Udział w Marszu dla Życia i Rodziny jest złożeniem określonej deklaracji. Nie łudźmy się – może ona spotkać się z wrogim przyjęciem. Publiczne przyznanie się do szacunku wobec życia i rodziny – choć trudno w to uwierzyć – jest dziś często przyjmowane z pogardą i drwiną. Czy to powinno zniechęcać potencjalnych uczestników? Bynajmniej! Powinno mobilizować do jeszcze liczniejszego udziału w Marszach dla Życia i Rodziny.
W sobotę poprzedzającą marszową niedzielę Kościół wspominać będzie św. Joannę d’Arc. Bez wątpienia wiele spośród cech, którymi odznaczała się francuska święta, mogą do dziś stanowić fundament dla obrońców życia i rodziny. Żyjąca u schyłku średniowiecza św. Joanna była z całą pewnością bardzo silną kobietą, która wraz z św. Katarzyną ze Sieny – jak mówił papież Benedykt XVI –„bez lęku rozjaśniały światłem Ewangelii złożone wydarzenia dziejowe”. Moglibyśmy porównać je ze świętymi kobietami, które na Kalwarii trwały u boku ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr zaparł się Go trzy razy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ta heroiczność i mocne przywiązanie do wyznawanych wartości stanowi, w dobie panoszącego się relatywizmu, mocną opokę i fundament, na którym można oprzeć swoje życie, także to rodzinne. Obecnie, kiedy atakowana jest – przez ideologię gender – sama istota człowieczeństwa, zdecydowane opowiedzenie się za rodziną okazuje się koniecznością, od której nikt nie może być zwolniony.
Czasy, w których przyszło żyć św. Joannie były okresem wyjątkowo trudnym dla Kościoła. „Kościół był pogrążony w głębokim kryzysie na skutek wielkiej schizmy zachodniej, która trwała ok. 40 lat. Kiedy w 1380 r. umierała Katarzyna ze Sieny, koegzystowali papież i antypapież, a kiedy w 1412 r. urodziła się Joanna, był papież i dwóch antypapieży. W okresie tego rozdarcia w łonie Kościoła w Europie trwały nieustanne bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami, z których najbardziej dramatyczna była niekończąca się wojna stuletnia między Francją i Anglią” – zwracał uwagę papież Benedykt XVI, podczas audiencji generalnej w dniu 26 stycznia 2011 r.
Kościół i dziś doświadcza sytuacji, gdy z jego wnętrza płyną słowa i propozycję zmierzające do „uwspółcześnienia” nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa dotyczącej nierozerwalności małżeństwa. Jawni wrogowie Kościoła podchwytując te „postępowe starania” płynące z nurtem Renu, nie wahają się posługiwać nimi, by zadawać bolesne rany Mistycznemu Ciału Chrystusa.
W czasach gdy żyła św. Joanna dominującą rolę odgrywali francuscy duchowni, wielu z nich było odpowiedzialnych za kryzys, o którym mówił papież. Czy nie warto wyciągnąć z tej sytuacji wniosków – patrząc na rosnące wpływy niemieckich hierarchów – aby powtrzymać pogłębianie się kryzysu?
Św. Joanna nie bała się dawać świadectwa o swojej wierze. Zacytujmy ponownie Benedykta XVI: „Z licznych zeznań świadków wynika, że ta młoda, zaledwie siedemnastoletnia kobieta była osobą bardzo silną i zdecydowaną, potrafiącą przekonywać ludzi niepewnych i zniechęconych”. I właśnie także w tym kontekście można widzieć udział w Marszach dla Życia i Rodziny. Kto może wiedzieć, ilu z osób patrzących na radosny przemarsz rodzin, zastanowi się nad własnym stosunkiem do najbliższych? Czyż Marsz nie stanowi doskonałego remedium dla medialnej fali ataku na rodzinę? Od dłuższego bowiem już czasu jest ona przedstawiana jako siedlisko zła, miejsca, w którym dochodzi do aktów przemocy i agresji. Rodzina jawi się nieomal jako patologia, na tle której tzw. związki partnerskie mają być oazą spokoju i dobrobytu.
To zaledwie garść powodów, dla których obecność na Marszach dla Życia jest aż tak ważna. Są one doskonałą okazją nie tylko do sympatycznego spędzenia czasu, ale także do złożenia świadectwa, o tym co najważniejsze.
31 maja już w niedzielę! Nie zmarnujmy tej okazji!
Łukasz Karpiel