– Wynik audytu jest przerażający. Wiele osób zrobiło sobie dojną krowę z naszego zrzeszenia i wyciągało pieniądze na lewo i prawo – mówi prezes Naczelnej Rady Łowieckiej w Rymanowski Live. Marcin Możdżonek przyznaje, że trwa to już od bardzo dawna. – Poszły pierwsze doniesienia do prokuratury i będą kolejne. Dla niektórych będzie niewesoło. Nie mogą spać spokojnie – zapowiada gość Bogdana Rymanowskiego. Dopytywany o te osoby, Możdżonek odpowiada, że niektóre są znane. Kto to taki? – Ludzie związani z ludźmi, którzy są teraz w rządzie są z tym powiązani – ujawnia prezes Naczelnej Rady Łowieckiej dodając, że „w pewnym sensie jest powiązany jeden z wiceministrów, z którym ostatnio była afera”. Czego dotyczyły nieprawidłowości i co to było za „dojenie” związku? – Zarządzanie spółkami, np. wydawniczymi, ośrodkami hodowli zwierzyny, organizacje eventów. Przykład: Jest gadżet, który można zamówić za 3 złote, to on jest zamawiany w innej firmie, z pośrednikiem, za 12 złotych – opisuje Marcin Możdżonek.
Prezes NRŁ: Jest dochodzenie ws. ekoaktywistów, którzy są finansowani ze wschodu, ale i z zachodu
Pytany o ekoaktywistów, gość Rymanowski Live odpowiada: – Skoro ja zabijam zwierzęta i jestem „zabójcą”, to oni są mordercami na zlecenie. Dlaczego? – Płacą komuś za to, żeby ktoś to zrobił i umywają ręce – tłumaczy Możdżonek. Jego zdaniem „nie może być tak, że jedna grupa społeczna, bardzo głośno jest nadreprezentowana w resorcie klimatu i środowiska”. Prezes Naczelnej Rady Łowieckiej zaznacza również, że „niektóre z fundacji aktywistów są finansowane z pieniędzy z zachodu, ale też pieniędzmi ze wschodu”. – Jest prowadzone poważne dochodzenie. Jeszcze parę kwiatków wyjdzie i ktoś będzie musiał je zjeść – mówi Marcin Możdżonek. Służby rosyjskie, niemieckie? – Różne kierunki – komentuje gość Bogdana Rymanowskiego. Zdaniem Marcina Możdżonka, niektórzy aktywiści mają „zmącony umysł”, ponieważ „ktoś steruje nimi i ich stymuluje”. – Takie rzeczy mają miejsce. Takie sprawy są prowadzone. Wiem, że w przypadku co najmniej kilku organizacji – mówi Możdżonek zaznaczając, że nie są to informacje wyssane z palca.
Wesprzyj nas już teraz!
Możdżonek o obowiązkowych badaniach dla myśliwych i współpracy z wiceministrem środowiska: Ręce nie mają już gdzie opaść. Koszt to 116 mln
– Wszyscy myśliwi mają badania psychiatryczne, psychologiczne, okulistyczne. Ja już 3 razy przechodziłem procedurę. Rozszerzenie pozwolenia na broń. Niektórym politykom może też by się przydało.
Psycholog i psychiatra by nie zaszkodził – odpowiada prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, pytany z kolei o pomysł resortu klimatu i środowiska, czyli obowiązkowe badania dla myśliwych. Jego zdaniem wiceminister Dorożała „nie raczył nawet sprawdzić”, jak to wygląda. – Jesteśmy otwarci na rozmowę, czy nie zrobić procedury weryfikacyjnej w jakimś wieku. Nie widzę w tym nic złego, tylko trzeba usiąść i porozmawiać w szerszym gremium – zaznacza Marcin Możdżonek i zapewnia, że jak będzie wola MSWiA – a to jest w zakresie tego resortu – to myśliwi usiądą do rozmów i ustalą szczegóły. Gość Rymanowski Live podnosi również inną kwestię – koszty badań. – 133 tys. ludzi. Mamy się badać raz na 5 lat.
Dlaczego tylko my, a nie inni posiadacze broni? Koszt takich badań dla nas to jakieś 116 mln złotych. Kto ten koszt poniesie? My mamy ponosić? Wykonujemy zadania ustawowe. Za każdy kilogram upolowanej zwierzyny muszę zapłacić – tłumaczy Marcin Możdżonek. Z drugiej strony dodaje: – Nie blokujmy niewydolnego systemu. Gość Bogdana Rymanowskiego podkreśla, że to wiceminister Dorożała nie chce rozmawiać z myśliwymi. – W ciągłym monologu słyszę o dialogu, którego nie ma. Wyszedł po godzinie spotkania, które trwało 8 godzin i powiedział, że formuła dialogu się wyczerpała. No, ręce nie mają gdzie opaść – komentuje Marcin Możdżonek. Myśliwy zapowiada: – Jeśli dalej się będzie nami pomiatało, to dla spokoju odwiesimy strzelbę na kołek i gwarantuję, że 2-3 tygodnie i rolnicy cegła po cegle wywiozą z Ministerstwa Klimatu i Środowiska. – Ile można dać sobie skakać po głowie? – pyta Możdżonek.
„Strzał czysty, dzik padł, zastrzyk energii i adrenaliny. Był smaczny”
Były siatkarz opisuje również swoje pierwsze polowanie. – Po zdaniu egzaminów, całej papierologii, poszedłem ze swoim opiekunem stażu przypilnować pola pszenicy. Zaczęło się ściemniać, zaczęły wychodzić dziki. Strzał czysty, dzik padł, zastrzyk energii i adrenaliny. Był smaczny – opowiada Marcin Możdżonek i zaznacza, że jego rodzina w zasadzie żywi się wyłącznie mięsem upolowanym przez niego. Nie korzystają z mięsa kupionego w sklepie. – Połowę życie spędzałem u dziadków na wsi. Jestem z wykształceniem rolnikiem, żeby móc prowadzić gospodarstwo. Pokazali mi, na czym to wszystko polega. Znam wszystkie związki przyczynowo-skutkowe. Produkty ze wsi mają zupełnie inny smak, zapach, jakość, niż to, co można kupić w sklepie. Unikam jak ognia – mówi gość Bogdana Rymanowskiego. – Tak, zabijam zwierzęta. Skoro powiedzieliśmy, że zajmiemy planetę, będziemy nią rządzić, rozpychać się łokciami, więc musimy wziąć odpowiedzialność i to regulować – uważa myśliwy. Jego zdaniem „nie możemy zostawić natury w samopas”, bo natura może by sobie poradziła, ale człowiek niekoniecznie.
Udział dzieci w polowaniach? Możdżonek: Przepis niekonstytucyjny, bo nie pozwala nam wychowywać dzieci wedle naszego przekonania
– Nie wziąłem synów na polowanie, bo nie mogę. Ale efekty strzałów widzą, bo przywożę do domu. Chciałbym zmienić przepisy – mówi prezes Naczelnej Rady Łowieckiej. Jego zdaniem nie jest to barbarzyńskie. – Przepis niekonstytucyjny, bo nie pozwala nam wychowywać dzieci wedle naszego przekonania. Jestem tu jak najbardziej za wolnością – zaznacza Marcin Możdżonek i dodaje, że to jest jeden z postulatów z PZŁ – żeby zmienić przepisy i w tej sprawie i żeby „rodzice mogli wychowywać dzieci, jak chcą”. Zdaniem gościa Rymanowski Live, politycy, którzy wprowadzili ten zakaz, teraz żałują. – Rozmawiałem z politykami, ministrami. Powiedzieli, że to był krok w złą stronę – mówi Możdżonek.
Cała rozmowa na kanale Rymanowski Live: