28 czerwca 2024

Wzrost płacy minimalnej może oznaczać spadki zatrudnienia, drożyznę i ograniczenia produkcji. Prezes Instytutu Misesa ostrzega

(fot. Pixabay)

Nie ma dobrego uzasadnienia do tego, żeby państwo ustalało, jaka jest najniższa cena, po jakiej można wynajmować pracę. Tam, gdzie płaca minimalna nie jest podnoszona bądź też jej nie ma, tam rynki pracy funkcjonują normalnie, a rozkład płac jak najbardziej istnieje jedni zarabiają lepiej, inni gorzej. Nie jest jednak tak, że w rozwiniętych krajach, gdzie płacy minimalnej nie ma, ludzie żyją za stawki, za które nie da się utrzymać czy przeżyć mówi w rozmowie z PCh24.pl, dr Mateusz Benedyk, prezes Instytutu Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa.

 

Płaca minimalna – jest Pan za, czy przeciw?

Wesprzyj nas już teraz!

Zdecydowanie przeciw.

Dlaczego?

Ponieważ nie ma dobrego uzasadnienia do tego, żeby państwo ustalało, jaka jest najniższa cena, po jakiej można wynajmować pracę. Tam, gdzie płaca minimalna nie jest podnoszona, bądź też jej nie ma, tam rynki pracy funkcjonują normalnie, a rozkład płac jak najbardziej istnieje jedni zarabiają lepiej, inni gorzej. Nie jest jednak tak, że w rozwiniętych krajach, gdzie płacy minimalnej nie ma, ludzie żyją za stawki, za które nie da się utrzymać czy przeżyć.

Czy instytucja międzynarodowa, taka jak Unia Europejska, ma jakieś uzasadnione powody, żeby ingerować w wysokość płacy minimalnej krajów członkowskich?

Nie ma i moim zdaniem jest jeszcze mniej do tego predystynowana niż państwo. Istnieje bardzo duża różnorodność rynków pracy na obszarze tak różnym jak Unia Europejska. Im bardziej centrala w Brukseli będzie próbowała to zestandaryzować, tym boleśniejsze skutki tego typu prób ustalania płac minimalnych będą odczuwać mniej wykwalifikowani pracownicy.

Dlaczego w związku z tym UE rości sobie pretensje aby płaca minimalna utrzymywana była na poziomie 60 procent średniego wynagrodzenia w danym kraju?

Warto zwrócić uwagę, że w tej sprawie pojawiły się spore kontrowersje wewnątrz rządu w Warszawie. Mówiono o 50 procentach średniej, o 50 proc. mediany oraz o 60 proc. średniej.

Tego typu rzeczy robi się pod hasłem walki z „nadmiernymi nierównościami ekonomicznymi” lub żeby „bronić słabszych na rynku pracy”.

Generalnie jednak są to bardzo kiepskie pomysły. Może uda się podnieść pensję niektórym, ale jednocześnie odetnie to część osób od rynku pracy, a przynajmniej istnieje taka groźba zwłaszcza przy jakimś systematycznym i wysokim podnoszeniu płacy minimalnej. Sprawi ono, że duża część osób będzie zarabiała 0,0 złotych. To z kolei sprawi, że nierówności będą jeszcze większe niż byłyby gdyby zarabiali nieco mniej niż wynosi płaca minimalna.

Jednocześnie też nie jest tak, że w Polsce da się kogoś przyjąć za 5 złotych brutto na godzinę. Produktywność pracowników jest już dużo wyższa. Istnieje konkurencja pomiędzy pracodawcami i nie da się systematycznie opłacać zatrudnionych poniżej ich konkurencyjności. Stawki płac tygodniowe, miesięczne, godzinowe jak najbardziej. Razem z produktywnością one rosną. Nie jest tak, że słabsi pracownicy mają gorszą pozycję negocjacyjną i muszą być wzięci w jakąś szczególną obronę.

Oprócz miesięcznej stawki minimalnej rząd określa również najmniejszą stawkę godzinową. Od 1 lipca będzie ona wynosić 28,10 złotych brutto. Po co państwo ustala również tę stawkę?

Stawka godzinowa dotyczy przede wszystkim umów zleceń, gdzie często są ustalane właśnie stawki godzinowe, a nie jak w przypadku umów o pracę wynagrodzenie zasadnicze.

Umowy zlecenia przez lata były swego rodzaju furtką, żeby obchodzić płacę minimalną. Rządzący doszli jednak do wniosku, że tak być nie może. Wprowadzili godzinową płacę minimalną, aby jeszcze więcej osób zostało objętych samym programem płacy minimalnej.

Takie działania na pewno dobrze prezentują się politycznie, bo władza może ogłosić, że dzięki jej staraniom ludzie zarabiają więcej, a wszystko dzięki podnoszeniu płacy minimalnej. Pozwolę sobie zauważyć, że w ostatnich latach płaca minimalna rosła dużo szybciej niż wynagrodzenia w gospodarce, co również o czymś świadczy. Biorąc to pod uwagę, w Polsce rosła liczba osób zarabiających płacę minimalną. Duży wzrost płacy minimalnej powodował bowiem, że zaczęła ona doganiać inne, wyższe wynagrodzenia.

Od wielu lat słyszymy, że kolejne podwyżki płacy minimalnej zrujnują polskich przedsiębiorców. Póki co, tak się nie stało, bezrobocie utrzymuje się na stałym poziomie. Czy w związku z tym strach przed podnoszeniem płacy minimalnej jest uzasadniony?

Jesteśmy rozwijającą się gospodarką, a tempo naszego rozwoju gospodarczego jest relatywnie szybkie. Kolejne innowacje wdrażane przez przedsiębiorców czy to w organizacji pracy, czy to dodatkowe inwestycje, czy to wytwarzanie nowych produktów i oferowanie nowych usług sprawiają, że godzina pracy pracownika jest coraz bardziej produktywna. Jeśli przedsiębiorca zatrudnia kogoś na etat bądź na godziny, to może oczekiwać, że dzięki temu zarobi więcej niż jakiś czas temu.

W związku z tym pracodawcy mogą płacić więcej, ale nie jest tak, że oni potrzebują jakiś szczególnych bodźców do tego, żeby podnosić płace. Widzimy, że przytłaczająca większość pracowników zarabia więcej niż wynosi płaca minimalna. Widać więc, że mechanizmy ustalania się wynagrodzeń działają niezależnie od woli państwa i da się uzyskać relatywnie wyższą płacę, która rośnie razem z produktywnością pracownika, bez ingerencji z zewnątrz.

Ustalanie płacy minimalnej przez państwo może mieć swoje bolesne granice. W Polsce skutki takiej praktyki obecnie objawiają się geograficzną zmianą dystrybucji pracy. Nowe miejsca pracy powstają już praktycznie tylko w dużych aglomeracjach, gdzie płaca minimalna zupełnie nie jest przeszkodą. W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu czy Gdańsku trudno znaleźć pracownika, który nie miałby produktywności większej niż płaca minimalna. W związku z tym ludzie są zatrudniani. Przez to, że mamy tutaj do czynienia z dużymi centrami konsumpcji, znalezienie pracy wartej więcej niż płaca minimalna, nie jest dla nich problemem.

Miejsca pracy nie są natomiast tworzone w mniejszych miejscowościach, gdzie nie tak łatwo uzyskać nawet wykonując te same produkty i usługi tak dużą wartość pieniężną jak w dużych aglomeracjach. Jeśli na przykład we Wrocławiu zapłacimy 100 złotych za wizytę u fryzjera, to właścicielowi zakładu opłaca się zatrudnić pracownika za wyższą kwotę niż np. w Jaworze czy Kamiennej Górze, gdzie za wizytę klient zapłaci połowę mniej. Wtedy, w takich realiach właściciel będzie w stanie zapłacić pracownikowi znacznie, znacznie mniej.

Podnoszenie płacy minimalnej sprawia, że ludzie generalnie uciekają z mniejszych miejscowości. Są zmuszeni przenosić się do aglomeracji, gdzie cały czas miejsca pracy są dostępne, co żeby było śmiesznie raczej też powoduje wzrost nierówności, ze względu na konieczność wynajmowania mieszkań w tych aglomeracjach. Zamiast mieszkać np. w domu, mieszkaniu po swoich rodzicach czy dziadkach, ci ludzie muszą szukać nowego lokum, co podbija ceny nieruchomości dla osób, które już w aglomeracjach mieszkają.

Tak więc skutki polityki podnoszenia płacy minimalnej są odwrotne niż wszystkie hasła, jakie mają przyświecać tego typu działaniom.

Bardzo często w dyskusji o płacy minimalnej jest podnoszony argument, że koszty z tym związane zostaną przerzucone na konsumentów…

Gdyby tak zawsze było, to przedsiębiorcy nieustannie podnosiliby ceny. Obserwujemy opadający wskaźnik popytu konsumpcyjnego wraz ze wzrostem cen za produkty czy usługi. Przedsiębiorcy muszą się przed tym bronić. Nie jest tak, że wszystkie koszty da się przerzucić na konsumentów. Niektóre działalności stają się po prostu nierentowne jeśli koszty nadmiernie rosną. W związku z tym muszą przejść jakąś restrukturyzację bądź zostać zamknięte.

Przedsiębiorcy bronią się przed podwyżkami pracy minimalnej automatyzują różne procesy, starają się oszczędzać pracę na ile mogą etc. Na razie wygrywają ten wyścig, ponieważ zatrudnienie raczej rośnie, a nawet można odnieść wrażenie, że gdyby przedsiębiorcy mogli, to zatrudniliby kolejnych pracowników, gdyby tylko odpowiednie osoby z odpowiednimi kwalifikacjami znalazły się w odpowiednim miejscu i były skłonne do pracy. To, iż takie efekty wciąż istnieją, nie jest jednak gwarantem tego, że dalsze podnoszenie płacy minimalnej nie wywoła żadnych złych konsekwencji.

Na szczęście propozycje rządu na przyszły rok są relatywnie mało radykalne. Wzrost płacy minimalnej wyniesie około 7 procent. Wydaje się, że nie jest to jakiś kataklizm na miarę ostatnich lat, kiedy płaca minimalna rosła co roku o kilkanaście procent.

Czy podnoszenie płacy minimalnej ma wpływ na inflację? Biorąc pod uwagę, ilu jest w Polsce pracowników tzw. budżetówki, wydaje mi się, że to musi podnieść inflację.

Wpływ jest, ale jest on bardzo pośredni. Tak jak mówiłem: wzrost płacy minimalnej może powodować spadki zatrudnienia, a co za tym idzie mniejszą produkcję. Jeśli mamy mniejszą produkcję dóbr, a tyle samo pieniędzy w gospodarce, wówczas te dobra będą musiały być droższe. Póki co jednak efekty braku zatrudnienia w Polsce wciąż są relatywnie nieduże, więc wyraźnych efektów inflacyjnych póki co nie powinno być.

W czasie pandemii mieliśmy dwuletnie szaleństwo gwałtownego przyrostu podaży pieniądza. Skończyło się ono na przełomie 2021/2022. Od tamtej pory, jakby na tym podwyższonym poziomie zasób pieniądza utrzymuje się. Bez takiego kolejnego impulsu drukowania pieniędzy ryzyko, że inflacja trwale wzrośnie do poziomu kilkunastu procent, jest raczej niewielkie. Z powodu regulowanych zmian cen energii, które będą miały miejsce w lipcu, inflacja na pewno lekko wzrośnie. Nie wydaje mi się jednak, żeby to miało zapoczątkować jakiś szerszy trend.

 

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(41)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie