systemów rakietowych „Huragan”.

Dodatkowe 20 tysięcy żołnierzy zgrupowanych zostało przy granicy, gotowych do wkroczenia w każdej chwili, czyli w przypadku gdyby prezydent Poroszenko nie zdecydował się na akt kapitulacji, jaki przedstawił mu w rozmowie telefonicznej Putin.

 

Inne fronty

Wydarzenia ostatnich kilku dni nazwały po imieniu jedynie 4, najbardziej zagrożone rosyjskim ekspansjonizmem, państwa. Polska, Litwa, Łotwa i Estonia, uznały, że mamy do czynienia z agresją w rozumieniu prawa międzynarodowego, reszta świata milczy lub uprawia tradycyjną ekwilibrystykę słowną. Wynika to z tego, o czym pisałem na wstępie. Nowa doktryna wojenna Rosji sprawia, że wojna ta nie rozgrywa się tylko na polu bitwy. Równie ważnymi frontami są media, gospodarka oraz cyberprzestrzeń. Rosja nie tylko maskuje swe wojska, fałszuje akty zgonu żołnierzy i kategorycznie zaprzecza oskarżeniom o agresję, Rosja w odpowiedzi na oskarżenia natychmiast przechodzi do ataku, oskarżając Zachód. To oczywiście nic nowego, przecież już Joseph Goebbels przekonywał, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, a rosyjscy spece od propagandy doskonale przygotowali sobie pole do działania. Już w początku tego stulecia, eksperci zwracali uwagę na olbrzymią aktywność rosyjskich służb w internecie. Rosja rozwija tzw. „fabryki trolli” zalewające później sieć odpowiednio ukierunkowanymi komentarzami, aktywowani są agenci wpływu, którzy niekoniecznie muszą przyznawać się do prorosyjskich sympatii. Dużo bardziej przydatni są krzewiąc nastroje antyzachodnie, antyamerykańskie, często dla niepoznaki ubrane w szatki „konspiracjonizmu” czy pseudo-patriotyzmu. To odpowiednia gleba, na którą padają dziś kłamstwa Putina i Ławrowa, to gleba, na której rozwija się kolejna grupa sklasyfikowana niegdyś w nomenklaturze KGB, jako „użyteczni idioci”. To ci ludzie zwiedzeni propagandą, nieświadomi roli, jaką odgrywają i przekonani, że widzą więcej niż przeciętny obywatel „ogłupiony przez mainstream”, walczą ramię w ramię z armią rosyjską. Dokładnie tak samo jak walczyli francuscy pacyfiści w 1939, czy też aktywiści ruchów pokojowych z przełomu lat 70 i 80 XX wieku.

 

O znaczeniu frontu energetycznego nikogo nie trzeba chyba przekonywać. Bezprecedensowe uzależnienie zachodnich gospodarek od rosyjskich paliw, powiązania handlowe i finansowe między spółkami działającymi w tej branży są głównym hamulcem poważniejszej rewizji zachodnio-europejskiej polityki względem Moskwy. Warto jednak zwrócić uwagę na wciąż lekceważony aspekt cyber-przestępczości, w której rosyjscy hakerzy powiązani z GRU, są jedną z najważniejszych armii nowoczesnej wojny. Już od 2010 roku, ukraińskie systemy komputerowe stały się celem wyjątkowo zjadliwego oprogramowania szpiegowskiego „Snake”. Zainfekowane tym programem zostały dziesiątki dyplomatycznych i rządowych systemów, dając Moskwie dostęp do tajemnic Kijowa. W tym roku z kolei, celem ataku stały się przemysłowe systemy nadzoru i sterowania w europejskiej infrastrukturze energetycznej. „Energetic Bear” jest w stanie w ocenie analityków poważnie uszkodzić sieć energetyczną Europy a metoda działania oraz jakość kodu porównywalnego z Stuxnetem wskazuje na pełen profesjonalizm oraz zamiary twórców.

 

To krótkie omówienie najważniejszych frontów wojny nie wyczerpuje wszystkich przejawów rosyjskiej aktywności w ostatnich kilkunastu miesiącach. Moim celem nie było jednak stworzenie całościowego raportu, ale wykazanie, że wojna, którą straszono od wielu lat, nie jest już sferą spekulacji, ale faktem. Do tej wojny, całkowicie różnej od poprzednich, jesteśmy, jako państwo i jako społeczeństwo kompletnie nieprzygotowani. Przygnębiającego wrażenia nie zmieniają liczne w ostatnich tygodniach wypowiedzi polskich generałów, którzy choć jasno przedstawiają zagrożenie, w swych propozycjach skupiają się głównie na zwiększeniu środków finansowych dla armii i zwiększeniu zaangażowania NATO w obronność Polski. Brak jest głosów o konieczności zmiany naszej doktryny militarnej, o uwzględnieniu w niej sił odstraszania w postaci obrony terytorialnej, czy jak to nazwał gen.Polko, Armii Krajowej. Trudno przypuszczać by te trudne tematy (bo nie da się uniknąć konieczności zwiększenia obciążeń finansowych) podjęła obecna koalicja na rok przed wyborami. Z drugiej strony jednak, jeśli nie dojdzie w tym temacie do jakiegoś consensusu głównych sił politycznych, możemy stracić bezcenne miesiące, pocieszając się, że dodatkowych 1000 żołnierzy amerykańskich i jakiś sztab ulokowany w naszym kraju może nam zapewnić bezpieczeństwo. Kto jak kto, ale my Polacy powinniśmy doskonale wiedzieć, że za złudzenia i bezkrytyczną wiarę w sojusze, płaci się straszliwą cenę.

Piotr Górka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij