Ten felieton będzie o imigracji. Muszę jednak rozpocząć go od narzekania – po raz kolejny – na brak przejrzystości organizacji pozarządowych. Jeśli trafiam na badanie, sondaż, analizę przeprowadzone przez pozarządową organizację, zanim wczytam się w dane, sprawdzam, kto daną organizację lub projekt finansuje. Wynika to z wieloletniego doświadczenia. Niestety, do wszelkich raportów i badań należy mieć ograniczone zaufanie, a klucz do wyników leży często w tym, jakie są oczekiwania donora albo na czym dana organizacja zarabia.
Dwa przykłady. Swego czasu pewna znana przedstawicielka sektora pozarządowego broniła jak lew całkowicie nonsensownej i pod wieloma względami szkodliwej populistycznej ustawy zwanej „lex Kamilek” (pomijam tu argumenty przeciwko tej regulacji, bo to temat na oddzielny tekst – takich zresztą kilka napisałem). Okazało się, że jej organizacja prowadzi szkolenia z tworzenia „standardów ochrony małoletnich”, czyli wewnętrznych regulaminów instytucji, całkowicie fikcyjnych i zbędnych, a obowiązkowych w świetle ustawy. Kilka lat temu zaś europejska organizacja, zajmująca się promocją elektromobilności epatowała badaniem, z którego miało jakoby wynikać, że Europejczycy wprost marzą o tym, by przesiąść się ze złych samochodów spalinowych do wspaniałych aut elektrycznych. Oczywiście fundacja jest finansowana z funduszy unijnych, a także przez lewicowe fundacje o globalnym zasięgu, pchające „zieloną” agendę. Podobnych historii mógłbym przytoczyć kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt.
Gdy więc badanie na temat postrzegania przez Polaków migracji opublikowała polska fundacja More In Common, w pierwszej kolejności poszukałem źródeł finansowania tej NGO. Fundacja jest nowym tworem (wpis do KRS w grudniu 2022 r.), a członkiem jej dwuosobowego zarządu jest wojujący lewicowy aktywista Adam Traczyk, związany z Amnesty International czy Fundacją im. Friedricha Eberta, powiązaną z niemiecką SPD. Już samo to każe podchodzić do jej publikacji z bardzo dużą rezerwą. Najwięcej powiedziałyby nam jednak źródła pieniędzy. Zwłaszcza że nie są to pieniądze małe: ze sprawozdania finansowego fundacji za 2023 r. (tylko to jest na razie dostępne na stronie More In Common) wynika, że przychody z działalności statutowej wyniosły 2,7 mln zł, a zysk na koniec tego okresu to trochę ponad milion złotych. Niestety, o tym, kto finansuje działalność More In Common ze strony fundacji się nie dowiemy.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie jest to wyjątek. W przypadku bardzo wielu tego typu podmiotów próżno szukać informacji o pochodzeniu pieniędzy albo też informacje te podają jedynie bezpośredniego donora (często tylko dystrybutora funduszy pochodzących z zagranicy), nie przedstawiając całego łańcucha dalszych powiązań. To zdecydowanie należałoby zmienić. Wymogi dotyczące prezentowania źródeł finansowania NGO-sów powinny zostać radykalnie zaostrzone.
Wspomniane badanie zostało w mediach lewicowych przedstawione entuzjastycznie. Oto jak jego opis rozpoczynała „Rzeczpospolita” (dzisiaj pełniąca rolę trochę gorszej „Gazety Wyborczej”):
Migracja – szansa czy ryzyko w oczach Polaków? To pytanie być może na miarę wyniku kolejnych wyborów do Sejmu, a na pewno na szansę mobilizacji wyborców. Raport fundacji More in Common Polska rzuca na ten temat nowe światło i pokazuje, że Polacy nie mają zerojedynkowego podejścia do sprawy, mimo że rozpala ona emocje prawicy i jednocześnie te emocje próbuje „przechwycić” rząd Donalda Tuska.
Dalej możemy przeczytać: „Politycy PiS i Konfederacji w trakcie wakacyjnego kryzysu na granicy wskazywali, że migracja jest problemem, który zagraża wręcz dalszej niepodległości Polski. Opinie Polaków są trochę bardziej zróżnicowane”. Co to znaczy: zróżnicowane? Spójrzmy, jak respondenci odpowiedzieli na pytanie „Ogólnie rzecz biorąc, Pana/Pani zdaniem migracja w większym stopniu jest…”.
Jedynie 17% odpowiedziało: „Szansą, którą Polska musi wykorzystać”. 35% stwierdziło: „Czymś nieuniknionym, z czym Polska musi sobie poradzić”. Aż 40% odpowiedziało: „Zagrożeniem, z którym Polska musi walczyć”, a 8% nie miało zdania.
Nie ma zatem wątpliwości, że największa grupa Polaków uznaje imigrację za groźne zjawisko. Co natomiast oznacza opinia drugiej w kolejności grupy respondentów? Otóż jest to wyraz swego rodzaju fatalizmu. Przekonanie – w tej chwili, na obecnym etapie, w Polsce wciąż moim zdaniem błędne, choć nie wiadomo, jak długo jeszcze – że mamy do czynienia z nieuchronnym procesem, przed którym obronić się co prawda nie zdołamy, ale musimy przynajmniej postarać się ograniczyć jego negatywne skutki. Czym innym bowiem jeśli nie tym właśnie jest stwierdzenie, że Polska „musi sobie poradzić”? Okazuje się zatem, że imigracyjnych sceptyków, tych radykalnych i tych bardziej umiarkowanych, jest w sumie 75%. Olbrzymia większość. Entuzjastów imigracji jest zaś mniej niż jedna piąta.
Bardzo ciekawie wyglądają odpowiedzi na pytanie, czy politycy rzetelnie informują o „skali, wyzwaniach i szansach” związanych z migracjami. (Zwróćmy uwagę, że w pytaniu zastosowano powszechną dzisiaj nowomowę: zamiast słowa „problem” czy „kłopot” użyto słowa „wyzwanie”.) Jedynie 10% uważa, że informacje są rzetelne, podczas gdy aż 68% jest przeciwnego zdania.
Nie jest zaskoczeniem, że grupa ufających politykom jest największa na lewicy (16%) i centrolewicy (17%), najmniejsza na centroprawicy i prawicy (w obu przypadkach 8%). Oczywiście tak sformułowane pytanie jest wciąż zbyt ogólne, należałoby bowiem zapytać, czy zdaniem respondentów informacje są nierzetelne, bo zbyt optymistyczne czy odwrotnie – zbyt pesymistycznie. A dodatkowo – o czyje informacje chodzi. Przecież w całkiem innym tonie wypowiada się obecna koalicja, a w innym – opozycja. Na dodatek PiS wciąż broni swojej liberalnej polityki imigracyjnej gdy idzie o imigrantów zarobkowych. Tu wychodzi na jaw kolejna wada badania: brak rozróżnienia pomiędzy rodzajami imigracji. Warto byłoby się dowiedzieć oddzielnie, co Polacy myślą o imigrantach nielegalnych, legalnych ekonomicznych oraz o uchodźcach (w tej grupie byliby przede wszystkim Ukraińcy).
Kolejne nieprecyzyjnie sformułowane pytanie dotyczyło zaangażowania państwa w integrację cudzoziemców. Ogółem 51% uważa, że państwo powinno się angażować, 29% zaś – że nie powinno. Co to jednak właściwie oznacza? Czy odpowiedź przecząca jest zarazem odrzuceniem tezy o możliwości zintegrowania się cudzoziemców w ogóle? Jeszcze trudniej jest odczytać odpowiedź twierdzącą; może ona bowiem oznaczać zarówno entuzjazm wobec imigracji jak i przekonanie, że jest ona procesem na tyle ryzykownym, że bez zaangażowania państwa w nawet przymusową integrację poniesiemy ogromne szkody. W tym sensie odpowiedź „tak” byłaby świadectwem skrajnego sceptycyzmu wobec imigracji.
Właściwie wypada się cieszyć, że More In Common takie badanie przeprowadziło. Mimo wysiłków fundacji, aby poprzez interpretację osłabić wyniki oraz niejasności w pytaniach (może zamierzonych, a może nie), rezultaty wskazują, że większość Polaków nie jest do imigracji nastawiona entuzjastycznie i widzi w niej raczej problem niż szansę.
P.S. W niedzielę 30 listopada będę miał przyjemność wziąć udział w debacie „Świat bez migracji? Szanse i wyzwania dla wolnego rynku” podczas XII Zjazdu Austriackiego, organizowanego przez Instytut im. Ludwiga von Misesa, odbywającego się na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Debata na temat migracji pomiędzy integralnymi liberałami i libertarianami a konserwatystami i narodowcami jest jednym z najciekawszych starć ideowych, jakie się dzisiaj toczą!
Łukasz Warzecha