23 maja 2021

Br. Tadeusz Ruciński FSC: Ona jest, pamięta i czuwa

Nadzieja jest z Prawdy, a Prawda JEST.

Teraz kiedy ludzkie nadzieje pokładane są w rzeczach tak złudnych, jak maseczki, dystanse, no i – nie zbawienne wcale – szczepienia, dobrze byłoby wychynąć trochę z tego Matrixa i rozejrzeć się za nadzieją dalszą, głębszą i trwalszą. I odwrócić zahipnotyzowany wzrok od ekranów i monitorów, a wejrzeć w tajemnice i obietnice dane z nieba.

Jest takie powiedzenie: „Tak jak spojrzysz, tyle dojrzysz; jak popatrzysz, tak zobaczysz”. Czyli, że od sposobu spojrzenia czy wejrzenia zależy znaczenie czegoś lub kogoś. Jak więc trzeba było wejrzeć w kilka słów z Ewangelii, żeby potem dojrzeć cały ciąg znaków, jako dalszy ciąg obietnicy i nadziei. Jakich słów? Ot, choćby tych, które słyszeliśmy już nie raz w opowieści o cudzie w Galilejskiej Kanie: „I była tam Matka Jezusa”. Tylko tyle…

Wesprzyj nas już teraz!

Była tam i co? Niby nic? Nieee, dzięki tej Jej obecności wiele się tam zadziało. Bo można być czasem obecnym-nieobecnym. Tak, jak bywają czasem obecni i nieobecni w życiu i w wychowaniu swoich dzieci ojcowie, a także i matki Tak jak w niejednym domu są tacy obecni i nieobecni domownicy telewidzowie.

Czy coraz więcej dzieciaków i młodych jest obecnych-nieobecnych, bo wessanych w swoje smartfony. Ktoś nawet śmierć nazwał, że jest to nieobecność w wielu miejscach naraz.

Ale ta obecność Maryi była tam znacząca – bardzo uważna, odgadująca i przewidująca. I cóż ona wtedy przyniosła? Bagatela! Około 720 litrów wybornego wina. Choć ta jego mnogość też była znakiem Bożych obecności w każdej Mszy świętej do końca świata. A dyskretna uwaga Maryi była zapowiedzią tysięcy Jej obecności w całych dziejach świata. Obecności uważnych, odgadujących, przewidujących, ostrzegających i owocnych – na podobieństwo słów z modlitwy:  „…i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus”.

Błogosławiony! Bo Matka ze swojej natury chce być obecna w życiu swoich dzieci. Obecna, czujna, czuwająca, chce uchronić, zapobiec, ostrzec. I tak się działo i dzieje właśnie poprzez te po wielokroć powtarzające się objawienia obecności Maryi tam, gdzie i kiedy Jej najbardziej potrzeba  W wielu momentach dziejów i miejscach świata. O kilku z nich zaledwie  chciałbym powiedzieć, a właściwie napomknąć. O takich bardziej, ale i mniej znanych, bo każde z nich jest znakiem nadziei dla nas dzisiaj.

Takie pierwsze zaistnienie-objawienie Maryi  z dziejów Polski, to może rok 1278. Czas pustoszących, łupieżczych  i okrutnych najazdów Tatarów, w których nazwie zawarto, że są z piekła rodem. Niedaleko Lublina, miejscowość Wawelnica, teraz zwie się Wąwolnicą. I spory zagon tatarski, który zgromadził tam setki brańców, czyli wziętych w jasyr (do niewoli) mężczyzn, kobiet i dzieci, ale i mnóstwo wozów z łupami, jakie Tatarzy zagrabili. I teraz, ażeby bardziej pognębić ducha tych zniewolonych, wynoszą z kościółka figurkę Matki Bożej, stawiają Ją na kamieniu, by szydzić, lżyć i znieważać. Przerażeni tym brańcy patrzą i po cichu może jeszcze liczą na to, że może jakaś odsiecz przyjdzie, że może ktoś ich jeszcze uwolni…

I w pewnym momencie ta figura Maryi unosi się i rozbłyska oślepiającym światłem. Przenosi się nad niedaleką lipę, a Tatarzy, muzułmanie, wpadają w nieokiełznany popłoch i panikę. Uciekając, wpadają sami jedni na drugich, porzucając to wszystko, co zagarnęli i tych, których powiązali. Wtedy właśnie przychodzi polska odsiecz i rozprawia się z nimi do końca. Brańcy są wolni, łupy odzyskane. Nie jest to bynajmniej legenda. To historyczny przekaz. A to miejsce, sanktuarium do dziś dnia jest słynące cudami, choć jakoś mało obecne w świadomości polskich katolików.

A teraz druga półkula. Meksyk, 1531 rok. Czas po podboju przez Hiszpanów, a zwłaszcza Corteza, tego najbardziej krwiożerczego ludu Ameryki Łacińskiej. Azteków. Tych, którzy byli w stanie ofiarować swemu mrocznemu i okrutnemu bóstwu setki tysięcy ofiar rocznie, wyrywając z nich jeszcze bijące serca. Trudno jest ich nawrócić na nową, tak inną religię. Ale są wśród nich nawróceni i wcale nie przemocą. Jednym z nich jest Indianin Juan Diego, który idąc napotyka nagle postać Maryi, innej niż na hiszpańskich obrazach, która przemawia do niego nadzwyczaj czule. I prosi go, aby w tą tilmę, w którą jest odziany, wziął, nazbierał świeżo wyrosłych (mimo zimy)  kwiatów i zaniósł miejscowemu biskupowi. A kiedy Juan Diego  wysypuje owe kwiaty przed biskupem, na tej tilmie pojawia się obraz Maryi. Na poły chrześcijański, na poły indiański. Z taką ciemniejszą karnacją jawi się tam Maryja w sukni, na której jest tak dużo symboli, a są one czytelne głównie dla Azteków. -Taki swoisty piktogram. I oni odczytują w tych znakach spełnienie się jakiejś starej przepowiedni znaczenie nazwy tego miejsca „Guadelupe” oznaczające „depczącą węża”. I wtedy właśnie  tysiące Azteków nawraca się na katolicyzm. Czasem odbywa się po kilka tysięcy chrztów dziennie. Trzeba wzywać księży z Hiszpanii. I to nie Majowie, nie Inkowie, a Aztekowie są do dziś najbardziej katoliccy. I do dzisiejszego dnia przez Sanktuarium w Guadelupe rocznie przewija się ponad 20 mln pielgrzymów głównie  matek ze świeżo narodzonymi dziećmi, które ofiarowują Maryi, nazywanej tam „Patronką życia poczętego”. Kilka lat temu na tym cudownie powstałym wizerunku Maryi zajaśniał zarys Dzieciątka Jezusa na łonie Maryi.

Teraz trochę na południe tego kontynentu. Ekwador, miasto Quito. 1610 rok. Przybyłej z Hiszpanii zakonnicy Mariannie Franciszce ukazuje się Maryja i wśród różnych zapowiedzi mówi, co się będzie działo w XX wieku, czyli 400 lat później. Między innymi Maryja mówi o niesamowitym zalewie bezwstydu wśród kobiet, a nawet i u dzieci. Mówi o wielu odstępstwach, ale i o prześladowaniu kapłanów. Mówi również, że wiele dusz pójdzie przez to na zatracenie. A także, że w chwilach największej potrzeby Kościoła ci, którzy mają mówić, będą milczeć. Zamiast ostrzegać i napominać. A Ona już wtedy to czyniła. Czyż się to nie spełnia? To pełne troski przepowiadanie Maryi sprzed  400 lat?

Znowu Polska, nieobecna na mapach Europy. Zabór Pruski. Rok 1877 Gietrzwałd. Rzadko się o tym mówi, ale już wtedy szykowała się o wiele wcześniejsza Pierwsza Wojna Światowa. A na ziemiach polskich miało się odbyć jeszcze jedno powstanie, które miało wykrwawić resztki polskich elit. I wtedy w Gietrzwałdzie ukazuje się dwom dziewczynom Maryja mówiąca po polsku, domagająca się tylko modlitwy, uczciwości i zaprzestania pijaństwa. Przesłanie to dociera do Ojca Świętego na Watykanie, zyskując jego aprobatę. I wtedy  ze wszystkich stron Polski, z zaborów, ruszają nagle do Gietrzwałdu liczne pielgrzymki, Te pielgrzymki tak komplikują komunikację, że mieszają w ogóle szyki Prusakom i innym państwom, które miały przystąpić do wojny. Na kilkadziesiąt lat więc udaremniona jest wojna i owe powstanie. Jakby  to  było już  przygotowaniem do odzyskania niepodległości w Polsce w 1918 roku.

A teraz Portugalia i znana nam już bardziej Fatima. Rok 1917. O tym objawieniu Maryi Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi mówi się przecież najwięcej. Chcę jednak zwrócić uwagę na to ostatnie, które się działo 13 października tamtego roku, któremu towarzyszył ten cud wirującego słońca, które oglądało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wtedy to Maryja domaga się, aby poświęcono Rosję Jej Niepokalanemu Sercu. Bo jeśli to nie nastąpi – mówi Maryja – to grzechy i błędy Rosji rozleją się na cały świat i uczynią wiele krzywd i zbrodni. I co? Potrzeba wtedy było tylko trzech tygodni, żeby wybuchła rewolucja bolszewicka, jedna z najbardziej krwawych. A te błędy Rosji, swoisty anty-dekalog, pod diabelsku odwrócone dziesięcioro przykazań, rozlewają się na cały świat. I czynią straszliwe zło i spustoszenie moralne do dzisiejszego dnia,  choć w innej, już bardziej, może zakamuflowanej postaci.

Bagatelizowanie przestróg Maryi kosztuje więc świat bardzo wiele.

Rok 1920. Radzymin pod Warszawą. Toczy się Bitwa Warszawska Polaków z chmarami bolszewików, prących na podbój Europy i świata. Oni dotąd wszędzie wtedy wygrywali i los tej bitwy jest już prawie przesądzony. Marszałek Piłsudski ucieka z pola bitwy, a w niedalekim Wyszkowie  jest już przygotowany bolszewicki rząd na czele z Feliksem Dzierżyńskim. W samej Warszawie kilka  tysięcy robotników proletariuszy też już jest przygotowanych na przywitanie bolszewików rewolucją. Ale trwają też uporczywe modły, procesje  i adoracje w kościołach nie tylko Warszawy. I wtedy nad polem bitwy na całym niebie ukazuje się obraz Matki Bożej Łaskawej. Z pękiem połamanych, złotych strzał, z rozwianym płaszczem, a za Nią postępujące całe hufce uskrzydlonego rycerstwa. A co zdumiewające, tego obrazu nie widzą Polacy, tylko setki, tysiące bolszewików, których opanowuje taki strach, że notuje się, że niektórzy chowali się po psich budach. Ten strach i popłoch idzie już po szeregach bolszewickich i wtedy następuje ów cud nad Wisłą: zwycięstwo Polaków. Uratowana Polska, chrześcijaństwo i cała Europa.

A teraz już nasze czasy. Rok 1973 rok. Japonia. Miejscowość Akita. W jednym katolickim klasztorze, zupełnie głucha zakonnica, siostra Agnieszka, adorując drewnianą figurę Matki Bożej widzi, że figura płacze. I ona, głucha, słyszy Jej głos. Głos ostrzegający, że jeśli ludzie nie zaczną się modlić i pokutować, to Bóg ześle taką karę – stokroć straszliwszą od potopu. I pada tam też dziwne zdanie,  że działania diabła przenikną do wnętrza kościoła, tak że, kardynał stanie przeciw kardynałowi, biskup przeciw biskupowi, a wierni kapłani będą wyszydzani a kościoły profanowane i plądrowane. Czyż to się jakoś nie spełnia już na naszych oczach?

Jeszcze jeden ląd: Afryka. Rwanda. Kibeho. Rok 1981. To może już wielu z nas pamięta. I tam znów dwom dziewczynom ukazuje się Maryja i wręcz dramatycznie mówi do nich: „Mówię do was, ale nie słuchacie. Kiedy zaczniecie czynić to, o co was proszę? Świat zmierza do tego, aby się zapaść w otchłań. Zlewa się w jedno, obrzydliwe państwo. Jeśli nie będziecie żałować i modlić się, wszyscy zapadniecie się w otchłań”. Obrazy i język wręcz apokaliptyczne. Czy się spełnią?  Za 13 lat w tejże Rwandzie wybucha straszliwa masakra pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu. W sto dni, w straszliwie okrutny sposób morduje się ponad milion ludzi. To trochę jak na Półwyspie Bałkańskim, po zapowiedzi  w Medjugorje.

Gdybyśmy tak przerwali na chwile ten ciąg wydarzeń i niektórych tylko znaków z nieba, i z tych kilku objawień odczytali to, co się w nich powtarza, to łączy je coś, co można powiedzieć, jest jak zwornik – pięć warunków, jakie wciąż przypomina Maryja. Pierwsze to jest Modlitwa Różańcowa. Drugie to jest post. Trzecie – pokuta. Czwarte – czytanie Pisma Świętego. I piąte – Eucharystia. Czyli sprawy dla ludzi dostępne, choć ta ostatnia przez pandemiczną operację w wielu krajach zawieszona lub udaremniona.  Ale czy rzeczywiście traktujemy te środki jako niezbędne i zbawienne? Właśnie z takim Maryjnym  poczuciem troski o świat, o nas samych? I nie tyle o wybawienie od epidemii, ale o zbawienie dusz, o uchronienie od utraty wiary i nadziei, od zatracenia. Może o tym bardzo mało się pisze i mówi, ale w ostatnich dekadach zaistniała wręcz  niewiarygodna liczba objawień i znaków od Maryi. Niektóre już są uznane za kościół, a wiele z nich jest uznane przez biskupów miejsca, Jednak niektóre  z nich rozpoznaje się po owocach, które być może uchroniły świat od zagłady i rzadko kto o tym wie i dziękuje. O jednym z nich chciałbym tu jeszcze wspomnieć, bo wtedy i teraz tez się o nim nie mówi i nie pisze.

To był ten orwellowski rok 1984. Wtedy to właśnie, 25-ego marca papież Jan Paweł II chce spełnić prośbę Maryi z Fatimy i ofiarować Rosję Jej Niepokalanemu Sercu. Odradzają Mu, żeby nie ofiarował Rosji tylko świat, bo to zadrażni stosunki z kościołem prawosławnym i ze Związkiem Radzieckim, który już szykuje się do atomowej wojny, która ma nastąpić prawdopodobnie w przyszłym roku. I wtedy Papież na Placu Świętego Piotra dokonuje tego aktu ofiarowania Niepokalanemu Sercu Maryi świata. Ten akt jednak nie jest  jeszcze pełen, bo warunkiem postawionym przez Maryję było to, żeby jednocześnie z nim dokonali tego wszyscy biskupi ordynariusze na świecie. Niestety, do wielu z nich jakoby nie dotarły te wiadomości. Ale Papież wysyła dwóch księży do Moskwy, na Plac Czerwony, którzy ukryci za płachtą sowieckiej gazety „Prawda”, dokonują tego aktu tuż pod murem Kremla jednocześnie z Papieżem. – „Ojciec święty zrobił, co mógł” – powiedziała potem siostra Łucja ta, która była jedną z tej trójki w Fatimie. I właśnie parę tygodni potem, 13-ego maja tego roku, w rocznicę fatimskich objawień, w wielkiej bazie rosyjskiej, na północy w Siewiernomorsku następuje… wypadek, czyli gigantyczny wybuch setek rakiet i torped atomowych, które były tam zgromadzone. Wybuchają ogromne składy amunicji. Widzialne i odczuwalne jest to w promieniu stu kilometrów. Te rakiety po prostu idą w kosmos. Jedna trzecia potencjału atomowego radzieckiego przepada. Rosjanie muszą zmienić doktrynę wojenną. Wojna atomowa jest udaremniona. Nota bene, ta wojna miała się rozpocząć na terenie Polski, co potem ujawnił pułkownik Kukliński. A w pierwszej wstępnej rachubie miało zginąć przynajmniej dwa i pół miliona Polaków. Proszę zobaczyć: o tym się nie pisze, a my myślimy, że światem rządzi polityka… Ale w tę politykę właśnie, wkracza inny czynnik pozaziemski, który  często komplikuje, udaremnia,  odwołuje te czasem zapowiedziane przestrogi. Dlaczego ? Tłumaczą to może po części Jezusowe słowa„…bo jeszcze nie nadeszła moja godzina”.

A te objawienia wciąż trwają. I znów nie pisze się o tym, że dzieją się one głównie na Bliskim Wschodzie. Właśnie wtedy i tam, kiedy i gdzie powstało to  państwo szatańskie, ISIS i dokonywały się rzezie chrześcijan, to Maryja ukazywała się wielokroć w Nigerii, w Egipcie, w Iraku, w Syrii, ale głównie muzułmanom. I co znaczące, to bardzo wielu z nich się nawróciło. Nawracali się nawet wojownicy ISIS, ci jeszcze do niedawna zbrodniarze, kaci, a tam nawrócić się na katolicyzm, to znaczy albo stracić wszystkich przyjaciół i rodzinę, albo być poddanym wyrokowi śmierci. Ukazuje się tam Pan Jezus i św. Józef. Właśnie kiedy tych chrześcijan opuszczają wszyscy, to Maryja  przychodzi, by dawać wciąż znaki, że ONA JEST, że PAMIĘTA, że CZUWA.

Tak samo tu i teraz. Tylko, że jakoś dziwnie się to przemilcza. Może po to, byśmy nie wiedzieli i nie chcieli wspomagać działań Maryi swoimi różańcami, swoją pokutą, swoją Eucharystią. Tymi warunkami, które wciąż stawia Maryja, która jest, działa, ratuje, zważając nade wszystko na zbawienia świata, na nasze zbawienie. Na wybawienie nas od hipnotycznie paraliżującego nas lęku przed wirusem, przed rozpaczą i przed śmiercią. Jakoś tego szczególnie zabrakło w tym ostatnim roku operacji pandemia, kiedy wielu bez tej modlitwy, pokuty, spowiedzi i Mszy świętych, poddało się psychozie strachu i beznadziejności. A trzeba pamiętać, że brak nadziei jest rozpaczą, a rozpacz jest grzechem i to ciężkim.                       

Zakończę więc to przytoczenie niektórych znaków nadziei ostatnią zwrotką pięknego wiersza Romana Brandstaetter’a „Pieśń Madonny na chwałę człowieka”. Poeta  wkłada w usta Maryi takie słowa:

„Nie lękaj się.

Nie przeminiesz nigdy.

Spłonie ziemia,

W proch rozsypie się kosmos,

Ale ani jeden atom twojego istnienia

Nie zginie, Duszo człowiecza.

Wieczne są bowiem obroty Boga

Dookoła ciebie,

Najpiękniejszy z pyłów,

Pyle człowieczy.” Amen.

 

Brat Tadeusz Ruciński FSC

Więcej tekstów o Matce Bożej znajdziesz w e-booku „Nasza Królowa”

– KLIKNIJ TUTAJ –

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(5)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 625 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram