Amerykański bloger Joseph Sciambra podzielił się z czytelnikami przejmującymi spostrzeżeniami na temat własnych zakrętów i błędów życiowych, a także na temat powrotu na łono Kościoła. To niezwykłe świadectwo – mężczyzna przyznaje bowiem, że różańcowa modlitwa jego ojca powstrzymała grzech homoseksualizmu syna.
Sciambra wychował się w rodzinie katolickiej, jednak jak sam pisze: „cień pornografii przykrył moje dzieciństwo i nastoletnie lata”. W latach 90-tych ubiegłego stulecia Sciambra funkcjonował w społeczności gejowskiej w San Francisco, po czym został aktorem w filmach pornograficznych. Po tym jak otarł się o śmierć powrócił na łono Kościoła. Dużą rolę w jego nawróceniu odegrał ojciec, a konkretnie… widok ojca modlącego się na różańcu.
Wesprzyj nas już teraz!
Bloger przyznaje, że będąc dzieckiem mocno szanował, a wręcz czcił swojego ojca. Wiedział, że jego własne przetrwanie zależy właśnie od ojca. Jak sam pisze: „ojciec był dozorcą mojego materialnego szczęścia”. Kiedy ojciec przychodził zadowolony z pracy i przynosił słodycze, rodzina przeżywała radosny dzień: „wiedząc, że mój tata jest zadowolony, ja również byłem szczęśliwy”, wspomina Sciambra. Po czym dodaje: „kiedy zrobiłem coś złego ojciec się denerwował. I w tym momencie bałem się go, ponieważ wymierzał karę. Ale kochałem mojego ojca i wiedziałem, że on kocha mnie. W umyśle dziecka [ojciec] nie był człowiekiem, był bogiem. I to odległym bogiem”.
Ojciec Sciambry, jak sam go opisuje, był odważny, ambitny, głośny i silny. Autor nie dostrzegał tych cech u siebie. Uważał, że w obliczu ojca jeszcze bardziej się „kurczy”, jest po prostu chłopcem. W pobliżu ojca Sciambra czuł się bezpiecznie, ale niepewnie: „nie umiałem utrzymać równowagi na rowerze, nie umiałem daleko rzucać piłki, kiedy trzymałem młotek lub śrubokręt nieuchronnie uderzałem się w kciuk lub odkręcałem śrubę”. Autor wolał poświęcać swój czas na szkicowanie wyimaginowanych światów. Kiedy chłopcy w szkole wyśmiewali się z niego – upokorzony nieruchomiał i nie potrafił powiedzieć słowa w swojej obronie. Czuł się zawstydzony. Pewnego razu był, aż tak sparaliżowany, że się zanieczyścił. Chociaż ojciec o niczym nie wiedział, Sciambra był przekonany, że mężczyzna o wszystkim wie: „w jakiś dziwny sposób myślałem, że zawiodłem zarówno boga, jak i człowieka”, wyjaśnia.
W tamtych czasach, wspomina Sciambra, obraz Pana Jezusa prezentowany w szkole przypominał „nieco zniewieściałego, ciągle uśmiechającego się hippisa. Głosił jakieś mgliste doktryny o miłości, ale ostatecznie poddał się politycznym siłom nietolerancji i ucisku”. Autor wyznaje, że w czasach szkolnych jeśli jego ojciec był bardziej bogiem niż człowiekiem, tak spostrzegany Jezus był bardziej człowiekiem niż bogiem: „Jeśli mój ojciec wykraczał poza życie i w pewien sposób był przytłaczający, ten Jezus był przyziemny i w nadmiarze”. Sciambra przyznaje, że kiedy dorósł zaczął odczuwać pogardę w stosunku do Pana Jezusa jak i ojca. „Myślałem, że w homoseksualizmie odnajdę idealnego mężczyznę – kogoś kto będzie męski i potężny, ale także bezspornie akceptujący i współczujący”, wyjaśnia autor.
Sciambra nigdy nie odnalazł swojego „gejowskiego” boga, ponieważ jak pisze, wszyscy inni wokół niego szukali dokładnie tego samego: „im więcej oczekiwałem, im bardziej miałem nadzieję, tym bardziej stawałem się zdesperowany”. Rodzice blogera, a szczególnie jego ojciec nie potrafili zaakceptować tego kim stał się ich syn. Pewnego razu Sciambra testując granice akceptacji swoich rodziców przyprowadził do domu „dziwnie wyglądających gejowskich kolegów”. Ojciec mężczyzny wyraźnie stwierdził, że nie są oni mile widziani w jego domu. Scrimba tą słuszną postawę ojca uznał za kolejny cios, więc wyprowadził się z domu.
Kiedy mijały lata, autor jak sam pisze, stawał się coraz bardziej chory: „moje opcje się kurczyły, i teraz młodsza generacja samotnych chłopców patrzyła na mnie jako na potencjalnego wybawcę – jak na ich nowego boga. Przez chwilę wszedłem w tę rolę. Tylko po to, by stać się władczym i mściwym; traktując tak tych, którzy szukali mojej zgody w taki sam sposób jak ja kiedyś byłem wykorzystywany i złamany przez starszych mężczyzn. Nienawidziłem się i zacząłem zazdrościć moim utraconym przyjaciołom, którzy w cierpieniu umarli z powodu AIDS. Przynajmniej – myślałem – ich cierpienie się już skończyło”.
Pewnego dnia Sciambra leżał zapomniany w szpitalu na zimnym i twardym łóżku. Marzył o śmierci, podczas gdy jego matka w pobliżu modliła się do Pana Jezusa. „Przeklinałem ją, ponieważ w moim imieniu próbowała interweniować w Niebie”, pisze autor, „nie chciałem jej Boga. Zastanawiałem się bowiem, gdzie był całe moje życie?”. Wreszcie w trakcie swojej „patetycznej i bolesnej próby umierania”, Sciambra się wystraszył, spanikował. Zaczął wzywać Boga Ojca, który zesłał mu Swojego Syna: „Natychmiast poczułem Jego solidną i uspokajającą obecność. W pewnym sensie poczułem się tak, jak wtedy kiedy byłem chłopcem i mój tata był w pobliżu – czułem się bezpiecznie”. Po pewnym czasie niepokój jednak powrócił. Mężczyzna nie chciał już jednak wracać do nałogu.
Nie mając dokąd pójść, Sciambra niczym syn marnotrawny wrócił do domu: „Byłem zbyt zdezorientowany, wyczerpany i chory by świętować […] Chciałem uzyskać pomoc, chciałem odnaleźć prawdę, chciałem odzyskać życie. Chciałem dosięgnąć mojego ojca i chciałem dosięgnąć Boga”.
Początkowo ojciec Sciambry nie umiał odnaleźć się w tej sytuacji. Mężczyźni stronili od siebie. Bloger, jak pisze, pozostawał w swoim pokoju i modlił się do Pana Boga chociaż sam nie zdawał sobie sprawy, że to robi. Był ogarnięty bólem do tego stopnia, że nie mógł skoncentrować się na żadnej modlitwie, którą pamiętał z dzieciństwa. Zamiast tego błagał o pomoc. Przez następne kilka dni ogarnięty niepewnością, żył jak pustelnik.
Stopniowo zaczął opuszczać swoją pustelnię i poszukiwać odpowiedzi. Podszedł do biblioteki rodziców i bez zastanowienia wziął dwie książki – Biblię oraz Katechizm Kościoła Katolickiego, których nigdy nie czytał. Przez kolejne dni mężczyzna studiował te książki, przede wszystkim przebaczenie grzesznikowi przez Chrystusa, a także paragrafy z Katechizmu dotyczące homoseksualizmu. Odnalazł tam współczucie oraz siłę, która znajdowała się w Prawdzie. „Jezus nie był tam nieefektywnym słabeuszem, którego wyobrażałem sobie w czasach szkolnych. Stał pośród złoczyńców i pocieszał zranionych. Ale nie pozostawił ich błądzących we mgle. Dał nam Swoje Słowo, z którym powinniśmy żyć i prawa, które powinny kierować każdą naszą myślą. Zaproponował nam wyście”, pisze Sciambra.
Kiedy bloger chciał odnieść na półkę dwie wspomniane wcześniej książki, w których teraz „znajdowała się cała jego wiara” zobaczył modlącego się ojca. „Nigdy wcześniej nie widziałem jak się modli. Podczas mojego samo-uwięzienia w świecie homoseksualizmu moi rodzice przeszli przez własną niewolę w świecie dywersji i nadmiaru. Jednak zrozumieli, że rozrzutność drogich win i niekończących się nocnych smakowitych wypraw po świecie to raczej niepełny posiłek. Zdecydowali się porzucić luksusy, co umożliwiła im determinacja mojego ojca.[…] Kiedyś wszystkie wysiłki mojego ojca skierowane były na cele materialne, teraz całą energię koncentrował na kwestiach niematerialnych”.
Sciambra jako dziecko nie umiał modlić się na różańcu, który w tamtych czasach z kolei kojarzył mu się z Madonną (piosenkarką), noszącą go na szyi. „Zacząłem to postrzegać jako profanację, ponieważ pochodzący z sacrum krucyfiks znajdował się zawsze pośrodku jej dużego dekoltu. Jednak w szorstkich, złączonych dłoniach mojego ojca, różaniec odzyskał swój prawowity sens i znaczenie”, wspomina bloger.
„Przez cały czas myślałem, że mój ojciec mnie nienawidzi, a on tymczasem modlił się i płakał przeze mnie. W tym akcie często wykonywanym samotnie i w ciszy było współczucie”, pisze Sciambra, po czym dodaje „podczas mojego tańca w jakiejś gejowskiej dyskotece, mój ojciec się modlił. Kiedy oddawałem się grzechowi fizycznemu z jakimś bezimiennym mężczyzną, mój ojciec się modlił. Każdego dnia modlił się na różańcu i ja o tym nie wiedziałem”.
Autor zauważa, że w czasie trwającej w jego życiu pustki, kiedy było mu wszystko jedno, ojciec mógł odnieść wrażenie, że modlitwy nie przynoszą skutku. Jednak pozostawał niewzruszony, upierał się i to zrodziło siłę i determinację, czyli te same cechy, które w dzieciństwie Sciambrze wydawały się tak agresywne: „zostały one przekształcone w środek służący mojemu zbawieniu przez Jezusa Chrystusa”.
Pierwotnie opublikowano na JosephSciambra.com
malk