2 października 2025

Filip Obara: Dzieci wychowa nam szkoła. Problemy sąsiedzkie załatwi sołtys. Jaka przyszłość nas czeka?

Jeżeli ktoś myśli, że donosicielstwo i zrzucanie na władzę odpowiedzialności za własne życie to relikty słusznie minionej przeszłości, to mam złą wiadomość: „najlepsze” dopiero przed nami…

Wrzesień 2025 roku był bardzo intensywny pod kątem emocji politycznych i konfrontacji światopoglądowych. Ledwie przebrzmiały spory wyborcze, a już uraczono nas sporem o „edukację zdrowotną”, a potem zbiorową histerią z powodu dronów przekierowanych na nasz teren (celowo czy nie – nie wnikam) przez Ukraińców.

Przy okazji wyszła na jaw istotna słabość dużej części Polaków, również tych o poglądach konserwatywnych. Okazało się, że w dobie upadku autorytetu wciąż jednak szukamy osób i instytucji, na których moglibyśmy się oprzeć, by poczuć się lepiej w niepewnym świecie. Jesteśmy pod tym względem podobni bardziej do bezwolnego ludu, któremu pan (ewentualnie proboszcz) mówi, co ma myśleć i jak żyć niż nie do wolnego i świadomego narodu.

Wesprzyj nas już teraz!

I tak – listę wad przyszłego prezydenta przygotowała nam ABW, szkoła zdjęła z nas obowiązek podjęcia z dziećmi „trudnych tematów” związanych ze sferą intymną, a rozmaite ośrodki „eksperckie”, operujące specjalistycznym słownikiem militarnym, skutecznie uwolniły nas od samodzielnego myślenia, dając niezłomną wiarę w suflowaną wersję wydarzeń, nawet jeżeli nie znalazła ona pokrycia w faktach.

Do tego znów słyszymy, że niedobra, by Polak kupował alkohol po dwudziestej drugiej… Władza uraczyła nas kolejnym pomysłem, jak zadbać o nasze „dobro”, decydując za nas, kiedy i gdzie będziemy kupowali alkohol. Każdy, kto używał w tej sprawie rozumu i zdrowego rozsądku był atakowany, jak choćby red. Łukasz Warzecha, któremu oberwało się i za alkohol i za to, że skrytykował donosicielstwo przy okazji parkowania samochodów na blokowisku.

Dlaczego boimy się odpowiedzialności? Aby odpowiedzieć na to pytanie, postanowiłem wyjść poza krąg tematów politycznych i sięgnąć po przykłady bliższe i bardziej przyziemne. Wrzesień AD 2025 obfitował dla mnie w konfrontacje nie tylko w temacie edukacji seksualnej i uważam, że te przykłady z dziennego życia są ważne, bo pokazują, jak głęboko nasza mentalność została przeorana przez błędy etatyzmu i pozytywizmu prawnego.

System faworyzuje konfidentów

Spokojne wrześniowe popołudnie. Wracam sobie z pracy i nagle na wąskiej dróżce wiejskiego osiedla wyrasta przede mną… rowerzysta. Jedzie środkiem drogi i zatrzymuje ruch. Czekam – nie zjeżdża. Podjeżdżam trochę bliżej – nie zjeżdża. Trąbię – nie zjeżdża. Krzyczę, żeby się przesunął – nie ma odzewu. No to w końcu nie wytrzymałem, korzystając z kawałka przecznicy, wyprzedziłem delikwenta, zajechałem mu drogę i podjąłem próbę wydobycia z niego, co nim kierowało, kiedy jechał środkiem drogi, tamując ruch.

Nie ma sensu przytaczać całej rozmowy, ważna jest bowiem istota poglądu mojego adwersarza. Otóż, proszę sobie wyobrazić, że jechał on środkiem drogi, ponieważ… „MIAŁ PRAWO”, a ja jako kierowca miałem… „OBOWIĄZEK” jechać za nim i nie jest to zatrzymywanie ruchu, bo… „Czy zna pan definicję zatrzymania ruchu?”. Po czym zagroził mi donosem na policję, a na końcu miał pretensje (jak typowy „płatek śniegu”), że… nazwałem go konfidentem. Zgodnie z prawdą. 

W każdym razie nie pomogły żadne argumenty. Ani to, że on jedzie 10 na godzinę, a ja mam prawo jechać szybciej, więc ze zwykłej uprzejmości mógłby nawet zatrzymać się na moment i mnie puścić. Ani to, że kretyński przepis napisany przez urzędnika za biurkiem (który pewnie nigdy nie postawił stopy na naszym osiedlu) nie uprawnia go do zwykłego chamstwa, jakim jest uniemożliwianie innym poruszania się po drodze. Ani to, że poza przepisami istnieje jeszcze coś takiego, jak prawo obyczajowe, które reguluje stosunki międzyludzkie w małej społeczności. Nie docierało nic. Odpowiedź była jednoznaczna: ROBIĘ I BĘDĘ ROBIŁ RESZCIE SPOŁECZEŃSTWA NA ZŁOŚĆ… BO MOGĘ. TAK MI DOPOMÓŻ, OPIEKUŃCZA WŁADZUCHNO I POWSZECHNA POLAKA DO POLAKA POGARDO.

I druga sytuacja. Miejscowość gminna. Mała społeczność, w której wszyscy się znają i nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Podjeżdżam z dziećmi do apteki odebrać leki dla ciężarnej żony. Wszystkie miejsca zajęte. Parkuję więc na chwilę na chodniku. Tak robią wszyscy i nikomu to nie przeszkadza. No, prawie nikomu. Bo, niestety, w gminie pojawia się coraz więcej elementu napływowego z Krakowa, który próbuje wprowadzać wielkomiejskie „obyczaje”…

Podjeżdża brązowa Dacia z pomarańczowym kogutem na dachu (cóż to za kogut, nie wiem). Szyba schodzi w dół: „Proszę przestawić samochód, bo… tutaj SIĘ [sic!] nie parkuje”. „Przestawię, jak załatwię sprawy” – spokojnie odpowiadam. I w tym momencie już bez ogródek i żadnej „gry wstępnej” słyszę… grożenie donosem na policję. Tak, na wsi. W małej, przyjaznej społeczności. Na chwilę mnie zatkało i stoję jak wryty, po czym – co więcej mogę zrobić? – nazywam konfidenta konfidentem. Konfident odjeżdża, a mnie spotyka szczęście w nieszczęściu: słyszę śmiech… z dachu. Okazuje się, że robotnicy prowadzący prace na wysokości byli świadkami zdarzenia i jeden z nich odzywa się: „Myśli, że ma pomarańczowego koguta, to jest z milicji”. Tak prosty człowiek pracy daje świadectwo normalności i zrozumienia, że Bóg dał człowiekowi panowanie nad światem, by sam, bez pomocy urzędników, urządzał swoją najbliższą rzeczywistość.

To jest wojna cywilizacji, której nie wolno nam zbagatelizować, jeżeli nie chcemy stoczyć się do poziomu zamordyzmu, jaki panuje w krajach skandynawskich. Z jednej strony mamy cywilizację klasyczną, łacińską, zachodnią – opartą na poszanowaniu dla obiektywnej rzeczywistości z jej niezmiennymi prawami oraz na rozsądku prawa rzymskiego; z drugiej – post-rewolucyjne, wywodzące się z XIX-wiecznego etatyzmu i zakute w dyby pozytywizmu prawniczego, barbarzyństwo. Dla przedstawicieli tego drugiego nurtu nie istnieje coś takiego, jak samodzielne decydowanie o kształcie otaczającego nas świata, nie istnieje żaden porządek naturalny wyprzedzający uroszczenia władzy do ingerowania w każdą dziedzinę naszego życia. Miarą tego, co dobre i złe, nie jest prawo naturalne, lecz przepisy pisane przez biurokratów. Przepisy, nad słusznością których nie wolno się zastanawiać. One są i mają być: absolutne i niepodważalne.

O ile nie zaczniemy reagować i dążyć do zmiany kultury prawnej, to system III RP na naszych oczach wyprodukuje kolejne pokolenia donosicieli. Nawet jeżeli nie będą to donosiciele post-peerelowscy, to niewielkie to pocieszenie – mamy wszak nowe „wzorce” w Skandynawii czy Szwajcarii, gdzie (autentyczna historia) sąsiad potrafi donieść na sąsiada, ponieważ ten przejechał piętnaście metrów „pod prąd”, by dostać się szybciej do domu po pustej wiejskiej drodze. I to jeszcze nie jest najgorsze, bo na końcu okazuje się, że ten, na którego zrobiono donos… nie ma pretensji. Bo… „przecież złamał przepisy”.

Centrum Terapii i Mediacji „SOŁTYS”…?

Czy zastanawiali się Państwo po co istnieje urząd sołtysa? Według ustawy o samorządzie gminnym jest on organem władzy wykonawczej we wsi i jako taki ma wdrażać postanowienia zebrania wiejskiego, dbać o mienie sołeckie i prowadzić w imieniu wsi kontakty z władzami gminy. Może więc na przykład nadzorować inwestycję w boisko albo plac zabaw albo zabiegać o to, by gmina raczyła przekazać pieniądze na kanalizację i asfalt we wsi.

Tyle teoria. A praktyka? Tu znów historia autentyczna: do sołtysa przychodzi mieszkaniec wsi i składa skargę na sąsiada o to, że… jego pies zrobił mu kupę pod bramą. Co więc zrobił sołtys? Postanowił z poczuciem humoru sprowadzić sprawę do absurdu. Poszedł z miotełką i szufelką pod dom „poszkodowanego” obywatela i zapytał, czy ma posprzątać. Obywatel na to: „No, chyba pan sobie żarty robi”. „Nie, to pan sobie żarty robi” – celnie skwitował sołtys.

Byłaby to jedynie zabawna osobliwość, gdybym nie słyszał iluś podobnych opowieści od naszego (byłego już) sołtysa. I jestem przekonany, że problem jest znacznie poważniejszy i nie rozwiąże go skserowanie i rozdanie mieszkańcom artykułu 36 Ustawy o samorządzie gminnym…

Podam inny przykład. Gdy wprowadziliśmy się na wieś, poprzednia właścicielka domu nie raczyła nas poinformować, że wyprowadziła na lewo rurę z szamba do rowu. W pewnym momencie wychodzimy z domu i na ustach zastyga nam pytanie: „Co tak śmierdzi?”. Była to dla nas zagadka. Ale nie dla naszych sąsiadów! Oni dobrze wiedzieli, że taki proceder był praktykowany przez wielu mieszkańców. I co zrobili? Przyszli do nas, by powiedzieć, co się dzieje? Bynajmniej! Otóż, nagle od sołtysa, a potem już formalnie z gminy, dowiedzieliśmy się, że wpływają na nas donosy w związku z szambem.

Bo po co, proszę Państwa, przyjść do sąsiada i powiedzieć: „Ma pan problem z szambem, może potrzebuje pan pomocy”? Nie. Lepiej zrobić donos! Tym bardziej, że ów sąsiad (czyli ja) jest z urodzenia mieszczuchem i nie ma zielonego pojęcia o objętościach szamba i o tym, jak często należy je opróżniać. Wezwałem po prostu szambiarza i spokojnie czekałem, aż się zapcha i wezwę jeszcze raz.

Mógłbym podawać więcej przykładów, jak ludzie wolą obgadywać sąsiadów za plecami albo wręcz donosić na nich do władz, ewentualnie uciekać się do mediacji sołtysa, zamiast po prostu wykazać się minimalną odwagą cywilną, podejść do płotu i powiedzieć, co im na sercu leży. Myślę, że Państwo również słyszeli albo doświadczyli tej tchórzliwej postawy.

Czy naprawdę chcemy żyć w rzeczywistości, w której donosicielstwo jest zinstytucjonalizowaną „normą”? W której człowiek zapomina, że jest sam za siebie odpowiedzialny, a problemy z innymi ludźmi powinien rozwiązywać bez pośredników, a już na pewno bez pośrednika w postaci władzy? Czy naprawdę chcemy utrzymać w sobie przekonanie, że przedstawiciel władzy wykonawczej we wsi jest jednocześnie psychologiem, terapeutą i mediatorem? Jeżeli ktoś tak uważa, to powinien jako pierwszy założyć fundusz na dodatek psychologiczny dla sołtysa i zachęcać innych do regularnych wpłat.

Dom wariatów?

Gdy o tym piszę, przypomina mi się doskonały motyw z kultowego niegdyś serialu Przystanek Alaska. W jednym z odcinków rada miejska z inspiracji postępowej Maggie O’Connell wyszła z propozycją, by wywóz śmieci był organizowany przez lokalną władzę. Dotychczas ludzie robili to sami (po to Amerykanom z prowincji pickupy?). I co się wydarzyło? No… nic się nie wydarzyło. Bo ludzie po prostu na to nie pozwolili. Natychmiast podniósł się stanowczy sprzeciw, ponieważ Amerykanin (czytaj: wolny i świadomy obywatel) rozumie to, że jeżeli powierzy jakąś dziedzinę swego życia władzy, to władza tym chętniej sięgnie po kolejne dziedziny, a w końcu zacznie uzurpować sobie prawo do dyktowania nam, jak mamy żyć. Dlatego w konserwatywnych amerykańskich stanach NORMALNOŚĆ jest wciąż realnym punktem odniesienia.

W normalnej rzeczywistości to konfident jest karany (a przynajmniej upominany) za to, że niszczy standardy życia społecznego i zawraca głowę policji. W normalnej rzeczywistości człowiek ceni sobie to, że jest panem na własnej działce i że w jego otoczeniu bardziej czuć wpływ przekazywanego z pokolenia na pokolenie prawa obyczajowego niż pisanych za urzędniczym biurkiem przepisów. W normalnej rzeczywistości zwykła ludzka życzliwość i myślenie o sobie nawzajem są powodem, dla którego rowerzysta ustępuje miejsca kierowcy samochodu.

Pytanie tylko, czy chcemy żyć normalnie? Jeżeli tak, to musimy zacząć o to walczyć, bo wariatów jest wokół nas coraz więcej i z uporem godnym lepszej sprawy próbują oni wprowadzać wielkomiejskie zepsucie obyczajów na wieś. Jeżeli będziemy bierni, to sami przyczynimy się do ich zwycięstwa, a o prostej, codziennej normalności będziemy mogli naszym dzieciom i wnukom jedynie opowiadać albo pokazywać im ją w starych filmach…

Filip Obara

Zobacz także:

8 filarów wolności [PO TYM POZNASZ, ŻE NIE JESTEŚ NIEWOLNIKIEM!]

Minister Nowacka raczy się mylić. To DOM – a nie szkoła – odpowiada za edukację!

Państwo a Naród. Dla kogo jest niepodległość?

Pamiętaj, władzo: Nie jesteś jedyną!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(43)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie